Historia
17/2020 (1291) 2020-04-22
Podchodził do człowieka i mówił: „Mam dla ciebie rolę w moim teatrze”. Kultura ludowa nie miała dla niego tajemnic. Poświęcił jej całe swoje życie. Wierzył, że to, co robi, ma sens.

Losy śp. Kazimierza Kusznierowa mogą być materiałem na fascynującą książkę. Jego historia pokazuje, że dla prawdziwych pasjonatów nie istnieją żadne przeszkody. Przez lata był kojarzony z teatrem obrzędowym „Czeladońka”. Prowadził go przez 40 lat. Pochodził z miejscowości Lubenka (gm. Łomazy), gdzie mieszkał aż do śmierci. - Było nas siedmioro. Rodzice utrzymywali się z czterohektarowego gospodarstwa. Tato dorabiał jako klarnecista. Grał na weselach i wiejskich zabawach. Zmarł, gdy miałam trzy lata. Kazik chodził wtedy do czwartej klasy podstawówki. Ciężar utrzymania rodziny spadł na mamę. Brat ciężko pracował na roli. W 1977 r. powierzono mu prowadzenie wiejskiego domu kultury w Lubence - zaczyna opowieść Jadwiga Kwiatkowska, najmłodsza siostra p. Kazimierza. Dodaje, że brat prowadził także Klub Książki i Prasy „Ruch”. To ta organizacja wysłała go na szkolenie prowadzone przez Uniwersytet Ludowy w Gardzienicach, gdzie zetknął się z różnymi formami kulturalno- oświatowymi.
16/2020 (1290) 2020-04-15
W naszym domu w Polsce, po powrocie z Syberii nawet chleb trzeba było kłaść wysoko. Tak bardzo człowiek był go spragniony. Nie mogliśmy się najeść - wspomina Henryk Ambrożewski z Drohiczyna, Sybirak.

Wkrótce minie 80 lat od ostatniej deportacji Polaków na Sybir ze stacji kolejowej w Siemiatyczach. W okresie od 14 kwietnia 1940 r. do 20 czerwca 1941 r. wywieziono stąd w bydlęcych wagonach ok. 4 tys. osób. Wśród „przesiedleńców”, których przymuszono do wyjazdu w ostatnim z transportów, byli rodzice H. Ambrożewskiego - Helena i Antoni, oraz dziadkowie - Wiktoria i Wacław. - Młodszy brat mego ojca Lucjan,uczeń gimnazjum, próbował z kolegami uciec nocą na drugą stronę Bugu, do Niemców [Bug stanowił naturalny wyznacznik tzw. linii Mołotowa - przyp. red.]. Rosjanie złapali stryjka, związali ręce drutem kolczastym, uwięzili, a potem wywieźli do Archangielska. Od tej pory mieli też oko na dziadków. Podczas spisu rodzice, którzy żyli z rodzicami taty w jednym gospodarstwie, podali się jako jedna rodzina Ambrożewskich. Gdyby nie to, zostaliby w Polsce - tłumaczy pan Henryk.
16/2020 (1290) 2020-04-15
Już ponad 100 eksponatów zebrano z myślą o muzeum rolnictwa. - Ocalmy dawną wieś od zapomnienia, by nasze dzieci i wnuki wiedziały, z jakim wysiłkiem i pomysłowością wiązała się dawniej praca na wsi - mówi o idei placówki wójt gminy Radzyń Podlaski Wiesław Mazurek.

Pomysł dojrzewa już od kilku lat. Ma szansę skrystalizować się wkrótce dzięki temu, że z myślą o siedzibie muzeum gmina zakupiła działkę w Bedlnie koło Żabikowa. W muzeum zgromadzone będą narzędzia i urządzenia, które służyły dawniej, by uprawiać ziemię, prowadzić gospodarstwo rolne i domowe. - Jako dziecko pomagałem rodzicom i dziadkom w gospodarstwie. Wiem, jak ciężko pracowało się na wsi, ile te obowiązki pochłaniały zdrowia fizycznego i czasu, ale też, jak wielkiej wymagały pomysłowości. Z szacunku dla minionych pokoleń mieszkańców wsi chciałbym te chwile ocalić od zapomnienia. Wiem też, ja trudno współczesnej młodzieży i dzieciom wyobrazić sobie, ile wysiłku, zdrowia wymagało przygotowanie chleba i „do chleba” - mówi W. Mazurek, uzasadniając chęć i potrzebę powołania placówki muzealnej w gminie Radzyń Podlaski.
15/2020 (1289) 2020-04-08
​To miała być zwykła wiosenna sobota. No, może trochę inna, bo na ten poranek telewizja zapowiedziała transmisję z uroczystości uczczenia 70 rocznicy Zbrodni Katyńskiej, w której miała uczestniczyć liczna polska delegacja z prezydentem Lechem Kaczyńskim na czele.

Ale relacja z Katynia się nie pojawiła. Dotarły za to inne informacje. Pierwsze sygnały były już przed dziewiątą. Niepodawane jeszcze przez media czekające na potwierdzenie wiadomości, według których katastrofie miał ulec samolot Jak-40 - z prezydentem Polski. Kiedy okazało się, że prezydent poleciał Tu-154M, zatliła się iskierka nadziei. I bardzo szybko zgasła. Bo to właśnie tupolew - przy próbie podejścia do lądowania - rozbił się na lotnisku Smoleńsk-Siewiernyj. W katastrofie zginęli wszyscy - 96 osób: para prezydencka Lech i Maria Kaczyńscy, ostatni prezydent RP na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski, wicemarszałkowie Sejmu i Senatu, dowódcy wszystkich rodzajów sił zbrojnych RP, pracownicy Kancelarii Prezydenta, szefowie instytucji państwowych, duchowni, przedstawiciele ministerstw, organizacji kombatanckich i społecznych, osoby towarzyszące i załoga tupolewa. Ludzie o różnych poglądach, przynależący do różnych politycznych ugrupowań.
15/2020 (1289) 2020-04-08
Z „Echem Katolickim” zawsze po drodze! Tymi słowami rozpoczynam moje skromne wspomnienia dotyczące niezwykle ważnych wydarzeń, które miały miejsce w pierwszych powojennych latach.

W Serpelicach, mojej rodzinnej miejscowości, wojna skończyła się - można powiedzieć - w trzecią niedzielę lipca 1944 r., ponieważ właśnie wtedy, podczas Sumy odprawianej przed skromną, ale uroczą kaplicą, dali się zauważyć żołnierze sowieccy. Zatrzymali się tuż przed kaplicą i spokojnie czekali na zakończenie Eucharystii. Dzień był piękny. Czyściutkie słońce otwierało serca ku radości - tak nam się wydawało. Za miesiąc miałem ukończyć szósty rok mego życia. Sowieci zrobili najpierw… dobre wrażenie - zachowali się skromnie, chętnie podejmowali rozmowy, siadając na ławkach przy ogródkach. Ale tak było tylko na początku. Szybko dała o sobie znać okrutna rzeczywistość. Kogoś wywieziono na Sybir. Kogoś ścigano ze względu na to, że podczas hitlerowskiego najazdu należał do organizacji partyzanckiej, a nie poddawał się nowemu najeźdźcy. Rodzice coś mówili szeptem, a zawsze chodziło o Polskę, o jej imię, jej rzeczywistość, jej samoistnienie. Z dyskretnych rozmów starszych wynikało bowiem, że coś nam jednak grozi. A więc nie ma końca wojny.
14/2020 (1288) 2020-04-01
O epidemii cholery, która wybuchła w pierwszej połowie XIX w., walce z chorobą i jej skutkach, mówi dr Rafał Dmowski, dyrektor Archiwum Uniwersytetu Przyrodniczo-Humanistycznego w Siedlcach.

Ze względu na to, że nie znano przyczyn choroby i sposobu jej rozprzestrzeniania, nie znano również metod leczenia, które mogłyby pomóc zarażonym. Przez wieki twierdzono, że choroby przenoszone są przede wszystkim poprzez powietrze, a nie przez bezpośredni kontakt z zarażonym. Dopiero po latach okazało się, że cholerą można zarazić się nie tylko przez bezpośredni kontakt z chorym, ale też przez wypicie skażonej wody lub przez kontakt z jakąkolwiek rzeczą, której chory dotykał. Okazuje się, że wszyscy ówcześni pamiętnikarze trafnie ocenili przyczyny epidemii. Przykładowo we wspomnieniach Natalii Kickiej czytamy: „Nasze wiarusy obładowali się złotem tureckim, w kieszeniach nieprzyjaciół znalezionym, a że największa część naszej wiary była źle obuta i źle odziana, z umarłych ściągali nasi żołnierze buty na własny użytek, zabierali kaszkiety, z czego wynikło wielkie niebezpieczeństwo: cholera przyniesiona przez wojsko moskiewskie do naszej ojczyzny, wybuchła niebawem w brygadzie męża mojego”.
14/2020 (1288) 2020-04-01
Od czerwca 2019 do lutego br. trwały prace konserwatorskie obrazu z bocznego ołtarza sanktuarium Matki Bożej Pocieszenia w Orchówku, które przyniosły nieoczekiwane rezultaty.

W wyniku prac pod XIX-wiecznym wizerunkiem czczonego tu świętego odnaleziono obraz Antoniego pochodzący z XVII w. Restauracja była możliwa dzięki dofinansowaniu Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków w Lublinie. Parafia w Orchówku została erygowana w 1507 r. W 1610 r. parafię objęli ojcowie augustianie, którzy tu przetrwali do 1864 r. - do czasu, kiedy rząd rosyjski klasztor skasował, parafię zniósł, a kościół zamienił na cerkiew. Parafia wznowiona w 1931 r. i w 1947 r. powierzona została ojcom kapucynom. Kościół pw. św. Jana Jałmużnika słynie z cudownych obrazów: Matki Bożej Pocieszenia oraz św. Antoniego. Kult Świętego z Padwy był żywy w Orchówku, dlatego odnalezienie pierwotnego cudownego wizerunku ma ogromne znaczenie - potwierdza o. Jacek Romanek, gwardian klasztoru, proboszcz parafii i kustosz sanktuarium MB Pocieszenia.
13/2020 (1287) 2020-03-25
Do domów, gdzie mieszkały panny, trafiały garnki z popiołem, a święcona woda miała chronić bydło przed „cugiem”. Opowieścią o dawnych tradycjach - przeżywaniu Wielkiego Postu i Świąt Wielkanocnych w okresie międzywojennym - dzielą się szpakowskie Marysieńki.

Na czas Wielkiego Postu gospodynie szorowały garnki popiołem, „żeby nic z zapustów nie zostało”. W poście ludzie jedli śledzie, olej, grzyby, cebulę i kartofle. Na Popielca ksiądz posypywał głowy popiołem i od tej pory nie można było już śpiewać ani się weselić. Był to okres wielkiej zadumy i rozmyślania nad sprawami duszy. W piątki odprawiano po domach Drogę krzyżową i śpiewano Gorzkie żale. Na śródpoście, czyli w czwartą środę Wielkiego Postu, do gospodarstw, gdzie były panny, chłopcy wrzucali garnki z popiołem. Na dwa tygodnie przed świętami kobiety zaczynały sprzątanie. Sufit i ściany bieliły białą gliną. Pędzel robiły z żytniej słomy, parzyły gotującą wodą i maczały w rozmoczonej glinie. A glinę, co to w wielu domach była zamiast podłogi, bieliły na szaro i posypywały żółtym piaskiem. Jak już gospodynie pobieliły i pomyły, to robiły pająki i czepiaki wieszane na suficie - na pamiątkę wtrącenia Pana Jezusa do piwnicy. Wycinały z bibuły firanki do okien, a obrazy i figurki stroiły sztucznymi kwiatami. Kwiaty każda kobieta robiła sama.
13/2020 (1287) 2020-03-25
Inicjatywa społeczna mieszkańców powiatu spotkała się z uznaniem propagatorów Europy Ojczyzn. Ryki odwiedzili przedstawiciele Instytutu Myśli Schumana.

Jeżdżąca busem ekipa promująca idee jednego z założycieli Zjednoczonych Narodów Europy zatrzymała się przed siedzibą starostwa powiatowego. Na spotkanie z kierownictwem pozarządowej organizacji wyszedł starosta Dariusz Szczygielski i wicestarosta Dariusz Cenkiel. Spontaniczna wizyta dr. Zbigniewa Krysiaka , prezesa Instytutu Myśli Schumana, miała trwać w Rykach zaledwie 15 minut, ale to, co zobaczył i usłyszał, spowodowało, że zatrzymał się prawie godzinę. Gościa szczególnie zainteresował temat ryckiego szpitala powiatowego. - Bardzo spodobała się mu idea jego powstania. Wszystko oparliśmy na wolontariacie, czyli tym, co głosił Robert Schuman. Była to solidarność społeczna dla dobra sprawy, która w perspektywie miała służyć wszystkim - zaznacza D. Szczygielski. Szef instytutu był do tego stopnia poruszony relacją starosty, że obiecał stawiać rycki szpital za przykład wszędzie tam, gdzie będzie gościł. - Przedstawiciele organizacji przyznali, iż właśnie taką inicjatywę powinno się promować - zauważa włodarz powiatu.
12/2020 (1286) 2020-03-18
Sobory to zgromadzenia ogólne kardynałów, biskupów, patriarchów, teologów i innych ważnych osobistości pod przewodnictwem papieża, w celu omówienia aktualnych kwestii w życiu Kościoła. Owocami obrad Ojców Soborowych były dokumenty wydane w formie konstytucji, dekretów czy deklaracji, określające naukę Kościoła w sprawach doktrynalnych i dyscyplinarnych.

Inicjatorem soboru, który odbył się w 1512 r. w Rzymie, na Lateranie, był papież Juliusz II. Sobór mający na celu reformę Kościoła odbył się w atmosferze walki o władzę w Kościele pomiędzy cesarzem Francji Ludwikiem XII a papieżem Juliuszem II. Cesarz, którego popierał kler francuski i przedstawiciele episkopatu, zwołał nawet antysobór do Pizy, aby upokorzyć papieża. Po śmierci Juliusza II Leon X doprowadził V Sobór Laterański do końca. Ogłoszono kilka kanonów dogmatycznych, m.in. o nieśmiertelności duszy człowieka, prawo papieża do zwoływania i rozwiązywania soborów, o życiu zakonnym i przygotowaniu kandydatów do kapłaństwa. Sobór przyczynił się do wzrostu autorytetu papiestwa, a zakończył się w 1517 r. Polskę reprezentował biskup gnieźnieński Jan Łaski.