O doświadczeniach podczas dwóch miesięcy śpiączki, życiu wiecznym
i dlaczego chrześcijanin nie powinien rozpaczać po stracie bliskiej
osoby - w rozmowie z Andrzejem Duffkiem, który przeżył śmierć
kliniczną
Znalazłem się w - jak to określam - punkcie przejściowym. To był moment doświadczenia własnego życia w pigułce. Zacząłem je oglądać „oczami” Pana Boga. Jakby film mojego życia od momentu wypadku cofał się do moich narodzin. Widziałem siebie, sytuacje, pamiętałem je, ale jakbym stał z boku. Jednak bardzo wyraźnie odczuwałem intencję, jaka w każdej z nich mną kierowała. Miałem poznanie, że w zachowaniach, które uważałem za czysto altruistyczne z mojej strony, nie było miłości. Na przykład, przekazując pieniądze innym, moją podświadomą intencją stawała się poprawa sobie humoru, własnej samooceny. Nie byłem nastawiony tylko na bliźniego, ale w tym górowało moje „ja”.
Znalazłem się w - jak to określam - punkcie przejściowym. To był moment doświadczenia własnego życia w pigułce. Zacząłem je oglądać „oczami” Pana Boga. Jakby film mojego życia od momentu wypadku cofał się do moich narodzin. Widziałem siebie, sytuacje, pamiętałem je, ale jakbym stał z boku. Jednak bardzo wyraźnie odczuwałem intencję, jaka w każdej z nich mną kierowała. Miałem poznanie, że w zachowaniach, które uważałem za czysto altruistyczne z mojej strony, nie było miłości. Na przykład, przekazując pieniądze innym, moją podświadomą intencją stawała się poprawa sobie humoru, własnej samooceny. Nie byłem nastawiony tylko na bliźniego, ale w tym górowało moje „ja”.