Kultura
1/2020 (1275) 2020-01-02
Zakończył się VIII Ogólnopolski Festiwal Teatrów „Sztuka plus Komercja”, który od października gościł na deskach Sceny Teatralnej Miasta Siedlce.

Podczas gali podsumowującej, która odbyła się 19 grudnia w Centrum Kultury i Sztuki, poznaliśmy laureatów festiwalu. W tym roku jury i publiczność byli zgodni - za najlepszy uznano spektakl „Berek, czyli upiór w moherze 2” wyprodukowany przez Teatr Gudejko. Dziennikarze swoją nagrodę przyznali sztuce „Nerwica natręctw”. Najlepszym aktorem festiwalu została Ewa Kasprzyk, którą widzowie zobaczyli w przedstawieniu „Berek, czyli…”. W jej imieniu nagrodę odebrał Jerzy Gudejko, przedstawiciel Teatru Gudejko, producenta obu nagrodzonych spektakli. - Ze spektaklami, które przygotowujemy od 20 lat, jest jak z prezentem. Staramy się dobrać go tak, by osoba obdarowana cieszyła się nim, żeby był on dla niej użyteczny. Na pewno czasami tygodniami państwo myślicie, czym kochaną osobę uszczęśliwić, a potem wpatrujecie się w jej oczy: czy ten prezent na pewno się udał, czy jest ważny, czy cieszy. My tak mamy z naszymi przedstawieniami.
1/2020 (1275) 2020-01-02
Rozmowa z Małgorzatą Lis, autorką książki „Kocham cię mimo wszystko”.

Obowiązków jest rzeczywiście sporo, ale bez przesady. Doba ma aż 24 godziny, a ja nie jestem ze wszystkim sama. Mój mąż jest tu nieoceniony, a i dzieci, zwłaszcza starsze, uczestniczą czynnie w życiu rodziny. Poza tym kiedyś w końcu kładą się spać, a wtedy wieczory mamy z mężem dla siebie. To jest czas na rozmowę, ale i na nasze zainteresowania. W moim przypadku czytanie i pisanie. Oczywiście w ciągu dnia też można znaleźć chwilę dla siebie. Bycie mamą jest trochę jak nocny dyżur lekarza. Czasem nie dzieje się nic, a czasem, jak się zadzieje, to nie wiadomo, w co ręce włożyć. Zatem, gdy nie dzieje się nic, dzieci się ładnie bawią lub uczą, biorę książkę do ręki i czytam. Bywa i tak, że siadają obok mnie z własnymi lekturami. Nawet najmłodsza, półtoraroczna córeczka, potrafi kilkanaście minut posiedzieć i przeglądać swoje książeczki. Z pisaniem jest trudniej. Tu potrzeba większego skupienia, ale bywało, że pisałam w ciągu dnia. Poza tym kilkanaście lat byłam nauczycielem w szkole i nauczyłam się pracy w domu. Dzieci też wiedzą, że mama musi popracować, jest czymś zajęta. One mają siebie, więc się nie nudzą. Chyba z jednym dzieckiem byłoby trudniej niż z siódemką...
51-52/2019 (1274) 2019-12-18
Zwykły wtorkowy wieczór i niecodzienny gość. Krzysztof Pastor, dyrektor Polskiego Baletu Narodowego, odwiedził siedlecką szkołę tańca pod jego patronatem.

Nawet laikom nazwisko nie powinno być obce. K. Pastor to jedna z wybitniejszych postaci rodzimego tańca klasycznego, a od pewnego czasu można spotkać go też w Siedlcach. K. Pastor karierę tancerza baletowego rozpoczął w 1975 r. po ukończeniu Państwowej Szkoły Baletowej w Gdańsku. Występował na scenach rodzimych i zagranicznych. Z czasem zainteresował się choreografią. Od 1987 komponował niewielkie prace autorskie, z czasem zaczął odpowiadać za choreografię sztuk baletowych na scenach całego świata. W 2009 r. powrócił do Polski i objął kierowanie Polskim Baletem Narodowym. Od niedawna sprawuje fachową pieczę nad Niepubliczną Szkołą Sztuki Tańca Caro Dance pod patronatem Krzysztofa Pastora. - Poznałem Iwonę Orzełowską przez wspólnego znajomego Eduarda Bablidze i zostałem zaproszony do obejrzenia tego, co ma do zaprezentowania siedlecka młodzież - zdradza K. Pastor, dodając, że już wcześniej wiedział, iż w Siedlcach są zdolni i pracowici ludzie, bo dwóch siedlczan pracuje obecnie w balecie narodowym.
51-52/2019 (1274) 2019-12-18
Nadbużańska miejscowość ma wyjątkową i wielowiekową tradycję żegnania starego roku. Przez trzy ostatnie dni grudnia ulicami rządzą brodacze, czyli lokalni przebierańcy, którzy w specjalnych strojach kolędują, zaczepiają mieszkańców, a panny biorą „na hocki”.

To jedyni tacy kolędnicy w Polsce, a może i na świecie. Nikt nie wie, skąd wziął się ten zwyczaj, ale bez niego trudno sobie wyobrazić pożegnanie starego i powitanie nowego roku. Zgodnie z tradycją wybierany jest też brodacz roku. Kryterium stanowi strój, który uczestnicy przygotowują własnoręcznie. W tym roku konkurs odbędzie się 29 grudnia, o 13.00 w centrum miejscowości. - Co roku przybywa chętnych, co dla nas, organizatorów, stanowi też wyzwanie - mówi Bolesław Szulej, dyrektor Gminnego Ośrodka Kultury w Sławatyczach. Jak przyznają miejscowi, dzisiaj nikt już nie pamięta, skąd brodacze wzięli się nad Bugiem. - Po raz pierwszy zetknąłem się z nimi w latach 60, będąc jeszcze dzieckiem. Najstarsi mieszkańcy potwierdzają, że dowiedzieli się o tradycji z przekazów dziadków, którzy opowiadali, iż w ten sposób zawsze żegnano stary rok - twierdzi B. Szulej, dodając, iż kreślenie „brodacze” pochodzi od bardzo długich bród wykonanych z lnianego włókna, jakie przyczepiają sobie miejscowi przebierańcy.
50/2019 (1273) 2019-12-11
Do zagłębienia się w życie i świat przeżyć artystki wywodzącej się z Siedlec zachęca Muzeum Regionalne. Do 26 stycznia można zwiedzać wystawę zatytułowaną „Wokół kolekcji prac Małgorzaty Łady- Maciągowej (1881-1969)”.

- Wystawa nosi tytuł „Wokół kolekcji…”, ponieważ poza pracami, w których posiadaniu jest nasze muzeum, chcieliśmy pokazać coś więcej - stwierdza Danuta Michalec, kurator wystawy upamiętniającej 50 rocznicę śmierci M. Łady-Maciągowej. Otwarto ją wraz z wernisażem innej, zatytułowanej „A więc wojna! Wrzesień 1939 r.”. Wspólnym mianownikiem obydwu są najbliższe malarce osoby - mąż Adam i syn Antoni, którzy wzięli udział w wojnie obronnej 1939 r. Obaj zginęli w Katyniu. Urodziła się w Siedlcach 6 sierpnia 1881 r. i tutaj spędziła pierwsze lata swego życia. Mieszkając w Krakowie, odwiedzała w Siedlcach swoją babcię i prawdopodobnie bywała na koncertach swej siostry Janiny, utalentowanej pianistki. Wyrazem poczucia związku z rodzinnym miastem, w 1967 r., dwa lata przed swoją śmiercią, przekazała swoje prace stawiającemu pierwsze kroki muzeum siedleckiemu, funkcjonującemu wówczas pod nazwą Muzeum Ziemi Podlaskiej.
50/2019 (1273) 2019-12-11
Twórczość ludowa na terenie ziemi łukowskiej rozwija się od lat, ciesząc się niesłabnącym zainteresowaniem. Przybywa też artystów.

Najliczniej reprezentowaną dziedziną sztuki ludowej jest rzeźba, co sprawia, że powstały w 1965 r. Łukowski Ośrodek Rzeźby Ludowej (ŁORzL) jest jednym z najważniejszych w kraju - obok łęczyńskiego, sierpeckiego i kutnowskiego. Jego wyjątkowość polega na tym, że został utworzony bez żadnych wzorców i wcześniejszych doświadczeń w tej dziedzinie, a jego charakter kształtował się na przestrzeni zaledwie kilkunastu lat. Cechami charakterystycznymi prac wychodzących spod dłut łukowskich rzeźbiarzy jest prostota i polichromia, czyli zdobienie kolorem, dzięki któremu otrzymują one swoiste życie. Prekursorem rzeźby ludowej na ziemi łukowskiej jest Marian Adamski z Sobisk. Obecnie w ramach ŁORzL tworzy 16 rzeźbiarzy pochodzących z Łukowa, gminy Łuków, Adamowa, Woli Gułowskiej i okolic Góry Kalwarii. Skupiają się głównie na tematyce sakralnej i wiejskiej. Ich dzieła można oglądać na wystawach zarówno w kraju, jak i zagranicą. Biorą także udział w licznych konkursach, zdobywając wysokie lokaty.
49/2019 (1272) 2019-12-04
Żyły z pasją, miały misję, wielką charyzmę, odwagę i wyobraźnię, a do tego przekorę, robiąc przy okazji coś dobrego. Simona - broniła słabszych; Halina - udowodniła, że drogi i szczyty są też dla kobiet; Wanda - pokazywała, że kobiety są w stanie osiągać w górach nawet więcej niż mężczyźni. Tak o swoich bohaterkach opowiadała pisarka Anna Kamińska, która była gościem VII Zaduszek Literackich.

Autorka książek pt. „Simona. Opowieść o niezwyczajnym życiu Simony Kossak”, „Wanda. Opowieść o sile życia i śmierci. Historia Wandy Rutkiewicz” i „Halina. Dziś już nie ma takich kobiet” przyjechała na zaproszenie Miejskiej Biblioteki Publicznej. Spotkanie poprowadziła Agnieszka Osmólska-Ilczuk, dziennikarka Katolickiego Radia Podlasie. A. Kamińska opowiadała o pracy pisarza od kuchni, zbieraniu materiałów, twórczych inspiracjach. - Myślę o swoich książkach nie jako o biografiach, ale o opowieściach. Staram się opowiedzieć o człowieku, wybierając z jego życia najciekawsze momenty - podkreśliła, dodając, iż u podstaw jej pracy zawsze leży pytanie „dlaczego?”.
49/2019 (1272) 2019-12-04
Jeśli wierzyć zapisom rodu Czartoryskich, w tym roku mija 250 lat, od kiedy siedlczanie mogą patrzeć na figurę Atlasa znajdującą się na wieży ratusza, zwanego potocznie Jackiem - zwrócił uwagę Dariusz Kuziak, który kulturowe źródła siedleckiego Atlasa odnalazł w zabytkowych miejscach europejskich miast.

Kim był Atlas? W mitologii greckiej jeden z tytanów. Brat Prometeusza - przykutego do skał Kaukazu, gdzie cierpiał katusze, oraz Epimeteusza - męża Pandory, która sprowadziła na ludzkość wielkie nieszczęścia. Atlas został skazany przez Zeusa na wieczne podtrzymywanie na barkach sklepienia niebieskiego. Figura Atlasa pojawiła się na siedleckim ratuszu w 1768 lub 1769 r. - Tak wynika z rachunków rodu Czartoryskich. To wtedy zapłacono blacharzowi za wykonanie figury. Jeśli zatem wierzyć zapisom, w tym roku mija 250 lat, od kiedy siedlczanie mogą patrzeć na figurę Atlasa znajdującą się na wieży ratusza, zwanego potocznie Jackiem - mówił D. Kuziak podczas wykładu „Skąd się wziął Jacek? W poszukiwaniu kulturowych źródeł Atlasa na siedleckim ratuszu” zaprezentowanego 28 listopada w Sali Białej Miejskiego Ośrodka Kultury.
48/2019 (1271) 2019-11-27
Najpiękniejsze kolędy i pastorałki znalazły się na płycie nagranej przez Chór Młodzieżowy parafii pw. św. Jana Pawła II w Siedlcach. Dochody z jej sprzedaży zostaną przeznaczone na budowę parafialnego kościoła.

Chór powstał w 2017 r. z inicjatywy ks. Mariusza Rompy, który jest jednocześnie jego dyrygentem. - Po doświadczeniu powołania do życia i prowadzenia chóru w parafii w Mordach, gdzie byłem wikariuszem, chciałem, aby podobna inicjatywa powstała również w parafii pw. św. Jana Pawła II w Siedlcach, gdzie trafiłem dwa lata temu - wspomina kapłan. Chór skupia młodych ludzi, którzy, poświęcając swój wolny czas, swoimi umiejętnościami, wzbogacają śpiewem uroczystości religijne. Należą do niego także chórzyści z Mordów. Obecnie grupa liczy 23 osoby i składa się w połowie z dziewcząt i chłopców. - To jest pewien ewenement. Kiedy rozmawiam z zawodowymi dyrygentami, zawsze skarżą się na brak mężczyzn w chórach. To jest bolączka każdego chóru. U nas jest pół na pół - zwraca uwagę ks. Mariusz.
48/2019 (1271) 2019-11-27
W PRL postanowiono wymazać ją ze świadomości Polaków. Powodem tej nagonki była niewątpliwie wyznawana przez pisarkę zasada, że „są dwie potęgi, którym trzeba dać wszystko, a w zamian nie brać nic - to Bóg i Ojczyzna”.

Kiedy, lata temu, mój ojciec podzielił się ze swoją świeżo poślubioną żoną radosną nowiną, że dostał propozycję intratnej posady w Warszawie, ta podniosła na niego przerażone oczy i zapytała: „A nasza ziemia?”. Była świeżo po lekturze „Dewajtis” Marii Rodziewiczówny. Pisarki nazwanej „strażniczką kresowych stanic”, dla której ziemia rodzinna, trwanie na niej i pielęgnowanie tradycji stanowiły wartość nadrzędną. Która bohaterów swoich powieści oceniała przez pryzmat ich stosunku do tej właśnie ziemi. Urodziła się we wsi Pieniuha na Grodzieńszczyźnie na początku 1864 r. (różne źródła podają datę 30 stycznia, 2 albo 3 lutego) jako czwarte dziecko w ziemiańskiej rodzinie Henryka Rodziewicza i Amelii z Kurzenieckich. Jej rodzice - za przechowywanie broni dla oddziałów powstańczych - zostali skazani na dziesięć lat syberyjskiej zsyłki, zaś rodzinny majątek władze carskie skonfiskowały.