Jedna z listopadowych niedziel. Kwadrans przed Mszą św., lokalnym
zwyczajem, ksiądz czyta wypominki: „Za duszę Jana i Zofii, za duszę
Stanisława i Karoliny, za duszę Franciszka...”.
Dwóch na oko dziesięciolatków popatrzyło na siebie, w oczach zapalił się niepokój graniczący z przerażeniem. W końcu jeden mówi do drugiego: „Spadamy stąd, bo zaraz nas wszystkich zadusi!”. Anegdota stara jak świat, nieodmiennie wywołująca uśmiech na twarzy. Listopad w naszej tradycji to miesiąc modlitwy za zmarłych. Zatrzymujemy się nad ich grobami, ukwiecamy je, rozświetlamy płomykami zniczy i świec. Wizyta na cmentarzu, głęboko przeżyta, wyprowadza z iluzji. Pozbawia złudzeń, wedle których życiu doczesnemu nadaje się wartość absolutną. Chłód kamiennych nagrobków obala mit o ludzkiej potędze i panowaniu. Pokazuje, że „bez Boga ani do proga”.
Dwóch na oko dziesięciolatków popatrzyło na siebie, w oczach zapalił się niepokój graniczący z przerażeniem. W końcu jeden mówi do drugiego: „Spadamy stąd, bo zaraz nas wszystkich zadusi!”. Anegdota stara jak świat, nieodmiennie wywołująca uśmiech na twarzy. Listopad w naszej tradycji to miesiąc modlitwy za zmarłych. Zatrzymujemy się nad ich grobami, ukwiecamy je, rozświetlamy płomykami zniczy i świec. Wizyta na cmentarzu, głęboko przeżyta, wyprowadza z iluzji. Pozbawia złudzeń, wedle których życiu doczesnemu nadaje się wartość absolutną. Chłód kamiennych nagrobków obala mit o ludzkiej potędze i panowaniu. Pokazuje, że „bez Boga ani do proga”.