Komentarze
47/2019 (1270) 2019-11-20
„Czyli jednym słowem, przywozicie do kraju 4 kilogramy obywatela mniej” - strofował celnik jednego z podróżnych w filmie „Miś”. Wkrótce może być nas mniej nie tylko o kilogramy, ale i o całego obywatela. I to nie jednego.

Organizacja Narodów Zjednoczonych ostrzega przed kryzysem demograficznym w Polsce. Według przewidywań ONZ, liczba ludności w kraju zmniejszy się do zaledwie 24 mln. Punktem krytycznym ma być 2020 rok - z każdym kolejnym mieszkańców naszego kraju może ubywać. Zdaniem specjalistów, trzeba bić na alarm. Czy na pewno? A może mniejsza liczba ludności to wcale nie problem, a klucz do rozwiązania wielu palących kwestii... Im niższa temperatura za oknem, tym częściej słyszymy o smogu. I choć specjaliści od ustalania winnych za zamach na jakość powietrza przechylają szalę to na stronę właścicieli aut, to użytkowników pieców węglowych, jedno jest niezmienne - za emisją zanieczyszczeń stoją obywatele. A więc jeśli ich liczba będzie mniejsza, zmaleje stężenie niebezpiecznych pyłów w atmosferze. Logiczne.
46/2019 (1269) 2019-11-13
Inauguracja nowego parlamentu już za nami. Cóż powiedzieć? Chyba tylko tyle, że znowu zawiedli się ci, którzy mieli nadzieję na jakąś formę normalnego współistnienia w ramach sejmowych i senackich mandatów, a przynajmniej na ukrócenie happeningowej formy „debat” parlamentarnych.

Marszałek senatu, tragikomicznie nawiązujący w swoich gestach do Tadeusza Mazowieckiego z dnia wyboru go na urząd premiera po 1989 r., to tylko najłagodniejszy zwiastun tego, co nas czeka. Bowiem poza pozerskimi gestami pojawiły się także realne zapowiedzi działań tzw. obozu totalnej opozycji powiększonego w parlamencie o lewicę i narodową prawicę. Zapowiedzi te nie tylko oddają sposób działań preferowany przez nowe byty parlamentarne, ale także dotykają tego, co nazwać można byłoby na potrzeby chwili ideowym podłożem narodowego istnienia. Być może brzmi górnolotnie, ale jednak oddaje to, co działo się w pierwszym dniu sejmu IX kadencji i senatu X kadencji.
46/2019 (1269) 2019-11-13
Machina przed zaplanowanymi na pierwszą połowę przyszłego roku wyborami prezydenckimi rozkręca się na dobre.

O cechach przyszłej głowy państwa coraz śmielej wypowiadają się zwłaszcza „autorytety” szklanego ekranu i internetu, ale nie milczą też praktycy, którym niegdyś dane było przesiadywać w przestronnych gabinetach Belwederu. Przez kilka najbliższych miesięcy, rozgrzani do czerwoności oraz nakręceni - niczym zabawkowe bączki - politycy i publicyści będą sukcesywnie bombardować nas fetorem (dla niepoznaki nazywanym opiniami, analizami i stanowiskami), który nieraz przyprawi nas o mdłości i zawrót głowy. Kiedy okazało się, że w przyszłorocznych wyborach prezydenckich nie wystartuje mityczny jeździec na białym koniu, niemająca jakiegokolwiek pomysłu na siebie opozycja pogrążyła się w jeszcze większym chaosie.
45/2019 (1268) 2019-11-06
Przychodzi czasem taki moment, że człowiek po prostu mówi: dość! Nadmiar idiotyzmów docierających do uszu, oczu i mózgu staje się tak wielki, że nie sposób obok tego przejść obojętnie.

Szczególnie, gdy dzieje się to na jakiejś fali wznoszącej, cokolwiek przypominającej zaplanowaną akcję. Poza tym istnieje taka część naszej egzystencji, której nie wolno wystawiać na plwanie i głupotę. Takie bowiem działanie stanowi o całkowitej przegranej i dobrowolnej kapitulacji z tego, co jest prawdą. Ostatni tydzień przyniósł aż nadto takich zdarzeń, zwłaszcza w temacie wiary i tożsamości narodowej. A przecież to są fundamenty. Pozwolenie na lżenie w tym zakresie jest zwykłym szujostwem i ucieczką. Ale po kolei. Wydawało się, że zawieruchę o kształt pamięci historycznej mamy już za sobą. Nic bardziej mylnego. Po głosowaniach radnych Białegostoku i Żyrardowa, szczególnie związanych z Platformą Obywatelską, okazało się, że major Zygmunt Szendzielarz, ps. Łupaszko, i gen. Emil Fieldorf, ps. Nil, przegrali nie tylko z geograficzną nazwą ul. Podlaska, ale (co jest chichotem historii) z ul. Jedności Robotniczej. Taka decyzja jest niestety jednoznacznym opowiedzeniem się tejże partii po jednej stronie w sporze ideowym o charakter dokonanego po II wojnie światowej zawłaszczenia Polski przez totalitaryzm komunistyczny.
45/2019 (1268) 2019-11-06
Mieszkańcy obwiniają lokalne władze. Lokalne władze zwalają winę na firmy. A firmy wskazują na rosnące koszty. Jedno jest pewne - ceny za wywóz odpadów ciągle rosną, bo wszystko w tym biznesie szwankuje.

Śmieci produkuje każdy. I to niemało, bo, według danych GUS, jest to ponad 312 kg na głowę rocznie, a liczba ta ciągle rośnie. Łącznie produkujemy już ponad 12 mln ton śmieci każdego roku. Z drugiej strony opłaty za odpady dochodzą już do kilkudziesięciu złotych od osoby. Zdarzają się gminy, gdzie wysokość stawek przekracza 30 zł miesięcznie od mieszkańca - i to w przypadku odpadów segregowanych. Temat wysokości opłat za śmieci wraca jak bumerang również w Siedlcach. Podczas czerwcowej sesji rady miasta radni zablokowali podwyżkę zaproponowaną przez prezydenta. Nie zgodzili się, żeby kosztami zbilansowania systemu gospodarki odpadami obarczyć mieszkańców. Wszystko wskazuje jednak na to, że radni będą musieli ponownie pochylić się nad tą kwestią. Ceny zaproponowane na przetargach przez firmy odbierające odpady są znacznie wyższe od wyliczeń miasta.
44/2019 (1267) 2019-10-29
Blisko 2,5 tys. lat temu Arystoteles sformułował prostą zasadę postępowania naukowego, która głosiła potrzebę dokładnego procesu zgłębiania prawdy: mały błąd na początku powoduje fatalne skutki w finalnych twierdzeniach.

Każdy zdroworozsądkowo myślący człowiek zasadę tę przyjmuje za oczywistość. A jednak często nie zauważamy owych małych kamieni, które w konsekwencji powielania błędu stają się istną lawiną. Szczególnie dzisiaj, w dobie łatwości przekazywania idei za pomocą środków informatycznych, zgubność łatwego pomijania szczegółów jest powodem narastania i tkwienia w błędzie przez miliony. Szczegół jawi się jako łatwa do pokonania przez podeszwę buta nic nieznacząca przeszkoda. Twierdzenie pewnego dyktatora, iż jedno zabójstwo to zbrodnia, a 100 tys. zamordowanych to statystyka, nie jest dzisiaj budzącym zgrozę śmiechem krwawego zbrodniarza, lecz przyjętą przez większość zasadą inżynierii społecznej. Jednostka z jej zastrzeżeniami jest po prostu niczym, nie liczy się więc ani jej protest, ani jej zdanie. Dodatkowo przeniesienie mechanizmów demokracji ze sposobu obioru sprawujących władzę na każdą dosłownie dziedzinę życia powoduje, iż prawda staje się wynikiem nie poznania niepowątpiewalnego, lecz własnością posiadających większość, ewentualnie przyjmowana jest w drodze konsensusu.
44/2019 (1267) 2019-10-29
I znowu w głównej roli rozbłysłe światłem cmentarze. Miejsce tęsknoty i zadumy. Wspomnień i refleksji nad życiem. Próby odpowiedzi na pytanie: kim jestem?

Żyjemy w czasach odrzucających śmierć. Zostawiamy ją za zamkniętymi drzwiami. Już tylko w niewielu domach ludzie zbierają się na wspólne śpiewanie, na wspólną modlitwę, na dobre wspominanie zmarłego. Odganiamy śmierć jak najdalej od siebie. Nie rozmawiamy o niej z bliskimi, z dziećmi, a potem się dziwimy, że w jej obliczu jesteśmy aż tak zagubieni. Narzekamy, że nie potrafimy umierać, nie potrafimy towarzyszyć odchodzącym z tego świata. Nie potrafimy docenić człowieka za jego życia, a po jego śmierci rozpaczamy, że nie zdążyliśmy mu wielu rzeczy powiedzieć. Dobrych rzeczy, bo te gorzkie zazwyczaj zdążamy. Życie nie prosi nas o zgodę na przemijanie. Po prostu przemija - czy tego chcemy, czy nie. Sami w sobie musimy tę zgodę odnaleźć. Bo to właśnie przemijanie buduje naszą trwałość. Buduje pamięć po nas. „To przemijanie ma sens.”
43/2019 (1266) 2019-10-23
Słoneczne październikowe popołudnie. Z zaparkowanego w pobliżu przedszkola autokaru wysypuje się grupka dzieci. Podekscytowane i gotowe do dzielenia się wrażeniami z zakończonej właśnie wycieczki wpadają wprost w ramiona oczekujących na nich rodziców.

Nie wszystkie mają tyle szczęścia. Tuż obok zaczyna formować się garstka maluchów, po które nikt jeszcze nie przyjechał. Dzieci - jak udaje mi się usłyszeć - mają zaczekać na swoich opiekunów w przedszkolu. Nagle spokój w zwartym szeregu podążającym za panią przedszkolanką w stronę placówki zakłóca bunt jedynego w tej grupie chłopca. „Ja stąd się nie ruszę, tu będę czekał na mamę” - ogłasza kilkulatek, po czym wpada w płacz. Po chwili pertraktacji udaje się spacyfikować plany malca. A ja zaczynam się zastanawiać, jak ten delikatny chłopiec za kilkanaście lat odnajdzie się w twardym świecie, który stawia mężczyznom coraz większe wymagania.
43/2019 (1266) 2019-10-23
Rozmawiam ze znajomą. Jest późny wieczór, a w zasadzie to już środek nocy, ale nic sobie z tego wcale nie robimy. Nie martwimy się o powrót do domu - każda z nas jest u siebie. Realizujemy ułudę bliskości - na łączach. A tych jest - można powiedzieć - do wyboru, do koloru.

Halo ci, którzy całkiem niedawno się chichrali, że jedyną komórką, jaka będzie do wykorzystania, jest ta w głębi podwórza; że nikt się nie odważy trzymać pieniędzy w ścianie; że możliwość zobaczenia rozmówcy w telefonie to czysta ułuda. Oczywiście wszystko jest kwestią perspektywy, ale nie tak znowu odległe to czasy, kiedy integracja polegała na oglądaniu u sąsiadów „Czterech pancernych i psa”, „Stawki większej niż życie” czy „Bonanzy”. Albo na wspólnosąsiedzkim wnoszeniu do domu kolorowego radzieckiego telewizora, do której to czynności należało zaprzyjaźnić co najmniej kilku mężczyzn. A teraz palec pod budkę wszyscy, którzy nawiązywali z kumplami łączność przy pomocy rozciągniętego pomiędzy pudełkami po groszkach albo po paście do butów sznurka. I kto pamięta pilnowany przez „urzędniczkę” prawdziwy telefon na korbkę, dostępny od 8 do 15?
42/2019 (1265) 2019-10-16
Niedzielna elekcja za nami. Chwila ciszy wyborczej to raptem mgnienie, bo już się rozpalają do czerwoności bulteriery poszczególnych partii.

Nawet w wieczór wyborczy w studiach tej czy innej telewizji posłowie Halicki i Szczerba dawali koncert „miłosnej mowy”. Wszyscy przecież są winni, a oni jako aniołowie nieśli dobrą nowinę pośród ciemny lud. Po odrzuceniu jednak zapłonęli gniewem i z wielką radością rzuciliby ogień i siarkę jak drzewiej na Sodomę. Choć im dzisiaj ta nazwa nie powinna kojarzyć się źle, biorą pod uwagę frekwencję ich partyjnych kolegów na marszach tzw. równości. Przyznam się, że nie do końca rozumiem wyrazy histerii w wydaniu tych czy innych celebrytów. Ganiający po ekranie monitora Michał Żebrowski z gołymi pośladkami w celu skomentowania niedzielnej elekcji poprzez kojarzące się z prezentowanym obrazem słowo, dodatkowo rymujące się z „kamieni kupa”, nie napawa mnie optymizmem względem kondycji intelektualnej naszego społeczeństwa. Zresztą pojawiające się na tej czy innej internetowej stronie obrazki z zapłakaną twarzą przechodzącą w kontur Polski (co miało być zapewne obrazem tragedii narodowej, jaka dokonała się w ostatnią niedzielę) jest dla mnie bardziej wyrazem trudności z opanowaniem emocji panienki, której wciąż nie wychodzi z facetami, aniżeli komunikatem na temat tego, co wydarzyło się nad Wisłą. A wydarzyło się i nie wydarzyło się zarazem.