Cisza przerywana sygnałami karetek
Od 30 lat pracuje przy chorych w Casa di cura Musumeci Gecas i - jak wyznaje - każdego ranka wstaje, aby „stanąć w szeregach kolegów i znów walczyć o to, by ktoś mógł wrócić do swojej rodziny i powiedzieć: zwyciężyłem, jestem znów z wami”. Czasem ktoś pyta ją, jak żyje się teraz na Sycylii - w regionie, którego mieszkańcy znani są z pielęgnowania więzi rodzinnych, dają się poznać jako bardzo przyjacielscy i towarzyscy. Odpowiada wtedy, że dziś widać pustki na ulicach. Niekiedy można spotkać przechodniów, którzy mijają się wielkim łukiem i spoglądają na siebie ze strachem, zwłaszcza na nieletnich chyłkiem przemykających bez maseczek ochronnych. Helikoptery patrolują miasteczka, a karabinierzy wciąż kontrolują ludzi. - Ciężko zmienić swoje przyzwyczajenia, ale musimy dalej żyć, musimy walczyć - wyznaje pani Magdalena.
Według jej relacji, po zakupy – raz na tydzień – ma prawo wyjść tylko jedna osoba z rodziny. – Można je zrobić wyłącznie w najbliżej położonym sklepie i na każde wyjście musimy wypełniać specjalne autocertyfikaty z podaniem swoich danych, miejsca i celu opuszczenia domu – opowiada. – Te pozwolenia są kontrolowane. Można przemieszczać się, tylko idąc do lekarza, do sklepu po niezbędne produkty i do pracy. Wszędzie panuje cisza przerywana częstym wyciem karetek. Ludzie nie pracują, niektórym pokończyły się już pieniądze i nie mają za co kupić jedzenia – wyznaje pielęgniarka. ...
Joanna Szubstarska