Kościół
38/2019 (1261) 2019-09-18
To była potężna i piękna manifestacja wiary - tak w skrócie można powiedzieć o sobotniej akcji Polska pod Krzyżem, która zgromadziła ponad 60 tys. osób. Na lotnisku Aeroklubu Włocławskiego w Kruszynie nie zabrakło także przedstawicieli diecezji siedleckiej.

Pierwsi pielgrzymi dojechali na miejsce wczesnym rankiem. Przed 11.00 rozpoczęła się pierwsza część spotkania obejmująca zawiązanie wspólnoty i modlitwę różańcową z rozważaniem tajemnic bolesnych. Następnie jeden z organizatorów spotkania - Lech Dokowicz, wygłosił konferencję „Odrzucenie Krzyża i walka duchowa we współczesnym świecie”. Nawiązał m.in. do kryzysu, jaki przeżywa Kościół w związku z czynami pedofilskimi. - Trzeba to wypalić, ale trzeba też zrozumieć, że zły duch chce oddzielić ludzi od kapłanów. To jest wojna przeciw duchownym, bo jak od nich odwrócą się ludzie, nie będzie sakramentów. Dlatego musimy otoczyć modlitwą księży, stanąć przy nich. To zadanie dla świeckich - apelował Dokowicz.
38/2019 (1261) 2019-09-18
Młodzi wciąż chcą się żenić. Ale dziś jest tak: najpierw wspólne mieszkanie, potem dziecko. Na końcu ślub. Ewentualnie. Dlaczego tak? Ponieważ brakuje pozytywnego przekazu o małżeństwie w codzienności, a konkretnie: że bycie mężem i żoną jest po prostu fajne.

Najważniejsze są miłość i zaufanie, a to, czy para decyduje się na ślub, czy też żyje w konkubinacie lub wolnym związku, nie ma znaczenia - wynika z przeprowadzonego na początku roku sondażu Centrum Badania Opinii Społecznej, które pytało o to, dlaczego część młodych ludzi będących w odpowiednim wieku, by założyć rodzinę, nie decyduje się na zawarcie związku małżeńskiego. Okazuje się, iż w ciągu ostatnich sześciu lat istotnie wzrosło przekonanie, że zarówno mężczyźni, jak i kobiety nie zawierają ślubu ze względu na potrzebę wolności i braku zobowiązań. Powiększa się grupa osób, dla których konkubinat - obok ślubu - stanowi jedną z dwóch równorzędnych możliwości. Blisko dwie trzecie badanych (61%) akceptuje fakt, że młodzi ludzie, tymczasowo lub definitywnie, rezygnują z małżeństwa.
37/2019 (1260) 2019-09-12
W tym miejscu, z którego modlitwa do Matki Bożej wznosi się codziennie we wszystkich językach świata, „Bravo, Maria” - wyśpiewane chwilę po procesji różańcowej przez grupę Chorwatów z rozświetlonymi lampionami w rękach - nabiera szczególnej wymowy.

Nie przypuszczałam, że chwila rozmowy z o. Marianem Świerczkiem, którą przeprowadziłam w kwietniu, przygotowując artykuł o kulcie Matki Bożej Nieustającej Pomocy, zaprowadzi mnie w sierpniu do Lourdes. Kolejny telefoniczny wywiad, tym razem bezpośrednio dotyczący jego pracy i charyzmatu Zakonu św. Kamila, o. Marian nieoczekiwanie zakończył prośbą: „Proszę przyjechać do Lourdes!”. Zasiane w ten sposób ziarnowykiełkowało dość szybko… A wszystkie argumenty „przeciw”, które - jak to zwykle bywa - w sytuacjach na pozór nas przerastających pojawiają się gromadnie, z Bożą pomocą udało się pokonać. Zaczęliśmy od korekty rodzinnych planów wakacyjnych.
37/2019 (1260) 2019-09-11
„Módlcie się do Mnie przez łzy Mojej Matki” - zachęca Pan Jezus. Odmawiającym Koronkę do Krwawych Łez Maryja obiecuje, że pomoże ona „w nawróceniu grzeszników, a zwłaszcza opętanych przez złego ducha”. W czym tkwi piękno i siła tego nabożeństwa?

Koronkę do Najświętszej Maryi Panny od Łez podyktował s. Amalii Aguirre, współzałożycielce Instytutu Misjonarek Jezusa Ukrzyżowanego w Campinas w Brazylii, sam Pan Jezus. Podczas kolejnych objawień, jakie stały się udziałem zakonnicy, Matka Boża wyraziła życzenie, aby „koronkę do łez” traktować w kategorii „obowiązku miłości”, odmawiając ją - w każdej rodzinie i klasztorze - codziennie o 7.00 wieczorem. Praktykujący to nabożeństwo nie mają wątpliwości: modlitwa przez łzy Matki ma moc kruszenia zatwardziałych serc i toruje drogę do życia sakramentami tym wszystkim, którzy pogubili się w meandrach codzienności. Zaistnienie koronki w świadomości wierzących wiąże się z dramatyczną historią, jaka wydarzyła się w rodzinie s. Amalii. 8 listopada 1929 r. zakonnicę odwiedził krewny, którego żona poważnie zachorowała. „Co stanie się z dziećmi?” - pytał ze łzami w oczach. Zasmucona cierpieniem kuzyna i jego rodziny s. A. Aguirre natychmiast udała się przed Najświętszy Sakrament, prosząc pokornie o cud uzdrowienia umierającej żony.
37/2019 (1260) 2019-09-11
Wierni mają coraz większe wymagania wobec spowiedników. Przybywa osób, zwłaszcza młodych, poszukujących stałego kierownika duchowego. Dlatego sakrament pokuty staje się duchowym wyzwaniem również dla spowiadających, którzy muszą nieustannie się uczyć, jak dotrzeć do współczesnego człowieka.

Zmienia się świat, kontekst, pewne relacje społeczne. I tak, jak wiele grup zawodowych, np. lekarze, psycholodzy, nauczyciele, muszą się dokształcać, tak i spowiednicy, by lepiej zrozumieć drugiego człowieka i mu pomóc, potrzebują świeżego spojrzenia na swoją posługę. Zwłaszcza że - jak przyznają znajomi księża - nawet dla doświadczonego kapłana konfesjonał to nie lada wyzwanie, bo spotyka się tam z tym, co w życiu ludzkim najtrudniejsze, staje pomiędzy moralnymi dylematami. - Gdybym działał tylko swoją mocą, to pewnie bym uciekł - mówi jeden z duchownych. Dlatego o. Piotr Jordan Śliwiński OFMCap, założyciel krakowskiej Szkoły dla Spowiedników, przyznaje, że bardzo lubi myśl św. Leopolda Mandicia, kapucyna: „Kiedy spowiadam czy doradzam, czuję cały ciężar mojej posługi i nie mogę zdradzić mojego sumienia. Jako kapłan, sługa Boga, gdy mam stułę na ramionach, nie boję się nikogo”.
36/2019 (1259) 2019-09-03
Jest największym i najbardziej wymownym narzędziem Męki Pańskiej. Nierzadko bywa nazywany tronem Jezusa, Jego ołtarzem i najważniejszą amboną. Upatruje się w nim nowe drzewo życia.

Krzyż Chrystusa od wieków uznawany jest za znak i godło wszystkich chrześcijan. Do dziś stanowi obowiązkowy element naszych kościołów i domów. Dzięki Bogu ciągle zawiesza się go na ścianach szpitalnych sal czy klas lekcyjnych, w urzędach i wielu instytucjach. Samo umieszczenie krzyża w naszej przestrzeni to jednak nie wszystko. Trzeba mieć go w sercu. 14 września w Kościele obchodzimy uroczystość Podwyższenia Krzyża Świętego. Jest ono związane z odnalezieniem relikwii Krzyża Świętego przez cesarzową Helenę. Do dzisiaj pamięta się o tym wydarzeniu zarówno w zachodnim, jak i wschodnim Kościele. Dlaczego owe relikwie są tak ważne? Po pierwsze dlatego, że człowiek potrzebuje choćby najmniejszego, ale widocznego znaku. Po drugie na krzyżu dokonało się nasze zbawienie. Jezus, umierając na drzewie hańby, pokonał szatana. „Na Krzyżu dokonał się sąd nad światem i zajaśniała potęga Chrystusa Ukrzyżowanego” - słyszymy w jednej z prefacji mszalnych. Na Golgocie dwie proste drewniane, skrzyżowane belki stały się Bożym trybunałem.
36/2019 (1259) 2019-09-03
O potrzebie dialogu pomiędzy Polakami i Ukraińcami nie trzeba przekonywać. W pamięci obu społeczności zapisały się krzywdy, wyrządzone sobie wzajemnie w ubiegłym wieku. Zbyt łatwo zapominamy o tym, że łączy nas przynależność do Kościoła Chrystusowego. Przeszłości nie zmienimy, ale opierając się na fundamencie wiary, możemy zmienić przyszłość.

Pogłębieniu dialogu i pojednania służy deklaracja podpisana 27 sierpnia na Jasnej Górze przez abp. Stanisława Gądeckiego, przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski, i abp. Światosława Szewczuka, zwierzchnika Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego. To świadectwo chrześcijańskiej prawdy, miłości i solidarnej współpracy nie byłoby możliwe bez zaangażowania papieża Jana Pawła II w dzieło zbliżenia obu narodów. Wzorem dialogu mogą być słowa wypowiedziane podczas pielgrzymki papieża Jana Pawła II w 2001 r. na Ukrainę, które przytoczono w jasnogórskiej deklaracji. Kardynał Lubomyr Huzar, zwierzchnik Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego, powiedział wtedy, „iż w ubiegłowiecznej historii naszego Kościoła były też chwile mroczne i duchowo tragiczne. Stało się tak, że niektórzy synowie i córki Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego wyrządzali zło - niestety świadomie i dobrowolnie - swoim bliźnim z własnego narodu i z innych narodów”. Papież Jan Paweł II wezwał wówczas, aby wszyscy byli „gotowi stawiać wyżej to, co jednoczy, niż to, co dzieli”.
35/2019 (1258) 2019-08-28
To nie tyle rekolekcje w drodze, co katecheza - mówi o Pieszej Pielgrzymce Niepełnosprawnych na Jasną Górę ks. Łukasz Bąk. Na czym polega „inność” tej pielgrzymki? I jakie „cuda” najmocniej poruszają serce?

Funkcję diecezjalnego duszpasterza osób niepełnosprawnych i asystenta kościelnego siedleckiego oddziału KSN ks. Ł. Bąk pełni od 1 sierpnia. Ze środowiskiem osób niepełnosprawnych związany jest jednak od lat. Pierwsze szlify w wolontariackiej posłudze podczas Pieszej Pielgrzymki Niepełnosprawnych na Jasną Górę zdobywał jako licealista. Pielgrzymował także w okresie formacji seminaryjnej, a od trzech lat - już jako ksiądz - towarzyszy pątnikom w charakterze przewodnika grupy „bł. Unitów Podlaskich”. - Doświadczenie pielgrzymowania z osobami niepełnosprawnymi niewątpliwie pomogło mi w podjęciu decyzji o wstąpieniu do seminarium. Miało też wpływ na kształtowanie powołania do kapłaństwa - przyznaje ks. Łukasz. - Po święceniach, kiedy dotychczasowi asystenci KSN podjęli nowe obowiązki (ks. Jarosław Grzelak został proboszczem parafii Hrud, a ks. Adam Kulik - dyrektorem Domu Księży Emerytów), przejąłem funkcję przewodnika diecezjalnej grupy pielgrzymkowej.
35/2019 (1258) 2019-08-28
O. Sylwester Pudło, franciszkanin, od sześciu lat pracuje w Burkina Faso w Sabou. To zupełnie inny świat niż w Polsce.

Misja franciszkańska w Burkina Faso powstała w 2001 r. Pierwsi przyjechali tu franciszkanie z Włoch, którzy od razu - na forum całego zakonu - poprosili o pomoc, ponieważ brakowało im misjonarzy. - Zgłosili się nasi bracia z prowincji warszawskiej. Dołączyłem do nich w 2013 r. - opowiada zakonnik. Na początku bracia zastanawiali się, w jaki sposób najlepiej nieść pomoc. Po kilku latach biskup zaproponował parafię w Sabou, w której do dzisiaj pracują. Oprócz ewangelizacji franciszkanie wybudowali i prowadzą szpital, cały czas organizują środki na jego funkcjonowanie. - Zajmujemy się również pomocą w różnych dziedzinach życia, przygotowujemy kursy alfabetyzacji, akcję dożywiania dzieci oraz zbieramy fundusze na budowę studni - tłumaczy. O. S. Pudło pochodzi z Korytnicy. - Moja babcia wspierała misje księży pallotynów, w domu pełno było broszur misyjnych i kalendarzy. Już wtedy Bóg kierował moje myśli w stronę misji - opowiada.
34/2019 (1257) 2019-08-21
Czy w kodeńskim sanktuarium dzieją się cuda? - pytają oblatów pielgrzymi i dziennikarze. Ojcowie nie mają wątpliwości. Teraz pokażą to czarno na białym.

W sanktuaryjnym archiwum przechowywana jest „księga cudów” zawierająca świadectwa ludzi, którzy uzyskali szczególne łaski dzięki wstawiennictwu Matki Bożej Kodeńskiej. To historie nierzadko wstrząsające, dramatyczne i bardzo skomplikowane. Dotyczą sytuacji, w których po ludzku nie było ratunku i nadziei. Pomoc przychodziła po modlitwie przed wizerunkiem Królowej Podlasia. Zapoznając się z poszczególnymi świadectwami, nie sposób się nie wzruszyć... - Matka Najświętsza ciągle działa i wstawia się za tymi, którzy Ją o to proszą. Świadczy o tym nasza „księga cudów”. Została założona w 1927 r. Istnieje od momentu przybycia oblatów do Kodnia. Jest bardzo gruba i ciągle uzupełniana o nowe świadectwa. Wpisów dokonuje przełożony klasztoru. Teraz postanowiliśmy opracować te historie i wydać je w formie książki - mówi o. Jarosław Kędzia, rzecznik prasowy sanktuarium i pomysłodawca wydania książki.