„Brama na wciąż otwarta przechodniom ogłasza, że gościnna i
wszystkich w gościnę zaprasza”. Lubię ten tekst o pogodnym
Soplicowie. Przypomina zielone lata. Jest piękną legendą o
świecie bez kluczy, kłódek, domofonów i kodów. Świecie, który
zaufania nie nazywa naiwnością i głupotą. Który wierzy w ludzką
szlachetność i uczciwość.
W moim rodzinnym domu brama - poza tymi chwilami, kiedy był na podwórzu inwentarz - też była otwarta. My, domowi, zawsze używaliśmy określenia „wrota”, a to głównie przez wzgląd na bramy wykute z żelaznych prętów. Bo kudy było naszym siermiężnym, drewnianym wrotom do tego żelastwa. Jako się rzekło, wrota głównie były otwarte, często - co odnotować należy - za przyczyną babci Franciszki, która zamykanie ich uważała za fanaberię tudzież niegrzeczność wobec współobywateli.
W moim rodzinnym domu brama - poza tymi chwilami, kiedy był na podwórzu inwentarz - też była otwarta. My, domowi, zawsze używaliśmy określenia „wrota”, a to głównie przez wzgląd na bramy wykute z żelaznych prętów. Bo kudy było naszym siermiężnym, drewnianym wrotom do tego żelastwa. Jako się rzekło, wrota głównie były otwarte, często - co odnotować należy - za przyczyną babci Franciszki, która zamykanie ich uważała za fanaberię tudzież niegrzeczność wobec współobywateli.