Generalnie wychodzimy z założenia, że śmiech to zdrowie. No bo
jak nie, jak tak? Mamy nawet na potwierdzenie tej tezy całkiem
popularne porzekadło. Często jednak okazuje się, że śmiech może
być również kwestią względną. W myśl innego porzekadła zresztą…
Komentarze
W ubiegłym tygodniu łamy wielu mediów oraz portali
internetowych obiegła informacja, bazująca na opublikowanym w
internecie filmiku, iż osoba istniejąca w przestrzeni publicznej
pod pseudonimem Rafalala zaatakowała 12-letnie dziecko tylko
dlatego, że przechodząc obok tego transwestyty, miało „czelność”
się uśmiechnąć.
Na wspomnianym filmiku widać wyraźnie, jak wobec tegoż dziecka używa słów wulgarnych, popycha je oraz polewa płynem z trzymanego w ręku kubka (jak potem wyjaśniano, była to kawa). Nie jest to pierwszy tego typu wyczyn w karierze Rafalali. Wcześniej byliśmy świadkami oblania wodą Artura Zawiszy w studiu telewizyjnym czy też zarejestrowanego na filmiku z telefonu komórkowego fizycznego ataku na mężczyznę w środku dnia na ulicy. Cóż, fakt nagłego wybuchu emocji połączony ze zwykłą agresją fizyczną stanowi doskonały materiał badawczy dla niektórych nauk medycznych. Rozśmieszały i nadal mnie śmieszą podejmowane przez niektóre media dywagacje pod hasłem: „Dlaczego on(a) to zrobił(a)?”.
Na wspomnianym filmiku widać wyraźnie, jak wobec tegoż dziecka używa słów wulgarnych, popycha je oraz polewa płynem z trzymanego w ręku kubka (jak potem wyjaśniano, była to kawa). Nie jest to pierwszy tego typu wyczyn w karierze Rafalali. Wcześniej byliśmy świadkami oblania wodą Artura Zawiszy w studiu telewizyjnym czy też zarejestrowanego na filmiku z telefonu komórkowego fizycznego ataku na mężczyznę w środku dnia na ulicy. Cóż, fakt nagłego wybuchu emocji połączony ze zwykłą agresją fizyczną stanowi doskonały materiał badawczy dla niektórych nauk medycznych. Rozśmieszały i nadal mnie śmieszą podejmowane przez niektóre media dywagacje pod hasłem: „Dlaczego on(a) to zrobił(a)?”.
Stary niedźwiedź mocno śpi? Nie w Rosji! Tam przedstawiciel
gatunku przygotowuje się do... otwarcia mistrzostw świata w piłce
nożnej. Zwierzę ma już nawet za sobą pierwszą próbę. Wypadła
bardzo obiecująco.
Do niecodziennego wydarzenia doszło podczas meczu trzeciej ligi rosyjskiej. Gospodarze spotkania przed pierwszym gwizdkiem przeprowadzili próbę otwarcia meczu zgodnie z procedurami, które będą obowiązywać w trakcie mundialu. Główną gwiazdą całej ceremonii był... niedźwiedź brunatny. Tim, bo tak nazywa się zwierzę, wszedł na murawę, otrzymał piłkę, a następnie przekazał ją jednemu z sędziów. Później zachęcił kibiców na trybunach do wspólnego klaskania. Organizatorzy rozpoczynających się w czerwcu mistrzostw świata zapowiedzieli już, że niedźwiedź będzie „pracował” w trakcie mundialu, a występ w spotkaniu ligowym był dla niego testem. Tim pojawi się na stadionie Łużniki podczas inauguracyjnego meczu pomiędzy Rosją i Arabią Saudyjską.
Do niecodziennego wydarzenia doszło podczas meczu trzeciej ligi rosyjskiej. Gospodarze spotkania przed pierwszym gwizdkiem przeprowadzili próbę otwarcia meczu zgodnie z procedurami, które będą obowiązywać w trakcie mundialu. Główną gwiazdą całej ceremonii był... niedźwiedź brunatny. Tim, bo tak nazywa się zwierzę, wszedł na murawę, otrzymał piłkę, a następnie przekazał ją jednemu z sędziów. Później zachęcił kibiców na trybunach do wspólnego klaskania. Organizatorzy rozpoczynających się w czerwcu mistrzostw świata zapowiedzieli już, że niedźwiedź będzie „pracował” w trakcie mundialu, a występ w spotkaniu ligowym był dla niego testem. Tim pojawi się na stadionie Łużniki podczas inauguracyjnego meczu pomiędzy Rosją i Arabią Saudyjską.
Nie od dzisiaj wiadomo, iż zachowanie w momentach podniosłych
najlepiej oddaje wewnętrzną kulturę człowieka. Umiejętność
odróżnienia tego, co pospolite, od tego, co wyjątkowe, jest
podstawowym wskaźnikiem dojrzałości emocjonalnej oraz jednym z
zasadniczych determinantów stałości charakteru.
Mając to w pamięci, ze spokojem przyjąłem zachowanie niektórych osób z tzw. opozycji totalnej, a szczególnie ów „spot” internetowy wyprodukowany przez „partię o władzy marzącą” w ósmą rocznicę dramatu smoleńskiego. Oskarżający innych o brak kultury społecznej i łamanie kanonów konwencjonalnie przyjętych zachowań w przestrzeni publicznej, sami dali popis swojej kultury. Wspomniany filmik internetowy, którego czas emisji (rocznica 10 kwietnia 2010 r.) skrytykowali nawet niektórzy dziennikarze organu A. Michnika, miał na celu podniesienie rangi komisji Millera i Laska poprzez wykazanie kłamstw, jakich miała dopuścić się obecna podkomisja badająca to, co wydarzyło się na lotnisku Siewiernyj oraz to, co mogło być przyczyną tamtego dramatu.
Mając to w pamięci, ze spokojem przyjąłem zachowanie niektórych osób z tzw. opozycji totalnej, a szczególnie ów „spot” internetowy wyprodukowany przez „partię o władzy marzącą” w ósmą rocznicę dramatu smoleńskiego. Oskarżający innych o brak kultury społecznej i łamanie kanonów konwencjonalnie przyjętych zachowań w przestrzeni publicznej, sami dali popis swojej kultury. Wspomniany filmik internetowy, którego czas emisji (rocznica 10 kwietnia 2010 r.) skrytykowali nawet niektórzy dziennikarze organu A. Michnika, miał na celu podniesienie rangi komisji Millera i Laska poprzez wykazanie kłamstw, jakich miała dopuścić się obecna podkomisja badająca to, co wydarzyło się na lotnisku Siewiernyj oraz to, co mogło być przyczyną tamtego dramatu.
Myślę sobie, że Pan Bóg musi mieć poczucie humoru. Dowodów na tę
tezę można by przytoczyć wiele, ale mnie osobiście przekonuje
sposób, w jaki czasem daje On prztyczka w nos niektórym ludziom -
zwłaszcza tym, którzy zaczynają samych siebie traktować zbyt serio.
Tak właśnie odebrałem kontekst ogłoszenia przez papieża Franciszka jego najnowszej adhortacji apostolskiej Gaudete et exsultate. Papież ogłosił ją w uroczystość Zwiastowania Pańskiego, 9 kwietnia (choć podpisana została trochę wcześniej - 19 marca, w uroczystość św. Józefa). Dosłownie dwa dni przed ogłoszeniem dokumentu, czyli 7 kwietnia, odbyło się w Rzymie sympozjum pod dość dramatycznym tytułem: „Dokąd zmierzasz Kościele katolicki?”. W trakcie sympozjum trzech kardynałów oraz dwóch biskupów skierowało oskarżenie do papieża o herezję, za jaką uznają oni niektóre stwierdzenia adhortacji Amoris laetitia, odnoszące się do możliwości przystępowania do sakramentów świętych przez osoby rozwiedzione i żyjące w związkach niesakramentalnych.
Tak właśnie odebrałem kontekst ogłoszenia przez papieża Franciszka jego najnowszej adhortacji apostolskiej Gaudete et exsultate. Papież ogłosił ją w uroczystość Zwiastowania Pańskiego, 9 kwietnia (choć podpisana została trochę wcześniej - 19 marca, w uroczystość św. Józefa). Dosłownie dwa dni przed ogłoszeniem dokumentu, czyli 7 kwietnia, odbyło się w Rzymie sympozjum pod dość dramatycznym tytułem: „Dokąd zmierzasz Kościele katolicki?”. W trakcie sympozjum trzech kardynałów oraz dwóch biskupów skierowało oskarżenie do papieża o herezję, za jaką uznają oni niektóre stwierdzenia adhortacji Amoris laetitia, odnoszące się do możliwości przystępowania do sakramentów świętych przez osoby rozwiedzione i żyjące w związkach niesakramentalnych.
Powroty do świata dzieciństwa są zawsze dominantą naszych
wspomnień. Nie jestem zwolennikiem zbyt szerokiego i dogłębnego
dzielenia się nimi na forum publicznym. Stanowi to dla mnie pewien
rodzaj ekshibicjonizmu emocjonalnego lub po prostu cynicznego
wykorzystywania własnych wspomnień w doraźnych celach
marketingowych.
Pewne mody pozwalają bowiem niektórym na „dłuższe” istnienie w przestrzeni publicznej, gdy zdzierają publicznie zasłonę prywatności z tego, co jest raczej przeznaczone dla grona najbliższych. Złakniony sensacji i skandali tłum zdaje się potrzebować do własnego przeżycia takich właśnie „kąsków”. I nie dziwota, iż nagle ktoś sobie przypomina, że w latach dzieciństwa (które stanowią swoiste czasy prehistoryczne, gdy weźmie się pod uwagę wiek wynurzającego się celebryty) był np. molestowany, i to najlepiej przez jakiegoś duchownego, lub też z powodu nadużywania alkoholu przez swojego nieżyjącego - a więc niemogącego zaprzeczyć - rodzica przez szereg lat zmagał się z niedowartościowaniem.
Pewne mody pozwalają bowiem niektórym na „dłuższe” istnienie w przestrzeni publicznej, gdy zdzierają publicznie zasłonę prywatności z tego, co jest raczej przeznaczone dla grona najbliższych. Złakniony sensacji i skandali tłum zdaje się potrzebować do własnego przeżycia takich właśnie „kąsków”. I nie dziwota, iż nagle ktoś sobie przypomina, że w latach dzieciństwa (które stanowią swoiste czasy prehistoryczne, gdy weźmie się pod uwagę wiek wynurzającego się celebryty) był np. molestowany, i to najlepiej przez jakiegoś duchownego, lub też z powodu nadużywania alkoholu przez swojego nieżyjącego - a więc niemogącego zaprzeczyć - rodzica przez szereg lat zmagał się z niedowartościowaniem.
Co roku czekamy z utęsknieniem, kiedy stopi się śnieg. A gdy już
się to stanie, przydrożne rowy, pobocza, lasy odsłaniają swoje
„tajemnice”, które ten miłosiernie przez kilka miesięcy skrywał:
śmieci! Tony plastikowych butelek, papierów, foliowych toreb i Bóg
wie czego jeszcze! Przygnębiający widok.
Ponury obraz czasem zdradza działanie z premedytacją, z jakąś wręcz sadystyczną złośliwością objawiającą się pozostawianiem całych worków odpadków, zapewne przywiezionych tu pod osłoną nocy, „aby nikt nie zobaczył”. Albo śmieci wyrzucanych przez okna przejeżdżających aut, kiedy wiadomo, że zanim rozmamłana reklamówka z plastikami doleci do rowu, rozpadnie się w powietrzu na szereg kawałków, paskudząc zawartością znaczny teren. Niewiele jest rzeczy, które we mnie - a zapewne także w wielu z Państwa - budzi taką złość! Cisną się słowa, których nie wypada w katolickim tygodniku głośno wypowiadać. W takich sytuacjach marzy mi się czarodziejka różdżka, przy pomocy której śmieci nagle znalazłyby się na posesji, w domu, samochodzie śmieciarza - ich właściciela. Może by poskutkowało?
Ponury obraz czasem zdradza działanie z premedytacją, z jakąś wręcz sadystyczną złośliwością objawiającą się pozostawianiem całych worków odpadków, zapewne przywiezionych tu pod osłoną nocy, „aby nikt nie zobaczył”. Albo śmieci wyrzucanych przez okna przejeżdżających aut, kiedy wiadomo, że zanim rozmamłana reklamówka z plastikami doleci do rowu, rozpadnie się w powietrzu na szereg kawałków, paskudząc zawartością znaczny teren. Niewiele jest rzeczy, które we mnie - a zapewne także w wielu z Państwa - budzi taką złość! Cisną się słowa, których nie wypada w katolickim tygodniku głośno wypowiadać. W takich sytuacjach marzy mi się czarodziejka różdżka, przy pomocy której śmieci nagle znalazłyby się na posesji, w domu, samochodzie śmieciarza - ich właściciela. Może by poskutkowało?
Wrzask. Dominanta naszej Wielkanocy. Kłótnia między
zwolennikami rezurekcji „wśród nocnej ciszy” a rezurekcji
„radości o poranku”. Kolejkowe: „Pan tu nie stał” i
obsztorcowywanie kasjerki: „A może tak szybciej?”.
Dysjunktywne dzielenie w pośpiechu „spowiedzi ostatniej szansy” na tych, co to tylko koszyczek pokropić umieją, i takich, co ponoć wiarę głęboką mają, aż do trzeciego kazania w rekolekcje. Poszukiwanie z jazgotem zasad teologicznych w wiosennym rozkwicie liści wierzbowych kontra tym, co w tomiskach tomistycznych jej szukają. Publicystyka między białym a czarnym. I dominujący wrzask. Czy to zapomnienie o Tym, Który Najważniejszy? Nie. To nasza broń przeciwko Niemu.
Dysjunktywne dzielenie w pośpiechu „spowiedzi ostatniej szansy” na tych, co to tylko koszyczek pokropić umieją, i takich, co ponoć wiarę głęboką mają, aż do trzeciego kazania w rekolekcje. Poszukiwanie z jazgotem zasad teologicznych w wiosennym rozkwicie liści wierzbowych kontra tym, co w tomiskach tomistycznych jej szukają. Publicystyka między białym a czarnym. I dominujący wrzask. Czy to zapomnienie o Tym, Który Najważniejszy? Nie. To nasza broń przeciwko Niemu.
Odmierzany omiataniem pajęczyn i rewolucją w kredensie czas.
Szorowaniem podłóg i odnawianiem świętych obrazów. Zamarzłymi
przy rzecznym praniu rękami. Wierzbowymi baziami. Wyciąganymi na
okoliczność wykrochmalonymi makatkami. Krzykiem dzikich gęsi
szukających swojego miejsca przeznaczenia. Stadem wron na dopiero
co wyoranych bruzdach.
Brzozowym sokiem spadającym kropla po kropli do misternie zawieszonej butelki. Zbieranymi na świeżo posianym owsie kamieniami. Złocistymi kulkami puchatych piskląt. Całodziennym wielkopiątkowym poszczeniem. Przepłakaną Drogą Krzyżową. Wytartymi od odrętwiałych kolan kościelnymi progami. Ustrojonymi świątecznie koszyczkami. Wdowim groszem sąsiadki, która ze swoim święconym sama pójść nie mogła.
Brzozowym sokiem spadającym kropla po kropli do misternie zawieszonej butelki. Zbieranymi na świeżo posianym owsie kamieniami. Złocistymi kulkami puchatych piskląt. Całodziennym wielkopiątkowym poszczeniem. Przepłakaną Drogą Krzyżową. Wytartymi od odrętwiałych kolan kościelnymi progami. Ustrojonymi świątecznie koszyczkami. Wdowim groszem sąsiadki, która ze swoim święconym sama pójść nie mogła.
Od pewnego czasu zauważam, że chyba się starzeję. Konstatacja ta
jest być może dziwna dla większości tych, którzy jeszcze nie
ukończyli trzydziestki, ale niestety jest ona prawdziwa. Jednakże
stwierdzając ten fakt, zaczynam odkrywać dość ciekawe zjawisko.
Otóż wraz z przybywaniem lat człowiekowi poszerza się perspektywa
widzenia rzeczywistości. Zaczyna po prostu dostrzegać znacznie
więcej, niż chce przekazać dostarczyciel jakiejś informacji.
Z jednej strony jest to dość frapujące zjawisko, ponieważ nie do końca zdajemy sobie sprawę z tego, czy mamy do czynienia z imaginacją naszej wyobraźni, czy też z faktycznym i rzeczywistym stanem rzeczy. Z drugiej zaś strony takie widzenie rzeczywistości powoduje dodatkową podnietę w jej poznawaniu. Trochę tak, jakby ziszczało się podzielenie dorosłego życia człowieka na trzy fazy: homo eroticus, homo politicus i homo gastronomicus. Opisywany przeze mnie stan mieści się w tej fazie środkowej. Owszem, jest jakaś żałość w tym, że nadchodzi ta ostatnia, ale póki co, należy się cieszyć tym, co dzieje się obecnie.
Z jednej strony jest to dość frapujące zjawisko, ponieważ nie do końca zdajemy sobie sprawę z tego, czy mamy do czynienia z imaginacją naszej wyobraźni, czy też z faktycznym i rzeczywistym stanem rzeczy. Z drugiej zaś strony takie widzenie rzeczywistości powoduje dodatkową podnietę w jej poznawaniu. Trochę tak, jakby ziszczało się podzielenie dorosłego życia człowieka na trzy fazy: homo eroticus, homo politicus i homo gastronomicus. Opisywany przeze mnie stan mieści się w tej fazie środkowej. Owszem, jest jakaś żałość w tym, że nadchodzi ta ostatnia, ale póki co, należy się cieszyć tym, co dzieje się obecnie.
- « Następne
- 1
- …
- 72
- 73
- 74
- 75
- 76
- …
- 182
- Poprzednie »