Opinie
45/2020 (1319) 2020-11-04
Wchodzące w dorosłość pokolenie straciło zdolność dekodowania rzeczywistości. Nie potrafi już czytać „świata”. A generacja rodziców uwikłanych w codzienność, jeszcze bardziej nieporadna niż ich dzieci, zawieszona pomiędzy skrajnościami, przegrywa sromotnie bitwę o przyszłość.

Miano „barbarzyńca”, choć używane powszechnie w językach nowożytnych, to jedno z najbardziej niejasnych pojęć w dziejach - pisze Edward Arthur Thompson w książce pt. „Hunowie”. Wywodzi się je ze starożytności, a dokładnie rzecz ujmując, z czasów zmierzchu Cesarstwa Rzymskiego, które, jak wiadomo, rozpadło się na dwie części: zachodnią (upadło w 476 r.) i wschodnią (przetrwało następne dziesięć wieków jako Bizancjum). Potocznie znaczenie wyrazu wyprowadza się od słowa „broda” (wł. barba) - zaważył na tym prosty fakt: napastnicy zazwyczaj byli zarośnięci, mieli długie brody. Sens dopełniają też inne pojęcia, skojarzenia, takie jak: obcość, dzikość, bezwzględność, przemoc, gwałt, rabunek, strach, prymitywizm i tępota umysłowa. Ale nie tylko to. Etymologicznie słowo „barbarzyńca” znaczy jeszcze coś innego: to „ten, który bełkocze”, czyli mówi językiem niezrozumiałym dla ludzi cywilizowanych i jednocześnie - pisze cytowany wyżej autor - to również ten, który nie rozumie kultury, cywilizacji, w jakiej nagle się znalazł, nie czuje się w niej pewnie, a którą chciałby na siłę dostosować do wyobrażeń własnego świata.
45/2020 (1319) 2020-11-04
„Gardzę tobą! jesteś kłamca, człowiek podły! - oceniła Tadeusza Telimena w powszechnie znanej polskiej epopei. I choć kontekst nadaje scenie żartobliwy charakter, można by się nad kłamstwem głębiej zastanowić. Jak to wygląda dzisiaj? Częściej je demonizujemy czy usprawiedliwiamy?

I nie mówimy tu o oszustwach wielkiego kalibru. Ale może warto zatrzymać się nad kłamstwami dla wielu nieoczywistymi, dla wielu niekłamstwami. Bo łgarstwo nam spowszedniało. I zostało uznane za jedną z komunikacyjnych umiejętności. Temu, kto nie kłamie, często przypina się łatkę naiwniaka. Kto potrafi wyprowadzić innych w pole, zyskuje uznanie i zostaje nazwany przedsiębiorczym. Nie ma chyba nikogo, kto by w swoim życiu nie skłamał. Dlaczego tak często wprowadzamy w błąd i innych, i samych siebie? I czy ważne jest, jaki charakter ma kłamstwo? Św. Augustyn, ojciec i doktor Kościoła, ogłosił, że jest ono niewybaczalnym złem. A jednak oszukujemy wszyscy. Niezależnie od kultury, miejsca zamieszkania, statusu społecznego. Powody? O, tych mamy wiele. Kłamiemy, by osiągnąć określoną korzyść - materialną, psychologiczną, społeczną lub polityczną - albo zamierzony cel.
44/2020 (1318) 2020-10-28
Można było przewidzieć, że tak się stanie. Narastające emocje związane z ograniczeniami pandemicznymi, spory maseczkowców i antymaseczkowców, zwolenników szczepionek i antyszczepionkowców, protesty rolników, frustracja najmłodszego pokolenia, które znów „zdalnie” będzie napełniać się mądrością, dzieląc swój czas pomiędzy Skype i facebook itp., znalazły swoje ujście.

Skanalizowały się w weekend po orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego w stopniu wprost proporcjonalnym do ich intensywności, przyjmując formę wulgarnych wyzwisk i lania na odlew kogo popadnie. Wyglądało to, jakby ktoś granat wrzucił do szamba... Lewactwo zawyło. Ale nie tylko. Okazało się bowiem, że wielu tzw. katolików oznaczyło swoje profile internetowe starogermańskim znakiem siegrune (używała go m.in. Deutsches Jungvolk, organizacja wchodząca w skład struktur Hitlerjugend, podwójny piorun zaś od 1933 r. był symbolem SS), domagając się prawa „wyboru”, wulgarnie wykrzykując pretensje w stronę Kościoła, że broniąc piątego przykazania Dekalogu, „wtrąca się do polityki”. W sumie żadne to zaskoczenie. Zaskoczeniem jest, że proaborcjoniści chcą tak mało. No bo dlaczego kobieta miałaby mieć prawo do zabicia dziecka tylko wtedy, gdy nosi je pod sercem? Przecież chorobę nie zawsze da się zdiagnozować w fazie prenatalnej - niejednokrotnie wady genetyczne dają znać o sobie już po porodzie.
44/2020 (1318) 2020-10-28
Kiedy umiera dziecko, pierwsze pytanie, z jakim zmierzyć się muszą rodzice, brzmi: dlaczego nas to dotknęło? My też je zadawaliśmy raz po raz, gdy Mariusz z Bogusiem wyruszyli w góry i ślad po nich zaginął - mówi Andrzej Walicki. 1 listopada minie 18 lat od ich tragicznej śmierci.

Przed 23-letnim Mariuszem i jego młodszym o dwa lata ciotecznym bratem Bogusiem świat stał otworem. Dwóch wesołych chłopaków kochających wspinaczkę górską, przyrodę i smak przygody postanowiło pierwszy listopadowy weekend spędzić w górach, jak wiele razy wcześniej. W sobotę, ok. 11.00, Mariusz zadzwonił do domu z telefonu Bogusia. „Pogoda wspaniała, widoki przecudne. Idziemy dalej!” - powiedział. Była to jego ostatnia rozmowa z mamą. Już wieczorem kontakt się urwał. Rozpoczęły się poszukiwania. 15 listopada odnaleziono ciało Bogusia. Dokładnie dwa tygodnie później - po słowackiej stronie ciało Mariusza. Boguś spadł w przełęcz z Jarząbczego Wierchu ze zdradliwym młodym śniegiem. Mariusz zmarł z wychłodzenia. - Nie wiemy, ile w zbiegu wielu różnych okoliczności było ludzkiej nieostrożności, a ile woli Bożej - mówi tata Mariusza.
43/2020 (1317) 2020-10-21
Upadek tysięcy gospodarstw - do tego, zdaniem rolników, może doprowadzić wprowadzenie w życie tzw. piątki dla zwierząt.

Sejm we wrześniu uchwalił nowelizacją ustawy o ochronie zwierząt. W projekcie tzw. piątki dla zwierząt znalazł się m.in. zakaz hodowli zwierząt na futra - z wyjątkiem królika, a ubój rytualny ograniczono tylko na potrzeby krajowych związków wyznaniowych. Nowe przepisy przewidują także utworzenie rady ds. zwierząt, w skład której mają wchodzić przedstawiciele stowarzyszeń ochrony zwierząt, schronisk, instytucji naukowych, lekarze weterynarii oraz hodowcy. Według nowelizacji, gdy dalsze pozostawienie zwierzęcia u dotychczasowego właściciela zagraża jego życiu lub zdrowiu, właściwa organizacja - w asyście policjanta, strażnika gminnego lub lekarza weterynarii, odbiera mu zwierzę i zawiadamia władze samorządu, a kosztami akcji służb obciąża się właściciela.
43/2020 (1317) 2020-10-21
Nie ma w życiu przypadków, tylko niewykorzystane szanse. Bóg wychodzi do każdego, wystarczy się otworzyć, dać wiarę temu, co do nas mówi - przekonuje Krzysztof Plażuk, opowiadając o swoim nawróceniu. Zachęcając do odczytywania znaków, dodaje: - Spieszmy się, bo żyjemy w czasach pogardy. A siły zła nabierają przyspieszenia.

Ma 47 lat, kochającą żonę i trójkę dzieci. Ciągle z zaskoczeniem patrzy na swoje życie, przez którego większą część był związany z wojskiem. W planach miał stabilizację, dobrą posadę, słowem - komfort równoznaczny z wygodną egzystencją. - Byłem jak ślepiec - mówi dzisiaj. Urodziłem się i wychowałam na Podlasiu, w Janowie Podlaskiem. Jako młody chłopak zamarzyłem o wojsku. Pamiętam, jak w 1993 r. żarliwie modliłem się w tutejszym kościele, prosząc Boga, żeby wsparł moje starania. W tej intencji poszedłem nawet na pielgrzymkę do Częstochowy. Udało się, w armii spędziłem niemal 27 lat. Byłem w Iraku, Czadzie, Afganistanie, przez sześć lat miałem okazję służyć w strukturach NATO w dowództwach w Holandii i Belgii. Zakończyłem służbę w lutym br. w stopniu podpułkownika Wojska Polskiego.
42/2020 (1316) 2020-10-14
Życie Carla Acutisa można streścić w trzech słowach: Eucharystia, internet i miłosierdzie. Drogowskazem na tej drodze było dla niego Słowo Boże, które nazywał swoją busolą.

Ten 15-letni geniusz komputerowy, w którego żyłach płynie polska krew, 10 października w Asyżu został ogłoszony błogosławionym i może stać się pierwszym oficjalnym patronem internetu. Był bowiem przekonany, że Bóg jest mocno aktywny online, a jeden post w mediach społecznościowych na zawsze może odmienić czyjeś życie. Ponieważ Eucharystię uważał za swą „autostradę do nieba”, o jej mocy opowiadał w sieci. „Zawsze być blisko Pana Jezusa. Taki jest mój plan na życie” - mówił 15-latek, który swój cel realizował bardzo konsekwentnie, choć wychowywał się w rodzinie, gdzie religia nie była na pierwszym miejscu. Jego matka Antonia Acutis nie należała do najbardziej wierzących. Jak wspominała w jednym z wywiadów, była córką niewierzącego intelektualisty i obojętną katoliczką. Wprawdzie przystąpiła do Pierwszej Komunii św., przyjęła bierzmowanie i wzięła ślub kościelny, jednak to nie ona sprawiła, że Carlo tak mocno zaufał Bogu.
42/2020 (1316) 2020-10-14
Komunikat wydany przez Komisję ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów Konferencji Episkopatu Polski, która uznała za niesprawiedliwe sugerowanie, jakoby osoby przyjmujące Komunię na rękę automatycznie nie miały szacunku wobec Najświętszego Sakramentu, nieco uspokoił dyskusję. Sytuacja, jaka miała miejsce, pokazała jednak, że konieczna jest pogłębiona katecheza eucharystyczna.

To istotne przynajmniej z kilku powodów: przywykliśmy do myśli, że Polska jest krajem katolickim i wiarę wysysa się tu z mlekiem matki, przynależność do Kościoła jest oczywista. Dziś to już przeszłość. Musimy pogodzić się z faktem, że ludzie wierzący, żyjący na co dzień duchem Ewangelii (realnie, nie nominalnie) stanowią mniejszość. Większość, niezależnie od tego, czy zachowuje obojętne milczenie, domaga się „otwartości” (w której znajdzie się miejsce na wszelkie -izmy i „własne” prawdy), czy też staje na pozycjach wrogich wobec Chrystusa i Kościoła (traktując krzyk jako zagłuszacz sumienia sprzeciwiającego się wewnętrznej apostazji, która już dawno się dokonała), zaczyna decydować o aksjologii, dominantach świata wartości. Laicyzacji, która dziś przyspieszyła, nie da się pokonać instytucjonalnie, nie powstrzymają jej pisane zza biurek programy duszpasterskie.
42/2020 (1316) 2020-10-14
Badania i obserwacje z ostatnich lat pokazują, że zjawisko przemocy nie dotyczy jedynie rodzin z tzw. marginesu społecznego. Istnieje ono niezależnie od wykształcenia, pozycji społecznej czy zawodowej członków rodziny, czyli dotyczy rodzin z różnych grup społecznych.

W Polsce dominuje pogląd, że przemoc w rodzinie dotyczy od 20% do 39% rodzin. Ośmiu na dziesięciu (82%) badanych dorosłych uważa, że problem przemocy występuje co najmniej w co piątej polskiej rodzinie. Analiza statystyk dotyczących zjawiska przemocy domowej pozwala zaobserwować, iż na przestrzeni ostatnich lat problem ten stopniowo się nasila. Czym jest zjawisko przemocy w rodzinie? Czym charakteryzuje się sprawca przemocy, a kto najczęściej staje się ofiarą? A może, tak jak ludzie nie rodzą się „ofiarami przemocy”, tak też nie rodzą się „sprawcami przemocy”?
41/2020 (1315) 2020-10-07
Po ponad półroczu trwania epidemii koronawirusa coraz wyraźniej widać jej destrukcyjne skutki, nie tylko w wymiarze medycznym. Na całym świecie, na różnych poziomach. Ludzie podzielili się na „maskowców” i „bezmaskowców”, sparaliżowanych życiem w permanentnym strachu przed domniemanym zakażeniem, czy „płaskoziemców” odrzucających w ogóle możliwość istnienia wirusa i wietrzących globalny spisek. Robi się coraz bardziej nieciekawie.

Spór narasta, przybierając coraz ostrzejsze formy. Podział nie ominął także Kościoła, a jego linia pojawiła się w miejscu dość niespodziewanym, mianowicie w reakcji na sposób przyjmowania Komunii św. Rygor sanitarny sprawił, że przypomniano o dwóch obowiązujących od lat w Kościele formułach: Komunii do ust i możliwości przyjęcia jej na rękę. Funkcjonują one obok siebie od dawna, choć niewątpliwie w naszych realiach kulturowych dominuje pierwszy wzór. Są zatwierdzone prawem kościelnym, podbudowane wielowiekową tradycją, w której można znaleźć ich usankcjonowanie (i głębokie teologiczne uzasadnienie). Szanując wrażliwość osób, które w różny sposób przeżywają epidemię, w wielu świątyniach umożliwiono, o ile warunki na to pozwalają, korzystanie z obu sposobów otrzymania konsekrowanej Hostii. No i zaczęło się.