Burmistrzowanie króliczków
Skoro jednak nawet oślisko Baalama potrafiło pod wpływem sił nadprzyrodzonych wypowiedzieć jedno sensowne zdanie, można przyjąć, że poseł ze Śląska (po to ponoć zmieniał nazwisko) również jest w stanie czasem powiedzieć coś bez oparów absurdu. W czasie niedawnego kongresu parlamentarzysty z Biłgoraja oświadczył był, że Janusz Palikot jest „Don Kichotem” polskiej sceny politycznej. I z tym zgodzić się trzeba, mając w pamięci opis tej postaci zawarty na kartach dzieła Cervantesa, a szczególnie frazę, iż ów błędny rycerz jest człowiekiem, któremu „króliczki w głowie burmistrzują”, co przełożyć można na język zgrzebnej prozy codzienności, iż jest on idealnym kandydatem na pacjenta szpitala psychiatrycznego. Panu Kutzowi należy pogratulować „błyskotliwości wypowiedzi” w obecności samego zainteresowanego, a publice refleksu, gdyż nagrodziła to stwierdzenie rzęsistymi brawami.
„Boję się Danajów, nawet gdy dary niosą…”
Zdanie Wergiliusza z „Eneidy” nakazuje jednak pewną ostrożność. Laokoon, który je wypowiedział na wieść o przyjęciu przez Trojan w swoje mury drewnianego konia, zginął wraz ze swoimi dziećmi, zgnieciony uściskami (może i serdecznymi) paru wężów. Podobnie i nasze społeczeństwo może przeżyć tragiczne perturbacje, zwiedzione tezami Janusza z Biłgoraja, nawet jeśli one są miłe dla ucha, a sam ich autor wydawać się może swoistym hippisem naszej polityki. Rzecz bowiem nie toczy się o konkretne programy i działania, ale ma swoje głębokie znaczenie w kulturze, czyli duszy narodu. Nawet jeśli niektóre pomysły potraktujemy humorystycznie, to jednak wizja owej „nowoczesnej Polski”, wyłaniająca się z oparów absurdu w Sali Kongresowej, jest zastanawiająca. Rozpaczliwe wołanie Magdaleny Środy, która wypowiedziawszy swoje znane kwestie w sprawie „świeckiego państwa” upominała się o sprawy socjalne, pozostały bez echa w sali dawnych zjazdów PZPR, a krzyk o poruszenie spraw gospodarczych spotkał się z wypowiedzią Palikota: „O tym później”. Więc co idzie na pierwszy ogień? Spawy szeroko pojętej kultury, a szczególnie przemian obyczajowych. Darmowa antykoncepcja, szeroki dostęp do zabijania nienarodzonych, legalizacja związków partnerskich zarówno hetero, jak i homoseksualnych, refundowanie metody in vitro, to obraz obyczajowej Polski, wyłaniającej się z przemówienia Janusza z Biłgoraja. Tak ma wyglądać nasza ojczyzna, takie Eldorado chce on nam zafundować. A jako wisienka na torcie ustawił likwidację nauczania religii w szkołach (ciekawe, że w jego wypowiedziach słychać było tylko przypowiastki o Kościele rzymskokatolickim, a o innych jakoś nic, choć będąc mieszkańcem Lubelszczyzny zapewne kontakty z Kościołem prawosławnym na nienajgorsze) oraz likwidację Funduszu Kościelnego. Dlaczego nic nie było słychać o polityce prorodzinnej, o rozwiązaniu kwestii alimentacyjnych, o zachętach pronatalistycznych, gdy „dziura demograficzna” jest o wiele groźniejsza od budżetowej? I dlaczego w ramach tak zliberalizowanego społeczeństwa zostanie utrzymany nakaz finansowania tego przez ludzi, którym się to nie podoba? Dlaczego mam płacić z własnych podatków, które płacę (służę rozliczeniami z Urzędem Skarbowym), za rozdawanie bezpłatnych prezerwatyw nieletnim i za rozkoszną leżankę-samolocik w gabinecie ginekologicznym? A mówi to człowiek, który całkiem niedawno zachęcał do niepłacenia abonamentu RTV, bo nie odpowiadały mu władze telewizji publicznej. Bo nie chodzi tutaj o załatwienie spraw ludzi, ale o tani populizm rodem z Samoobrony lat 90-tych, tylko ubrany dzisiaj w różową marynarkę. Chodzi o atak na kulturę i obyczajowość, dziwnie przypominający walkę komunistów w latach 60-tych ubiegłego wieku, gdy w celu przykrycia obchodów 1000-lecia Chrztu Polski oraz zatarcia pamięci o stalinizmie wprowadzono darmową aborcję i wyrzucono religię ze szkół.
„Nowoczesna Polska”
Znamiennym jest również, że oprócz spraw gospodarczych, zabrakło jakiegokolwiek odniesienia do spraw międzynarodowych. W połączeniu z „radosną twórczością” Janusza Palikota w kwestiach obronności (zmniejszenie i tak niewystarczających już dzisiaj nakładów na polską armię) wskazuje to na chęć całkowitego „rozbrojenia” Polski na arenie międzynarodowej. Zapewne wprowadzając w życie maksymę Władysława Bartoszewskiego, że Polska jako panna brzydka i niepoważna winna być przynajmniej miła, Janusz Palikot chce nadać jej oblicze kurtyzany, łatwej, zawsze dostępnej i za niską cenę, chociażby za możliwość uprawiania seksu z kim się chce i bez żadnych konsekwencji. O takim rozumieniu Polski świadczy chociażby fakt, iż jeden z najgorętszych sporów kongresu dotyczył kwestii, czy w logo są elementy narządów męskich, czy też dodania na nim biustonosza (co miało usatysfakcjonować panią Gretkowską, choć swego czasu na plakacie Partia Kobiet występowała zupełnie bez żadnej odzieży). I nie jest dziwną rzeczą, że Palikot odwołuje się przede wszystkim do ludzi młodych. Niestety wiek ów, poza idealizmem, nacechowany jest również bezkrytycznością w przyjmowaniu rozwiązań społecznych, co związane jest z brakiem doświadczenia życiowego. To, co dla młodego człowieka tchnie nowością, starsi ludzie często oceniają krótka frazą: „Ale to już było!”, co pozwala im z dystansem oceniać pojawiające się nowinki i dawać odpowiednie miejsce w koszu na śmieci. Ale i dla ludzi starszych „sztukmistrz z Biłgoraja” przygotował „list życia”, dzięki któremu łatwo będą mogli odejść w wieczność. W ten sposób jego wizja Polski zrealizuje się „bezboleśnie” i nie trzeba będzie babci zabierać dowodu. Nie będzie nawet trzeba płacić na jej emeryturę.
Słowa wylatują gołębiem, a wracają kamieniem
Można oczywiście uśmiechnąć się i uznać ów kongres za fanaberię bogacza. Problem jednak w tym, że dotykamy sfery idei, najważniejszej dla każdej tkanki społecznej. Nie można lekceważyć pojawienia się w sferze publicznej zorganizowanych działań niszczących Polskę. Ostrzeżenie Jana Pawła II, że demokracja bez wartości zazwyczaj przeradza się w jawny lub zakamuflowany totalitaryzm, jest tutaj jak najbardziej na czasie. Państwo, które zabiera się za inżynierię w dziedzinie idei, staje się niebezpiecznym narzędziem w rękach różnych indywiduów. Polskość nie jest kwestią geografii czy filologii, ale sferą wartości kształtujących naszą narodowość na przestrzeni wieków. Może się okazać, że pozwoliliśmy na jej zniszczenie, oczadzeni „dopalaczem z Biłgoraja”, jak mówi Jakub Wojewódzki. A młodzi, którzy bili rzęsiste brawa, gdy krzyczano o państwie wyznaniowym, szybko mogą skandować hasła przeciwko czemukolwiek, pod warunkiem, że powie to facet z wibratorem i pistoletem w ręku.
Ks. Jacek Świątek