Były - całkiem niedawno przecież - takie czasy, kiedy bladym
świtem mieszkańców bloku albo kamienicy budził charakterystyczny
dźwięk. To rozmawiały butelki z mlekiem wnoszone na kolejne piętra
budynków.
Co większych śpiochów - albo zaprzyjaźnionych z roznoszącym - dobudzało charakterystyczne puk-puk do ich własnych drzwi. Zaspany gospodarz wychylał się - albo tylko wyciągał rękę - na korytarz i zabierał pokaźnych rozmiarów butelkę z mlekiem. Ale nie wszystkim aż tak dobrze się działo. Sporo było takich, którzy butle każdego dnia taskali ze sklepów (prosty rachunek ekonomiczny podpowiadał, że bardziej kalkuluje się przynieść je samemu niż płacić roznosicielowi) - i nie tylko mleka. Dochodziła do tego na przykład śmietana, a jak komu trochę lepiej się wiodło, to i jakiś - choćby tylko od czasu do czasu - sok albo inny ptyś. Przypomnieć należy, że taką pomlekową czy pośmietanową butelkę można było (a w zasadzie należało) umyć i kolejną butlę kupić na wymianę.
Co większych śpiochów - albo zaprzyjaźnionych z roznoszącym - dobudzało charakterystyczne puk-puk do ich własnych drzwi. Zaspany gospodarz wychylał się - albo tylko wyciągał rękę - na korytarz i zabierał pokaźnych rozmiarów butelkę z mlekiem. Ale nie wszystkim aż tak dobrze się działo. Sporo było takich, którzy butle każdego dnia taskali ze sklepów (prosty rachunek ekonomiczny podpowiadał, że bardziej kalkuluje się przynieść je samemu niż płacić roznosicielowi) - i nie tylko mleka. Dochodziła do tego na przykład śmietana, a jak komu trochę lepiej się wiodło, to i jakiś - choćby tylko od czasu do czasu - sok albo inny ptyś. Przypomnieć należy, że taką pomlekową czy pośmietanową butelkę można było (a w zasadzie należało) umyć i kolejną butlę kupić na wymianę.