Kultura
Źródło: JS
Źródło: JS

Człowiek na pierwszym planie

Władysława Wójcik z Żukowa podkreśla, że sztuka nadaje sens jej życiu. Prawdę, że każdy powinien mieć pasję, przekazuje młodzieży w czasie warsztatów rzeźbiarskich.

Zamiłowanie do rzeźbienia rozwinęło się u pani Władysławy dzięki inspiracji ks. Jana Breczko (1881-1964). Kapłan był jej pierwszym duchowym nauczycielem. - We wczesnych latach dzieciństwa straciłam tatę, dlatego ks. Jan był mi szczególnie bliski - opowiada W. Wójcik. - Moja ciocia była gospodynią księdza, kiedy był proboszczem w Hannie. Gdy skończyłam szkołę pielęgniarską, mieszkałam blisko niego. Przebywał wówczas u oo. paulinów we Włodawie. Dopiero po latach zdałam sobie sprawę, jak wiele mi przekazał - dodaje. Używana głównie przez mężczyzn siekiera była w jej dłoniach od dawna. Dziś posługuje się nią z wielką wprawą, zwłaszcza kiedy trzeba ociosać kloc drzewa i wykonać z niego szkic rzeźby. Narzędzia, którymi dawniej posługiwano się w gospodarstwie, W. Wójcik doskonale znała od dziecka. Nie było ojca, więc wiele prac robiła sama, np. rąbała drewno na opał.

Przy okazji zapoznawała się z fakturą drzewa, wykonywała kompozycje z korzeni czy patyków. Potem pojawiła się glina, gips i kamień. Pierwsze rzeźby zaczęły powstawać przy okazji letnich wypraw nad rzekę Włodawkę. – Zabierałam ze sobą dzieci. Kiedy synowie się kąpali, zbierałam glinę i lepiłam z niej różne formy. Zanosiłam je potem do kaflarni i wypalałam naczynia oraz figurki. Poprzez taką zabawę kształtowałam swój warsztat – opowiada rzeźbiarka.

 

Harmonia i piękno

Na pierwszym miejscu zawsze była jednak rodzina. – Bardzo ciężko pracowałam z synami, aby wnuki wszystko miały i były szczęśliwe. Myślę, że dałam dzieciom dużo. Może nawet zbyt wiele, skoro z czasem obserwowałam, jak ich własne rodziny się rozpadały – wyznaje rzeźbiarka.

Praca artystyczna towarzyszyła W. Wójcik także wtedy, gdy spełniała się w zawodzie pielęgniarki, co miało odzwierciedlenie w twórczości.

Od zawsze lubiła portretować ludzkie twarze, wyrażające emocje i uczucia. – Kiedy pracowałam w zakładzie karnym, stykałam się z osobami o różnych charakterach. Swego czasu funkcjonował tam również ośrodek dla internowanych. Gdy patrzyłam na ludzi, którzy trafiali tam za to, że mówili prawdę, bardzo to przeżywałam. Emocje sięgały zenitu. Aby się wyciszyć, chwytałam za pędzel czy dłuto. Rzeźby postaci z tamtego czasu – powykręcane, tragiczne – zniszczyłam, gdyż były tak przerażające – opowiada.

W centrum jej twórczych zainteresowań stoi człowiek, szczególnie postacie kobiet, które – ze względu na harmonię i piękno ciała – stanowią dla artystki spore wyzwanie.

W. Wójcik jest także autorką rzeźb Chrystusa. Jedna – na drewnianym krzyżu – wisi na ścianie w pokoju gościnnym. Przywołuje pamięć o matce artystki, która związana była z tym krucyfiksem do końca swoich dni. – Patrząc na konającego Chrystusa, mówiła, że jej ból nie jest tak wielki, jak Zbawiciela. Z drugą rzeźbą – Chrystusa frasobliwego – byłam na Placu Świętego Piotra w dniu beatyfikacji Jana Pawła II. Figurka została poświęcona w Rzymie, natomiast odlewy, które wykonuję z wykorzystaniem jej formy, rozdaję przyjaciołom – mówi.

 

Na wzór hr. Augusta

Rzeźbiarka zafascynowana jest kształtowaniem drewna. W trakcie pracy niekiedy wyłania się inna figura, niż planowała wcześniej. – Czasem w czasie obróbki kloca stwierdzam, że wewnątrz jest on spróchniały, dlatego muszę stworzyć coś innego niż zamierzałam. Ale nawet wtedy, kiedy słoje drewna układają się według zamysłu, zmieniam temat – przyznaje. – Sam efekt często mnie nie satysfakcjonuje. Nie ma nic złego w takim podejściu. To znak, że rozwijam się twórczo. Jeśli jest niedosyt, to tak powinno być. Powinniśmy się zadziwiać nad światem jak dzieci – twierdzi.

Jej rzeźby przypominają prace hr. Augusta Zamoyskiego (1893-1970). – Od 17 lat uczestniczę w ogólnopolskich plenerach rzeźbiarskich im. Zamoyskiego w Jabłoniu – wyjaśnia. – Twórca ten – mimo trudnych kolei losu – nigdy nie zostawił sztuki. Tworzył portrety w drzewie oraz gipsie, czarnym i białym marmurze, w brązie i granicie. Spod jego rąk wyszła postać św. Jana Chrzciciela w brązie, a także dwumetrowy posąg kard. Adama Sapiehy. Ja również skupiam się na człowieku. Nie wykorzystuję twardych materiałów i tylko raz miałam możliwość rzeźby w piaskowcu – zaznacza W. Wójcik.

 

Im wiele zawdzięczam

Jedną z ostatnich jej prac stanowi monumentalna rzeźba papieża Jana Pawła II,. Powstała ona na 40-lecie pontyfikatu i 200-lecie diecezji siedleckiej. Figura Papieża Polaka stanęła przed kościołem pw. Nawiedzenia Matki Bożej Kodeńskiej w rodzinnym Żukowie.

W. Wójcik uczestniczy w wielu wystawach zbiorowych, indywidualnych i poplenerowych. Od 1984 r. prowadzi warsztaty artystyczne z dziećmi, młodzieżą i dorosłymi. Szczególnie ceni sobie spotkania twórcze z młodymi. – Sztuka dała mi bardzo dużo. Dzięki niej moje życie ma sens – zapewnia rzeźbiarka. – Tworząc, szukam odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. Chcę przekazać młodzieży, że kultura jest wartością – dodaje.

W. Wójcik jest przekonana, iż twórcze pobudzanie, inspirowanie, wskazywanie drogi młodemu człowiekowi, zastrzegając jednak, że niczego nie można narzucać, a jedynie wzbudzać zamiłowanie. Tak właśnie postępował ks. J. Breczko. – Chciałabym wykonać rzeźbę ks. Jana, a także przekazać książki filozoficzne i inne pamiątki po kapłani do muzeum, które, mam nadzieję, powstanie w Hannie – mówi. – Wiele zawdzięczam również prof. Sławomirowi Mieleszce, który był uczniem Ksawerego Dunikowskiego. Uczyłam się w Instytucie Wychowania Plastycznego Uniwersytetu Marii Curie-Sklodowskiej, gdzie był nauczycielem, a także na warsztatach we Włodawskim Domu Kultury, które prowadził profesor. Do dzisiaj energię twórczą, lokuję w malowanie obrazów, pisanie poezji, a przede wszystkim w rzeźbienie – oznajmia artystka.

Joanna Szubstarska