Ciąża polityczna
A gdyby na dodatek wystarczyło mu siły na zatrzymanie się i zadumę, to już zupełnie niezgorzej.
Refleksje? Podsumowanie? Pewnie by tak wypadało, wszak mamy koniec roku. Ale mnie się na znacznie bardziej rozległe, niż to roczne zebrało. Pewnie to sprawka wieku, że się więcej niż ostatni rok wspomnieniami ogarnia, a w przyszłość już nie za mocno wybiega. Odwieczne pytanie „ubi sunt?” coraz się częściej pojawia. Gdzież są?
Te Wigilie sprzed lat, kiedy babcia do dziś nieodnalezioną w żadnych zapiskach pastorałkę śpiewała: „Tusząc pasterze, że dzień blisko, wygnali bydło na pastwisko. Z obory, z obory, zapędzili pod bory. Napotkali dobrą trawę, pokładli się na murawę, posnęli, posnęli…”. Te kopne drogi – nierzadko w zamieci – które w środku nocy do odległego żłóbka prowadziły. I te powroty – prawie poranne, przemarznięte, ale przecież radosne także i z tej przyczyny, że już można będzie grudniowy zamróz kawałkiem kiełbasy zagryźć.
Ja wiem – to smuga cienia, tak się przecież zdarza. W zasadzie wszystko już było. I wszystko jest. Więc jak zawsze przed świętami pojawiły się spekulacje dotyczące Ewangelii, znowu przywołano jakieś „nieznane fakty” z życia Pana Jezusa. Jak zawsze wypowiedzieli się nowocześni, którym święta Bożego Narodzenia z niczym się nie kojarzą. Jak zawsze ileś ludzi uciekło od rodziny, a drugie ileś starało się „zbędny balast rodzinny” niczym do przechowalni oddać do szpitala.
Pewnej feministce tegoroczne święta dopomogły w wydobyciu się z medialnego niebytu. Jednym stwierdzeniem wskoczyła na czołówki gazet i stała się rozpoznawalna. W telewizyjnym programie, podczas rozmowy dotyczącej zaostrzenia kar za aborcję, pani ta stwierdziła, że jest w ciąży, którą usunie i nikt jej nic nie zrobi. W dodatku, żeby było weselej, podda się aborcji 24 grudnia. Co prawda całą historię nazwała wkrótce wygłoszonym w obronie uciskanych kobiet politycznym manifestem, ale tak naprawdę zarekomendowała siebie. I zupełny brak logiki. Bo skoro ogłasza, że ma prawo do dokonania aborcji, to gdzie tu ucisk i po co cały ten zgiełk? Albo niech mówi dalej – to obnaża i ją, i firmowany przez nią ruch.
Żeby nie było zbyt smętnie, wspomnę, co mnie w ostatnich dniach rozśmieszyło. To słowa szefa Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, który przekonywał, że najlepszym dla radia i telewizji wynalazkiem byłyby jednoosobowe zarządy spółek mediów publicznych. Wtedy – jego zdaniem – poprawiłaby się decyzyjność i zwiększyła odpowiedzialność. No i koronny argument – taki zarząd byłby odpolityczniony. Brzmi nieźle to pokrętne gadanie. Tyle że zarząd jednoosobowy – to nie jest przypadkiem oksymoron? To się nie wyklucza? I jeszcze jakieś zaciemnianie z odpolitycznieniem.
Nowy Roku, bądź łaskaw… Niechże te polityczne ciąże wreszcie coś urodzą. Pozytywnego.
Anna Wolańska