Cud zawsze jest po coś
Pochodzący z podsiedleckiej miejscowości Nakory ks. Zygmunt Malacki, proboszcz słynnej parafii pw. św. Stanisława Kostki na warszawskim Żoliborzu, a prywatnie kolega bł. ks. J. Popiełuszki, umarł z modlitwą na ustach. Został pochowany obok kapelana Solidarności. Podczas pogrzebu ks. Malackiego kard. Kazimierz Nycz powiedział: Wiara pozwala zobaczyć, że to Pan Bóg w cudowny sposób pozwolił mu doczekać wyniesienia na ołtarze ks. Jerzego.
Bo rzeczywiście tak było – na ten jeden dzień ks. Zygmunt ozdrowiał. Jakby wiedział, że musi dopełnić dzieła. Na zdjęciach z uroczystości widać, jak podtrzymuje Mariannę Popiełuszko, matkę męczennika, prowadząc ją do ołtarza w procesji z relikwiami. Dwa miesiące później zrobiono inną fotografię: mama ks. Jerzego odprowadza ks. Zygmunta na wieczny spoczynek, idzie pierwsza za jego trumną.
Bóg pięknie plącze ludzie ścieżki
Drogi ks. Popiełuszki i ks. Malackiego splotły się w warszawskim seminarium. Jako klerycy przez pół roku mieszkali w jednym pokoju. Po święceniach utrzymywali raczej luźne kontakty, spotykając się na różnych uroczystościach. Ich relacje zacieśniły się, kiedy ks. Zygmunt został rektorem akademickiego kościoła św. Anny. Tam widzieli się po raz ostatni. – Jurek mnie wtedy niespodziewanie odwiedził. Było to na kilka dni przed jego śmiercią. Wracał od prymasa Glempa z Miodowej, był blisko, więc przyszedł porozmawiać. Nie wiem, dlaczego akurat do mnie – to słowa ks. Malackiego, które w swojej najnowszej książce „Cuda księdza Jerzego” cytuje Milena Kindziuk. Ks. Zygmunt zapytał ks. Popiełuszkę, czy jest świadom zagrożenia życia. ...
Jolanta Krasnowska