Historia
Bój o Siemiatycze

Bój o Siemiatycze

Około 16.00 6 lutego wojska carskie pod dowództwem gen. Zachara Maniukina w składzie siedmiu kompanii, sotni Kozaków i czterech dział, łącznie ponad półtora tysiąca żołnierzy, zaatakowało w Siemiatyczach liczący ok. dwóch tysięcy osób powstańczy oddział Władysława Cichorskiego ps. Zameczek.

Pomimo wsparcia artylerii szturmujące ogrodzenie cmentarza dwie kompanie rosyjskiej piechoty zostały zatrzymane silnym ogniem powstańców. W czasie walk ciężko ranny został prowadzący natarcie ppłk Felimonow. Wkrótce potem zmarł.

Szybko zapadający zmrok, wichura z deszczem i gęsty ostrzał powstańców zmusiły gen. Maniukina do wycofania piechoty spod cmentarza poza miasto – w rejon stanowisk artylerii. Kosynierom pod wodzą „Zameczka” udało się dotrzeć do dział na odległość 60 kroków. Na podstawie opowieści Rylskiego, uczestnika walk, Roman Rogiński zanotował: „Młodzież bez przywódcy wybiega za cofającym się w pole i rusza wprost na armaty. Następuje strzał, kilku naszych pada, inni cofają się i nie widzą, że Rosjanie oszołomieni śpiewem „Jeszcze Polska nie zginęła” cofają się także, pozostawiając armaty do świtu”. Ostatni dziejopis tej bitwy – Ernest Szum – twierdzi, że Polacy pozyskali te działa. Według Cichorskiego po stronie powstańców było 14 zabitych, 17 ciężko rannych i pięciu lekko. Ciężko rannych złożono w pałacu Fenshavów [Jabłonowskich – JG].

Po bitwie „Zameczek” szykował się do opuszczenia Siemiatycz. Jeszcze tej samej nocy wyprawił tabor i wozy z amunicją w kierunku Drohiczyna. Jednak przybycie Lewandowskiego i Rogińskiego zmieniło jego wcześniejsze zamiary. Rano, ok. 8.00, zapadła decyzja o wspólnej obronie. Zabezpieczenia północnej części miasta, od strony Bielska, podjął się „Zameczek”, który miał zająć cmentarze. Centrum obsadził Lewandowski. W południowo-zachodniej części miasta obronę organizował Rogiński. Maszerujący Jabłonowski, stanowiąc odwód, zająć miał jedną z wiosek w pobliżu Bugu. Jak zanotował Rogiński: „Liczebnie dorównywaliśmy Rosjanom, lecz broń była mizerna, a przy tym czasu było za mało. Dowódcy tylko właściwie nie było. Każdy z nas musiał działać na własną rękę, co w większej bitwie jest błędem strasznym, ale tu czasu nie było myśleć o taktyce wojennej i trzeba było stawać do boju”.

Według E. Szuma 7 lutego, ok. 9.00 rano, żądny odwetu gen. Maniukin ponownie rozpoczął atak na Siemiatycze, starając się oskrzydlić miasto od zachodu i południa. Oddziały Cichorskiego nie wytrzymały rzęsistego ognia karabinów, na które mogły odpowiedzieć znacznie słabszym i krótszym ogniem ze strzelb myśliwskich. Tym razem natarcie rosyjskie na cmentarze okazało się skuteczne, gdyż „Zameczek”, ponosząc duże straty, zaczął cofać się za rzekę Kamionkę. Kosynierzy i nieliczni strzelcy grzęźli w rozmokniętych terenach nad wezbraną rzeką, którą płynęła gęsta kra. „Gdzie kto ulęgnął w błocie, ten popadł w niewolę” – wspominał uczestnik boju. Walka była niezwykle ciężka. Jak zauważył E. Szum: „W Siemiatyczach znów zapłonęły pożary, co spowodowało zamieszanie i tworzyło dodatkowe problemy, gdyż tego dnia nie padał już deszcz i trzeba było zaangażować pewne siły w gaszenie płonącego w znacznej części miasta, gdyż pożary utrudniały utrzymanie szyku i komunikację między oddziałami”.

Niestety nie posiadamy zgodnych relacji co do polskiej obrony. Po czasie w pamiętniku Rogiński zapisał: „Biegniemy do pałacu, zajmujemy go. Szaniawski staje na brzegu miasta pomiędzy mną a Lewandowskim… Radowicki z kawalerią w alei, a Golian poza murami pałacu ze swymi kosynierami”. Tymczasem w swych wcześniejszych zeznaniach w Cytadeli tenże Rogiński oświadczył: „Wówczas ruskie wojska uszykowawszy się wysunęły z artylerią i odkryły ogień do zamku [pałacu – JG], do którego ja miałem zamiar wejść z oddziałem przeszedłszy rzekę w bród. Lecz gdy byłem już pod zamkiem, znalazłem go zajętym przez ruskie wojska, wskutek czego cofnąłem oddział za rzekę”. Lewandowski w swym pamiętniku zarzucił mu wprost, że „uląkł się tak poważnej siły i bez wystrzału ruszył przez pola do lasu”. Od ognia rosyjskiej artylerii i piechoty zapalił się dach pałacu i – jak pisze białostocki historyk prof. Adam Dobroński – „Rosjanie zyskali otwartą drogę do centrum miasteczka. Zajęli pałac i według (tym razem) zgodnych relacji spalili go wraz z rannymi Polakami”.

Lewandowski, jako nominalnie naczelny dowódca, trzymał się w mieście z zamiarem atakowania pałacu. Został jednak zmuszony do odwrotu. W zeznaniach złożonych przed rosyjską komisją śledczą stwierdził: „Po kilkugodzinnej bitwie z miasta ustąpić musiałem, straciwszy trzech czy czterech zabitych i czterech rannych. Zostałem odcięty od Bugu, co mi posłużyło do ocalenia oddziału, w innym bowiem razie zepchnięty na Bug straciłbym wszystko”. Otoczony z trzech stron przez oddziały rosyjskie wycofywał się z Szaniawskim – jako ostatni – przez ocalały most na rzece Kamionce w kierunku Wysokiego Litewskiego. Jabłonowski nie przybył i nie wziął udziału w bitwie, zaś zajęci plądrowaniem domów Rosjanie nie kontynuowali pościgu. Jak zapisał XIX-wieczny dziejopis powstania W. Przyborowski: „Miasteczko zapalone w czasie walki od pękających granatów stało się teatrem strasznych scen rabunku i morderstw bezbronnych mieszkańców… W samym miasteczku ledwie 18 domów ocalało. Kościół katolicki byłby także uległ rabunkowi i profanacji, gdyż pijane żołdactwo nie słuchając wcale oficerów już drzwi wyrąbywało, gdyby nie pop siemiatycki, który stanowczo się temu oparł”.

Po zniszczeniu miasta wojsko rosyjskie dumnie śpiewało o swoim wodzu: „Maniukin gienierał, Siemiatycze razorał”. W opinii historyka S. Góry po stronie polskiej [w ciągu dwóch dni – JG] było ok. dwustu poległych oraz trzystu rannych i wziętych do niewoli. Część rannych powstańców ukryto w okolicy. Historyk rosyjski Pawliszczew zanotował o rozbiciu buntowników pod Siemiatyczami, ale jego kolega po fachu – M. Berg był ostrożniejszy w swym sądzie i wspomniał jedynie o poważnej bitwie, bez wnikania w szczegóły dotyczące jej przebiegu.

Józef Geresz