Kultura
3/2020 (1277) 2020-01-15
Od 25 lat Siedlecki Klub Kolekcjonerów spotyka się w każdą drugą niedzielę miesiąca. Niedziela 12 stycznia wyjątkowo zarezerwowana została nie na pokaz zbiorów czy wykład, ale na obchody jubileuszu 25 lat działalności SKK.

Przebiegały one jak w rodzinie: bez patosu, serdecznie i bardzo radośnie. Wielką kolekcjonerską familię, która stawiła się w Centrum Kultury i Sztuki, tworzą nie tylko pasjonaci zbieractwa i sympatycy, ale też przyjaciele i sponsorzy z całej Polski i z zagranicy. Witając wszystkich na początku spotkania, prezes SKK Sławomir Kordaczuk zaznaczył, że siedlecki klub jest wyjątkowym zjawiskiem w regionie. Na czym polega jego fenomen? - Nie mamy nad sobą żadnego dyrektora, który groziłby nam placem za jakieś psikusy. Nie mamy konta w banku ani księgowej, która dawałaby nam pieniądze na zabezpieczenie np. druku plakatu. Nie mamy żadnych składek. Spotykamy się dla samej przyjemności przebywania w swoim towarzystwie. Wstępując do klubu, wiele osób zapowiedziało, że nigdy niczego nie kolekcjonowały, nie będą zbierać żadnych przedmiotów, ale chcą być w naszym towarzystwie i uczestniczyć we wszystkich przedsięwzięciach, które podejmujemy - wyjaśnił.
3/2020 (1277) 2020-01-15
O tym, że śpiewanie jest ważną częścią życia, wiedziała od dzieciństwa. Umuzykalnienie odziedziczyła po rodzicach, którzy śpiewali, choć tylko w domu: mama - sopranem, ojciec - tenorem. I pasja pozostała do dziś.

Śpiewanie Jolanta Radomska-Trojan traktuje jak coś bardzo osobistego. Jest dla niej rodzajem komunikowania się - od odpowiedniego użycia głosu zależy, czy utwór zostanie przekazany i odebrany w określony sposób. Dlatego wybrała śpiew tradycyjny, który jest ekspresyjny, mocny, a dla niej jest czymś naturalnym i niezbędnym. Dzięki niemu można przekazać emocje, opowiedzieć historię i sprawić, że aż chce się słuchać. Ale aby tak się stało, potrzebne jest doskonalenie warsztatu śpiewaka. Muzyczne przygody zaczęły się w życiu pani Jolanty we wczesnym dzieciństwie. W okresie nauki w szkole podstawowej we Włodawie rodzice, dostrzegając w niej dar do muzyki, posłali na naukę gry na pianinie. - W domu nie mieliśmy instrumentu, a na chodzenie do domu kultury nie miałam ochoty i motywacji. Wolałam zabawy z rówieśnikami - wspomina tamten okres J. Radomska-Trojan. - Potrafiłam też grać na gitarze, ale nie interesował mnie szczególnie ten instrument.
2/2020 (1276) 2020-01-08
Jej rysunki, fotografie i obrazy wywołują uśmiech, szczęście, a czasem łzy. Niebywały talent Agnieszki Barylskiej podbił serca wielu miłośników sztuki w kraju, a nawet poza granicami.

Pochodząca i mieszkająca na stałe w Żelechowie artystka już nieraz zachwyciła swoją twórczością. Jesienią jej wybrane prace wystawiono w holu głównym miejskiego ratusza. A stałą wirtualną ekspozycję obrazów i grafik na stronie internetowej i portalu społecznościowym odwiedza coraz więcej osób. Oglądając obrazy A. Barylskiej, od razu rzuca się w oczy, że są dziełem profesjonalistki. - Odkąd sięgam pamięcią, dużo rysowałam i to po wszystkim, po czym się dało. Nie oszczędzając nawet książek. Jedną z nich, porysowaną prawie na każdej stronie, mam do dziś - przyznaje A. Barylska. Chęć do rysowania zaszczepili w niej rodzice. - W dzieciństwie bardzo dużo z nami rysowali. Głównie mama, choć w szkole najlepsza była w rysunku technicznym - dodaje malarka. Dziś sztuka to dla niej nie tylko pasja, ale i sposób na życie. Na co dzień jest bowiem instruktorem w Miejsko-Gminnym Ośrodku Kultury w Żelechowie. Ale gdy tylko ma chwilę, siada przy sztaludze lub karcie papieru. - Sztuka pozwala mi inaczej spojrzeć na świat i rozszerza moje horyzonty.
2/2020 (1276) 2020-01-08
Mówią, że wspólne aktywne spędzanie czasu to okazja do dzielenia się talentami, nabywania doświadczenia i wspaniały sposób na integrację społeczności lokalnej.

Koło Gospodyń Wiejskich, które działa od 2014 r., zrzesza osoby mieszkające w Starym i Nowym Kębłowie. Powstało, aby wspierać przedsiębiorczość kobiet, dbać o rozwój kultury ludowej regionu oraz prowadzić działania społeczno-oświatowe. Z perspektywy kilku lat śmiało można powiedzieć, że wyznaczone cele zostały osiągnięte, a nowe pomysły wciąż się pojawiają. KGW jest kontynuatorem tradycji koła działającego w latach 60 i 70. Do dziś członkowie organizacji korzystają z pomieszczeń dawnej świetlicy wiejskiej, jak to bywało kilkadziesiąt lat temu. Wyeksponowane zostały tam zdjęcia i dyplomy, które świadczą o tym, że tradycją Kębłowa jest zaangażowanie i aktywność. - Mamy dyplomy z lat 70 za działalność teatralną oraz za udział w różnych konkursach - mówi Agnieszka Sztelmach, prezes koła. Świetlica, w której spotykają się członkinie KGW, została rozbudowana i doposażona. - Widujemy się raz w tygodniu, a nawet częściej. Przed Bożym Narodzeniem czy Wielkanocą mamy bardzo dużo pracy, ale podczas spotkań dopisują nam dobre humory - przyznaje Krystyna Wieczorkiewicz.
1/2020 (1275) 2020-01-02
Zakończył się VIII Ogólnopolski Festiwal Teatrów „Sztuka plus Komercja”, który od października gościł na deskach Sceny Teatralnej Miasta Siedlce.

Podczas gali podsumowującej, która odbyła się 19 grudnia w Centrum Kultury i Sztuki, poznaliśmy laureatów festiwalu. W tym roku jury i publiczność byli zgodni - za najlepszy uznano spektakl „Berek, czyli upiór w moherze 2” wyprodukowany przez Teatr Gudejko. Dziennikarze swoją nagrodę przyznali sztuce „Nerwica natręctw”. Najlepszym aktorem festiwalu została Ewa Kasprzyk, którą widzowie zobaczyli w przedstawieniu „Berek, czyli…”. W jej imieniu nagrodę odebrał Jerzy Gudejko, przedstawiciel Teatru Gudejko, producenta obu nagrodzonych spektakli. - Ze spektaklami, które przygotowujemy od 20 lat, jest jak z prezentem. Staramy się dobrać go tak, by osoba obdarowana cieszyła się nim, żeby był on dla niej użyteczny. Na pewno czasami tygodniami państwo myślicie, czym kochaną osobę uszczęśliwić, a potem wpatrujecie się w jej oczy: czy ten prezent na pewno się udał, czy jest ważny, czy cieszy. My tak mamy z naszymi przedstawieniami.
1/2020 (1275) 2020-01-02
Rozmowa z Małgorzatą Lis, autorką książki „Kocham cię mimo wszystko”.

Obowiązków jest rzeczywiście sporo, ale bez przesady. Doba ma aż 24 godziny, a ja nie jestem ze wszystkim sama. Mój mąż jest tu nieoceniony, a i dzieci, zwłaszcza starsze, uczestniczą czynnie w życiu rodziny. Poza tym kiedyś w końcu kładą się spać, a wtedy wieczory mamy z mężem dla siebie. To jest czas na rozmowę, ale i na nasze zainteresowania. W moim przypadku czytanie i pisanie. Oczywiście w ciągu dnia też można znaleźć chwilę dla siebie. Bycie mamą jest trochę jak nocny dyżur lekarza. Czasem nie dzieje się nic, a czasem, jak się zadzieje, to nie wiadomo, w co ręce włożyć. Zatem, gdy nie dzieje się nic, dzieci się ładnie bawią lub uczą, biorę książkę do ręki i czytam. Bywa i tak, że siadają obok mnie z własnymi lekturami. Nawet najmłodsza, półtoraroczna córeczka, potrafi kilkanaście minut posiedzieć i przeglądać swoje książeczki. Z pisaniem jest trudniej. Tu potrzeba większego skupienia, ale bywało, że pisałam w ciągu dnia. Poza tym kilkanaście lat byłam nauczycielem w szkole i nauczyłam się pracy w domu. Dzieci też wiedzą, że mama musi popracować, jest czymś zajęta. One mają siebie, więc się nie nudzą. Chyba z jednym dzieckiem byłoby trudniej niż z siódemką...
51-52/2019 (1274) 2019-12-18
Zwykły wtorkowy wieczór i niecodzienny gość. Krzysztof Pastor, dyrektor Polskiego Baletu Narodowego, odwiedził siedlecką szkołę tańca pod jego patronatem.

Nawet laikom nazwisko nie powinno być obce. K. Pastor to jedna z wybitniejszych postaci rodzimego tańca klasycznego, a od pewnego czasu można spotkać go też w Siedlcach. K. Pastor karierę tancerza baletowego rozpoczął w 1975 r. po ukończeniu Państwowej Szkoły Baletowej w Gdańsku. Występował na scenach rodzimych i zagranicznych. Z czasem zainteresował się choreografią. Od 1987 komponował niewielkie prace autorskie, z czasem zaczął odpowiadać za choreografię sztuk baletowych na scenach całego świata. W 2009 r. powrócił do Polski i objął kierowanie Polskim Baletem Narodowym. Od niedawna sprawuje fachową pieczę nad Niepubliczną Szkołą Sztuki Tańca Caro Dance pod patronatem Krzysztofa Pastora. - Poznałem Iwonę Orzełowską przez wspólnego znajomego Eduarda Bablidze i zostałem zaproszony do obejrzenia tego, co ma do zaprezentowania siedlecka młodzież - zdradza K. Pastor, dodając, że już wcześniej wiedział, iż w Siedlcach są zdolni i pracowici ludzie, bo dwóch siedlczan pracuje obecnie w balecie narodowym.
51-52/2019 (1274) 2019-12-18
Nadbużańska miejscowość ma wyjątkową i wielowiekową tradycję żegnania starego roku. Przez trzy ostatnie dni grudnia ulicami rządzą brodacze, czyli lokalni przebierańcy, którzy w specjalnych strojach kolędują, zaczepiają mieszkańców, a panny biorą „na hocki”.

To jedyni tacy kolędnicy w Polsce, a może i na świecie. Nikt nie wie, skąd wziął się ten zwyczaj, ale bez niego trudno sobie wyobrazić pożegnanie starego i powitanie nowego roku. Zgodnie z tradycją wybierany jest też brodacz roku. Kryterium stanowi strój, który uczestnicy przygotowują własnoręcznie. W tym roku konkurs odbędzie się 29 grudnia, o 13.00 w centrum miejscowości. - Co roku przybywa chętnych, co dla nas, organizatorów, stanowi też wyzwanie - mówi Bolesław Szulej, dyrektor Gminnego Ośrodka Kultury w Sławatyczach. Jak przyznają miejscowi, dzisiaj nikt już nie pamięta, skąd brodacze wzięli się nad Bugiem. - Po raz pierwszy zetknąłem się z nimi w latach 60, będąc jeszcze dzieckiem. Najstarsi mieszkańcy potwierdzają, że dowiedzieli się o tradycji z przekazów dziadków, którzy opowiadali, iż w ten sposób zawsze żegnano stary rok - twierdzi B. Szulej, dodając, iż kreślenie „brodacze” pochodzi od bardzo długich bród wykonanych z lnianego włókna, jakie przyczepiają sobie miejscowi przebierańcy.
50/2019 (1273) 2019-12-11
Do zagłębienia się w życie i świat przeżyć artystki wywodzącej się z Siedlec zachęca Muzeum Regionalne. Do 26 stycznia można zwiedzać wystawę zatytułowaną „Wokół kolekcji prac Małgorzaty Łady- Maciągowej (1881-1969)”.

- Wystawa nosi tytuł „Wokół kolekcji…”, ponieważ poza pracami, w których posiadaniu jest nasze muzeum, chcieliśmy pokazać coś więcej - stwierdza Danuta Michalec, kurator wystawy upamiętniającej 50 rocznicę śmierci M. Łady-Maciągowej. Otwarto ją wraz z wernisażem innej, zatytułowanej „A więc wojna! Wrzesień 1939 r.”. Wspólnym mianownikiem obydwu są najbliższe malarce osoby - mąż Adam i syn Antoni, którzy wzięli udział w wojnie obronnej 1939 r. Obaj zginęli w Katyniu. Urodziła się w Siedlcach 6 sierpnia 1881 r. i tutaj spędziła pierwsze lata swego życia. Mieszkając w Krakowie, odwiedzała w Siedlcach swoją babcię i prawdopodobnie bywała na koncertach swej siostry Janiny, utalentowanej pianistki. Wyrazem poczucia związku z rodzinnym miastem, w 1967 r., dwa lata przed swoją śmiercią, przekazała swoje prace stawiającemu pierwsze kroki muzeum siedleckiemu, funkcjonującemu wówczas pod nazwą Muzeum Ziemi Podlaskiej.
50/2019 (1273) 2019-12-11
Twórczość ludowa na terenie ziemi łukowskiej rozwija się od lat, ciesząc się niesłabnącym zainteresowaniem. Przybywa też artystów.

Najliczniej reprezentowaną dziedziną sztuki ludowej jest rzeźba, co sprawia, że powstały w 1965 r. Łukowski Ośrodek Rzeźby Ludowej (ŁORzL) jest jednym z najważniejszych w kraju - obok łęczyńskiego, sierpeckiego i kutnowskiego. Jego wyjątkowość polega na tym, że został utworzony bez żadnych wzorców i wcześniejszych doświadczeń w tej dziedzinie, a jego charakter kształtował się na przestrzeni zaledwie kilkunastu lat. Cechami charakterystycznymi prac wychodzących spod dłut łukowskich rzeźbiarzy jest prostota i polichromia, czyli zdobienie kolorem, dzięki któremu otrzymują one swoiste życie. Prekursorem rzeźby ludowej na ziemi łukowskiej jest Marian Adamski z Sobisk. Obecnie w ramach ŁORzL tworzy 16 rzeźbiarzy pochodzących z Łukowa, gminy Łuków, Adamowa, Woli Gułowskiej i okolic Góry Kalwarii. Skupiają się głównie na tematyce sakralnej i wiejskiej. Ich dzieła można oglądać na wystawach zarówno w kraju, jak i zagranicą. Biorą także udział w licznych konkursach, zdobywając wysokie lokaty.