Opinie
50/2020 (1324) 2020-12-09
„Wszystkie nasze wysiłki i reformy będą skierowane ku próżni, jeśli nie odkryjemy na nowo Sakramentu Pokuty jako źródła życia, odnowy i wszelkiej reformy” - mówił przed laty kard. Joachim Meisner. „Odszukajmy więc zagubiony Sakrament Pokuty, a znajdziemy odnowiony i oczyszczony Kościół”.

Jan Maria Vianney „reformę” Kościoła zaczął bardzo prosto: usunął pajęczyny z konfesjonału, zajął w nim miejsce i zaprosił swoich parafian do sakramentu pokuty. Na początku przyszło ich niewielu. Spoglądali na swojego nowego proboszcza z dystansem - trochę jak na dziwaka, rzecznika utopii, która dawno upadła. A potem zaczęły ustawiać się długie kolejki!... Biografowie piszą, że święty proboszcz z Ars przez całe swoje życie wyspowiadał ponad 300 tys. ludzi. Wielu z nich przyjechało z daleka. Spowiedź uratowała im życie, pomogła odnaleźć zagubioną nadzieję - przez kratki konfesjonału mogli odkryć miłość Boga i piękno Kościoła. Tak samo „ratowali” Kościół św. o. Pio, o. Dolindo Ruotolo. W ten sam sposób swoje życie oddało na chwałę Panu wielu kapłanów, znanych i nieznanych z imienia i nazwiska.
50/2020 (1324) 2020-12-09
Powstanie „Dzienniczka” św. s. Faustyny Kowalskiej i encykliki „Dives in misericordia” Jana Pawła II dzieli ponad 40 lat. A jednak oba te dzieła ukazały się drukiem niemal w tym samym czasie, a w losach ich autorów zauważyć można zbieżności. Identyczne jest również przesłanie, które przekazali światu.

Orędzie Miłosierdzia Bożego zawsze było mi bliskie i drogie - wyznał Jan Paweł II w Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Krakowie- Łagiewnikach w 1997 r., dodając, iż zabrał je ze sobą na Stolicę Piotrową i to ono ukształtowało jego pontyfikat. Był człowiekiem oddanym kultowi Bożego Miłosierdzia. Zaowocowało to: pierwszą w historii Kościoła encykliką w całości poświęconą Bogu bogatemu w miłosierdzie - „Dives in misericordia”, od ogłoszenia której 30 listopada minęło 40 lat; ustanowieniem w całym Kościele Święta Bożego Miłosierdzia; zawierzeniem świata Bożemu Miłosierdziu w 2002 r. A dzień śmierci (wigilia Święta Bożego Miłosierdzia), beatyfikacji i kanonizacji (Niedziela Bożego Miłosierdzia) są jakby tego znakiem i pieczęcią.
49/2020 (1323) 2020-12-02
Dorastaniu człowieka towarzyszą sakramenty: chrzest, pierwsza spowiedź i Komunia św., potem bierzmowanie, sakrament małżeństwa, niekiedy kapłaństwa. W świecie, gdzie dominuje zadaniowość, stanowią swoiste „cele”. Trzeba je zaliczyć i już. Ale co potem? Co po nich zostaje? Co się zadzieje dalej z nami?

Inny jest ten rok. Dla Kościoła także. Najpierw Wielkanoc z małą gromadką wiernych w świątyni. Smutne święta, pełne lęku i niepewności. I szok, że „coś takiego” w pierwszej ćwierci XXI w. mogło nas spotkać! Później były limitowane miejsca w świątyniach, nadzieja na normalność i znów kolejna, jesienna fala pandemii. Iluż ludzi od wiosny nie uczestniczyło w niedzielnej Eucharystii? Ilu znalazło dobrą wymówkę, aby „zwolnić się” ze spowiedzi? Ilu już nie wróci do kościoła - no bo skoro „w telewizji msza tak samo ważna”, nie warto komplikować sobie życia. Inni wyjdziemy z tego czasu próby. Czy lepsi? Nie wiadomo. Swego czasu do zakrystii jednej z siedleckich parafii przyszedł mężczyzna. „Proszę księdza, chcieliśmy ochrzcić nasze dziecko. Kiedy będzie najbliższy termin?” - zapytał. Rozmówca podał termin, formułę przygotowania. „No bo wie ksiądz, chcielibyśmy, aby stało się zadość tradycji…” - dodał.
49/2020 (1323) 2020-12-02
Scholę Wychowanków ks. Józefa Szajdy zna w Garwolinie każdy. - Był dla nas autorytetem - mówią bez wahania należący do niej ludzie i odwołują się do jego dziesięcioletniej posługi w parafii Przemienienia Pańskiego, w której ukierunkował się na pracę z młodzieżą.

Ks. J. Szajda (1932-2008) rozpoczął posługę wikariusza w Garwolinie w 1972 r. Zafascynowany Ruchem Światło-Życie, stworzył tutaj oazę. Ponieważ kochał śpiew, założył scholę, zespół muzyczny. Rozkręcił też służbę liturgiczną. Dzieci i młodzież z tych formacji w naturalny sposób angażowały się w ruch oazowy. Po 40 latach od odejścia ks. Józefa z Garwolina pamięć o nim jest ciągle żywa. - Ukształtował rzesze mieszkańców naszego miasta, którzy w tamtym czasie wchodzili w dorosłość. Młodzi potrzebują autorytetu i on taką rolę spełnił. Był wychowawcą, mistrzem, przyjacielem - dla nas, ale też dla naszych rodziców - mówi Urszula Maligłówka. - Większość ludzi z naszego pokolenia należała w tamtych czasach do oazy, ministrantury i scholi. Nie wiem, jak ks. Józef to robił, ale bez specjalnego namawiania potrafił przyciągnąć do kościoła - zauważa Zenon Michalik. I podaje swój przykład.
48/2020 (1322) 2020-11-25
Często dziś słychać słowo „partner”. Zastąpiło takie pojęcia, jak mąż, żona, narzeczony. Mówi się o partnerstwie w biznesie, polityce. Samo w sobie nie zawiera jakiegokolwiek pejoratywnego wydźwięku. Problem leży w czym innym: jak przypomina papież Franciszek, relacja, jaką ono opisuje, mocno nacechowana jest interesownością.

Manopello to niewielka wioska we włoskim regionie Abruzji, ulokowana na wzgórzu leżącym między wysokimi masywami górskimi Gran Sasso i Majella a wybrzeżem Adriatyku. Nieco nad nią, na stoku zalesionego wzgórza znajduje się Bazylika Świętego Oblicza. Nad tabernakulum wznosi się ozdobiona kolumnami konstrukcja, w której umieszczono srebrny relikwiarz przypominający monstrancję. W jego prostokątnym przeszklonym otworze nie ma jednak Hostii. Znajduje się w nim delikatna, przezroczysta tkanina (bisior) o wymiarach 17 na 24 cm, na której można dostrzec oblicze Mężczyzny. Wedle tradycji jest to chusta, którą nałożono na twarz Chrystusa po złożeniu Go do grobu.
48/2020 (1322) 2020-11-25
„Chcę, byś cierpiała dla Mnie. Wybrałem Cię dla wynagradzania zniewag, których doznaję od dusz Mnie poświęconych. (...) Wszystkie chwile miłe i bolesne masz ofiarować za kapłanów i zakony. (...) Ja chcę się zachłysnąć pragnieniem świętości dusz Mnie poświęconych. (…) Dziecko moje, Ja konam i konać będę, aż kapłan wróci z drogi błądzącej. Chcę, abyś w tym konaniu była pociechą”.

Te słowa usłyszała od Jezusa w jednej ze swoich wizji s. Wanda Boniszewska. Przyjęła je z pokorą i podczas 76 lat życia zakonnego przez swoje cierpienia wynagradzała Bogu zniewagi, szczególnie te pochodzące od duchownych. 9 listopada rozpoczął się proces beatyfikacyjny s. Wandy. Jego postulatorem na etapie diecezjalnym został pochodzący z Radzynia Podlaskiego ks. dr Michał Siennicki SAC. Urodziła się w 1907 r. w majątku Kamionka, kilka kilometrów od Nowogródka. Wychowywana w wierze katolickiej, od najmłodszych lat miała w sobie pragnienie Boga. W swoich zapiskach z pierwszego okresu życia wspomina, jak rodzice zabrali ją kiedyś na Mszę św., podczas której uwagę Wandy zwróciło tabernakulum.
47/2020 (1321) 2020-11-18
„Księża na księżyc” - nabazgrał ktoś farbą na elewacji kościoła. Podczas „spaceru” uczestniczek Strajku Kobiet we właściwy sobie sposób myśl została rozwinięta: „Je...ć kler”. Wszystko jasne. Przedwczoraj ktoś dopisał inne słowa: „OK. I co dalej?”.

Są takie chwile, kiedy chce się bronić, tłumaczyć. Cierpliwie perswadować i otwierać oczy. Mówić: - Zobacz, żyję między wami. Spotykamy się w kościele, w szkole, na poczcie, na lokalnym warzywniaku, w „Biedronce”. Uśmiechamy się do siebie, chwilę zagadamy. Wydaje się, że jest normalnie. Czasem też melduję się z katarem i gorączką w przychodni zdrowia (tak, tak, dziś są telekonsultacje, wiadomo). Czekam na swoją kolejkę, choć znamy się z panią doktor z kolędy i pewnie, gdyby wiedziała, że jestem, zaprosiłaby mnie do gabinetu. Nie chcę tego. Solidarność w kasłaniu też może być fajna i budować ewangeliczne mosty. A co?! Pracuję, jak Ty. Niełatwa to praca, ponieważ często dotykamy bardzo delikatnej materii, ludzkiej nędzy, bólu, bezradności. Nie widzisz tego, bo plebania, szkoła, kościół wydają się być „żelazną kurtyną”. Konfesjonał tym bardziej. Ot, zwyczajne „księżowskie” życie. Wypełnione obowiązkami, drobnymi radościami. Bardzo ułomne. Bardzo ludzkie.
47/2020 (1321) 2020-11-18
W burzach naszego życia nigdy nie wolno się nam poddawać, skoro jest z nami Jezus - pisał o. Dolindo Ruotolo. 19 listopada minęło 50 lat od śmierci kapłana z Neapolu.

Imię Dolindo w dialekcie neapolitańskim oznacza cierpieć. Cierpienie było znane ks. Ruotolo już od dzieciństwa... Był maltretowany przez ojca, cierpiał niesamowity głód, zimno, ubóstwo. W szkole był wyśmiewany, w seminarium - przez swojego przełożonego traktowany jak popychadło. Po procesie przed Świętym Oficjum, który był jednym z najdłuższych i najcięższych w skutkach w historii tej instytucji, kiedy został zawieszony w obowiązkach kapłana, był wytykany na ulicy, odrzucony przez rodzinę. Choć kapłan bardzo dużo wycierpiał, nigdy nie użalał się nad sobą, a każde cierpienie oddawał Chrystusowi. Przetrwał dzięki temu, że wszystko, co się wydarzało, przyjmował jako wolę Bożą. „Cierpienie przygniata człowieka w chwili, gdy go dopada, ale w swoim czasie odnawia ludzkie serce” - mawiał ks. Ruotolo.
46/2020 (1320) 2020-11-11
„Żyję, marząc o raju i nie mogę się doczekać, kiedy tam będę, aby znowu Cię ujrzeć, niezmierna Miłości” - notowała Maria Cristina w swoim „Dzienniku”. Jak wyglądała jej droga do świętości?

Wraz z trwającym procesem beatyfikacyjnym franciszkańskiej tercjarki przybywa świadectw łask uproszonych za jej wstawiennictwem. Dla współczesnego pokolenia młoda Włoszka pozostaje wzorem przyjmowania cierpienia w duchu zawierzenia Bogu i ofiarnej miłości bliźnich. Maria Cristina Ogier - tak bardzo wyczekane i wymodlone dziecko Giny i Enrica - przychodzi na świat we Florencji 9 marca 1955 r. Jednak cieniem na radości rodziców kładą się słowa, jakie matka dziewczynki słyszy we śnie: „To dziecko jest twoje, ale do ciebie nie należy”. Wkrótce u energicznej i inteligentnej czterolatki lekarze diagnozują nowotwór wewnątrzmózgowy. Rok później mała Cristina przechodzi operację, w następstwie której w jej szyję wprowadzony zostaje dren - będzie jej towarzyszył do końca życia. Zrozpaczeni rodzice, tracąc stopniowo wiarę w medycynę, ratunku szukają w Bogu. Z prośbą o ocalenie córki i duchowe wsparcie Gina udaje się nawet do samego o. Pio, który - ku zdumieniu cierpiącej matki - wzywa ją do pokory i zgody na wolę Bożą.
46/2020 (1320) 2020-11-11
Podczas pracy nad moim pierwszym filmem o Maryi zrozumiałem, że Bóg mnie kocha, choć wcześniej wielokrotnie Go zawiodłem. Przebaczył mi, a przebaczenie jest początkiem miłosierdzia - mówi hiszpański reżyser Francisco Campos Barba, który przyjechał do Polski, by dokończyć swoją najnowszą produkcję o Bożym Miłosierdziu. Znajdą się w niej m.in. sceny z Białej Podlaskiej i Kodnia.

Fran, bo tak mówi o sobie, wyruszył z rodzinnej Sevilli ponad dwa miesiące temu. W poszukiwaniu materiału do swojego filmu przejechał całą Europę. Nie planował, że ta podróż będzie trwała tak długo. - Dlatego nawet nie zabrał ze sobą cieplejszych rzeczy. Powtarza jednak, że całkowicie pozwala się prowadzić Bogu, a nagrywanie dokumentu o Bożym Miłosierdziu jest dla niego jedną wielką pielgrzymką - mówi kleryk Wyższego Seminarium Duchownego Diecezji Siedleckiej Aleksander Lis, prywatnie przyjaciel Frana. Hiszpański reżyser, który jest także aktorem, na co dzień współpracuje przy nagrywaniu komercyjnych seriali, dzięki czemu może poświęcić się swoje pasji, jaką jest chrześcijańskie kino. Do filmu o Bożym Miłosierdziu zbiera materiały od blisko dziesięciu lat.