Rozmowy
42/2020 (1316) 2020-10-14
O mocy modlitwy różańcowej i wyzwaniach stojących przed wspólnotą Żywego Różańca - w rozmowie z Agnieszką Czarnolas- Chudzik, zelatorką diecezjalną

Z moich obserwacji wynika, że w parafiach, gdzie zelatorki wdrażają zapisy statutu ŻR, a przy tym wychodzą z propozycją spotkań i wspólnych wyjazdów, nie ma problemu z naborem nowych osób do kółek różańcowych. Największym wyzwaniem są dziś bowiem koła niepełne, liczące np. dziesięć osób, i czasem jedynym wyjściem, by mogły one nadal funkcjonować, jest ich połączenie. Potrzeba nam przebudzenia i formacji. Drogą do pozyskania nowych członków jest też wyjście na zewnątrz: wspólne rekolekcje czy udział w pielgrzymkach. Uczestnicząc w propozycjach skierowanych do kół ŻR, zaczynamy czuć się wspólnotą, a ludzie bardzo potrzebują kontaktu z drugim człowiekiem. Różaniec - jak wspomniałam - jest lekarstwem na bolączki, a my, członkowie ŻR, stajemy się narzędziem w rękach Maryi.
40/2020 (1314) 2020-09-30
Oddać się w niewolę Matce Bożej, to oddać się w niewolę szczęściu - wyznaje Anna Kozikowska ze Wspólnoty Duchowych Niewolników Maryi. O 33-dniowych rekolekcjach, jakie prowadzą także w naszej diecezji, mówi: to droga ciągłego nawracania się, zadośćuczynienia Bogu za grzechy i życia oddaniem.

- Nie jestem osobą, której przekazano wiarę. W moim domu rodzinnym Pan Bóg był nieobecny - wyznaje pani Anna. Chrzest przyjęła w wieku sześciu lat i - jak podejrzewa - głównie za namową babci, którą wyróżniała żywa pobożność maryjna. - Żyłam „po swojemu”, bardzo pragnąc miłości, której nie znajdowałam ani w rodzinie, ani wśród rówieśników. To pragnienie miłości było we mnie tak silne, że pewnego dnia zaowocowało modlitwą z głębi serca: „Boże, jeżeli Ty jesteś, czy nie widzisz, jak bardzo pragnę kochać i być kochana?!”. Po ludzku straciłam nadzieję, że ziemia może nosić człowieka, który nie jest egoistą, który potrafi - i chce - kochać tak jak ja… Poprosiłam Boga całym sercem o „konkret”. Zaczęłam wymieniać jego pożądane cechy, łącznie z tym, by wracał z pracy o 17.00 - śmieje się. - Trzy miesiące później Pan Bóg postawił na mojej drodze dokładnie takiego mężczyznę. Dziś wychowujemy wspólnie czwórkę dorastających dzieci i razem też prowadzimy 33-dniowe rekolekcje.
33/2020 (1307) 2020-08-12
Jesteśmy wdzięczne Bogu za każde dobro - mówią siostry loretanki świętujące 100-lecie powołania zgromadzenia. Jubileusz staje się także dogodną okazją do wspomnienia założyciela, który - jak wyjaśnia przełożona generalna s. Aniceta Borowska - zakresem podejmowanych działań apostolskich wyprzedzał swoją epokę.

Zgromadzenie Sióstr Matki Bożej Loretańskiej powstało 31 lipca 1920 r. Zgodnie z zamysłem założyciela - bł. ks. Ignacego Kłopotowskiego, dziekana i proboszcza parafii Matki Bożej Loretańskiej przy kościele św. Floriana na warszawskiej Pradze, posługa sióstr miała być odpowiedzią na najpilniejsze potrzeby Kościoła. Apostoł słowa drukowanego dostrzegał je na polu głoszenie Ewangelii oraz opieki nad osieroconymi dziećmi i ludźmi potrzebującymi pomocy. Wierne zadaniom apostolskim wyznaczonym przez ks. I. Kłopotowskiego loretanki prowadzą wydawnictwa i drukarnie w Polsce, Rumunii, we Włoszech oraz na Ukrainie. Podejmują także współpracę w rozgłośni radiowej w Chicago w USA. - Byłyśmy pierwszymi siostrami pracującymi w drukarni - podkreśla s. A. Borowska, przełożona generalna ss. loretanek. Przypominając, iż głównym charyzmatem zgromadzenia jest apostolstwo słowa drukowanego, wskazuje na miesięczniki wydawane od ponad 100 lat: „Różaniec” i - adresowany do dzieci - „Anioł Stróż”. - Nie ustajemy na tym polu, choć technika wciąż idzie do przodu.
27/2020 (1301) 2020-07-01
...i cieszył się tą możliwością. W pamięci pielgrzymów - co zgodnie podkreślają i kapłani, i pątnicy - zapisał się obraz kierownika stojącego na poboczu i pozdrawiającego kolejno przechodzące grupy…

Mimo iż od dzieciństwa wspólnie wyjeżdżaliśmy na oazy i służyliśmy w parafii jako ministranci, decyzja Piotra o wstąpieniu do seminarium była dla mnie zaskoczeniem - przyznaje ks. Jacek, brat śp. ks. P. Wojdata. O smykałce ks. Piotra do przedmiotów ścisłych i koleżeńskości przejawiającej się m.in. w pomocy nad „matematycznymi hieroglifami” mówił także podczas Mszy św. pogrzebowej jego licealny kolega ks. Jerzy Przychodzeń. „Talentów, jakie dał mu Pan Bóg, nie zatrzymywał dla siebie” - podkreślał. Wspomniał również, jak po przyjęciu do diecezjalnego seminarium wspólnie obmyślali plan, by do grona seminarzystów ściągnąć także Jacka, który myślał o innej drodze służby w Kościele. - Zostałem przyjęty do salezjanów, jednak ostatecznie zdecydowałem się na nasze seminarium - wyjaśnia ks. J. Wojdat. Czas wspólnej formacji seminaryjnej - jak zauważa - pozwolił mu na obserwację rozwoju brata. - Piotr nie afiszował się ze swoimi talentami, ale też nigdy nie odmawiał koleżeńskiej pomocy. Wzbudzał zaufanie wśród kleryków i wychowawców, co przekładało się m.in. na powierzane mu funkcje: był dziekanem naszego rocznika i seniorem alumnów - uściśla.
24/2020 (1298) 2020-06-10
Zbyt szybkie i niespodziewane to Twoje odejście, Księże Piotrze! Wiedzieliśmy, jak poważny jest stan Twojego zdrowia, że balansujesz na granicy życia i śmierci. Niemniej nic nie wskazywało na to, że będzie to akurat ten piątek. Zwłaszcza że następnego dnia planowałeś wyjazd na dwutygodniową rekonwalescencję. Po Twoim powrocie mieliśmy siąść do bieżących redakcyjnych spraw. Wspominałeś też o świętowaniu swoich imienin pod koniec czerwca. Boża Opatrzność zdecydowała inaczej…

Poznaliśmy się, kiedy ks. Piotr był kierownikiem Pieszej Pielgrzymki Podlaskiej na Jasną Górę. I tak się składało, że co roku - na przełomie czerwca i lipca - ksiądz gościł w naszej redakcji, opowiadając o pielgrzymkowych przygotowaniach. Cieszył się, że podczas gdy inne diecezje odnotowują spadek liczby pątników, u nas obowiązuje tendencja wzrostowa. Podkreślał zarazem, że jest to owoc podjętej przed laty decyzji o pokutnym charakterze podlaskiego pielgrzymowania. Pytany, jak zmienia się ono z roku na rok, ks. Piotr wskazywał na coraz liczniejszy udział w pielgrzymce ludzi dorosłych, a nieraz też przedstawicieli kilku pokoleń z jednej rodziny. „Pielgrzymka to czas rekolekcji dla każdego” - powtarzał. Jako jej kierownik cieszył się z udogodnień technicznych, które z biegiem lat znacznie ułatwiały pielgrzymowanie. I zawsze przed wymarszem wyruszał na tzw. objazd trasy, odwiedzając wszystkie parafie, które po drodze miały gościć pielgrzymów. Z dumą dzielił się przy tym opinią, jaką przez lata wypracowała sobie nasza pielgrzymka. „O, Podlasie przyjechało!” - mówili na jego widok księża, podkreślając, że nasze grupy przechodzą wzorcowo.
24/2020 (1298) 2020-06-10
Rozmowa z s. Marzeną Kucharską z Domu Prowincjalnego Zgromadzenia Sióstr Albertynek Posługujących Ubogim przy ul. Kawęczyńskiej w Warszawie

Ks. Krzysztof Wons SDS w książce „Ewangelia czytana życiem” napisał, że Brat Albert nie był teoretykiem, ale praktykiem Ewangelii. On jej nie tłumaczył, w jego nielicznych zapiskach znajdziemy dosłownie kilka bardzo krótkich tekstów, ponieważ on Ewangelię od razu przekładał na życie, codzienność. Brat Albert pokazał, jak czynić miłosierdzie, a mógł to robić tylko dlatego, że sam je dostrzegł. Miłosierdzie ma przecież jedno oblicze, choć odbite w tysiącach ludzkich twarzy. Jest to oblicze Chrystusa cierpiącego - Ecce Homo. Oblicze przez prawie 11 lat malowane na płótnie przez Adama - artystę i nigdy nieukończone jako obraz. Dlaczego niedokończone? Bo Albert Chmielowski dostrzegł Chrystusa w twarzach ludzi, od których my nieraz odwracamy się ze wstrętem, i zaczął w nich malować Jego obraz. Ludzi, których społeczeństwo wyrzuciło poza margines. Albertyńskie miłosierdzie to dostrzeganie w opuszczonym i biednym człowieku obrazu znieważonego Chrystusa, w czym Brat Albert był mistrzem. Pewnego razu wystarczyły dwa słowa skierowane do niszczonego nałogiem człowieka: „kochany pijaku!”, by uratowały jego życie. A podobnych sytuacji było i jest wiele…
23/2020 (1297) 2020-06-02
Śpiewają, bawiąc publiczność, od 20 lat, a ich zaangażowanie na rzecz popularyzowania pieśni i tradycji zostało docenione przez ministerstwo kultury. - Ta nagroda jest dla nas nobilitacją i mobilizacją - mówią o przyznanej odznace.

Początki działalności grupy śpiewaczej Wrzos sięgają 2000 r. Inspiracją okazał się… minikoncert towarzyszący jednemu ze spotkań, w którym uczestniczyła m.in. Józefa Iwanowska. - Panie tak ładnie śpiewały… „Czy w Kąkolewnicy nie mógłby powstać taki zespół?” - zagadnęłam Henryka Wocha [nieżyjący już dziś społecznik - przyp.]. „A chciałabyś?” - spytał. „Jakby ktoś poprowadził, to czemu nie…” - odpowiedziałam. I tak się zaczęło - wspomina. Pani Józefa kieruje Wrzosem od dziewięciu lat. Jej poprzedniczkami na stanowisku szefowej grupy śpiewaczej były: Stanisława Kośmider i Kazimiera Gomółka. Artystycznie i muzycznie zespół prowadzi - niezmiennie od 20 lat - Sławomir Woch. - Muzykowanie jest u nas rodzinne - wyjaśnia. - Dawniej grywaliśmy na weselach: ja na gitarze, tata na saksofonie, jeden stryjek na akordeonie, a drugi na trąbce. Kiedy więc panie zaproponowały mi współpracę, zgodziłem się.
5/2020 (1279) 2020-01-28
Cieszę się, że Bóg mnie wybrał i że mogłam odpowiedzieć „tak” Jezusowi. Powołanie jest wielką łaską - przypomina s. Aniceta ze Zgromadzenia Sióstr Opatrzności Bożej.

S. Aniceta Cichosz urodziła się 9 listopada 1946 r. w miejscowości Olchowiec-Kolonia w diecezji lubelskiej. Na chrzcie otrzymała imię Jadwiga. - Miałam kochających rodziców, którzy uczyli nas szacunku do drugiego człowieka i gotowości do niesienia pomocy. W mojej rodzinie było może biednie, czasem nie starczało chleba, ale za to nigdy nie brakowało miłości - podkreśla. Siostra z sentymentem wspomina powroty ze szkoły zimową porą. - Jak szedł dym z komina, to był znak, że mama jest w domu i biegło się jak na skrzydłach - opowiada. Mówi też o wychowaniu do życia wiarą. - Rodzice byli bardzo pobożni. Do kościoła mieliśmy 9 km, więc nie zawsze dało się dojechać na Mszę św., ale taki był zwyczaj, że Drogi krzyżowe czy nabożeństwo Gorzkich żali w Wielkim Poście odbywało się po domach i mieszkańcy chętnie brali w nich udział.
49/2019 (1272) 2019-12-04
To państwo sprawiacie, że my, bibliotekarze, czujemy się potrzebni - mówiła Jadwiga Madziar, dyrektor Miejskiej Biblioteki Publicznej w Siedlcach świętującej 100-lecie istnienia. Jubilatce życzyła, aby była skarbnicą książek, ale też centrum życia społecznego. By była biblioteką wielką i wieczną.

MBP w Siedlcach - największa i najstarsza biblioteka publiczna w mieście i regionie - obchodzi 100-lecie istnienia. Uroczystość jubileuszowa odbyła się 27 listopada w Sali Białej Miejskiego Ośrodka Kultury z udziałem wielu znamienitych gości: posłów i samorządowców, przedstawicieli służb mundurowych i instytucji kultury, dyrektorów bibliotek i emerytowanych pracowników MBP, sympatyków placówki oraz tych, bez których jej funkcjonowanie nie miałoby sensu - czytelników. - 100 lat to szmat czasu. Czy zmieści się w filmie? - po powitaniu uczestników prowadzący galę Andrzej Ilczuk, dziennikarz Katolickiego Radia Podlasie, zaprosił do obejrzenia filmu przygotowanego przez pracowników biblioteki i ukazującego jej 100-letnią historię.