Historia
Degenerackie łowy

Degenerackie łowy

Na początku 1752 r. spór starosty łosickiego z gromadami wsi Kornica i Szpaki rozgorzał na nowo. Sąd referendarski zatwierdził poprzednią decyzję, ale z pewnymi modyfikacjami. Jeśli starosta wysyłał na flis do Gdańska na swoim statku, to chłopi nie mogli się od tego wymawiać (do tej pory musieli to czynić na własny koszt).

Dwór został również zobowiązany do udziału w podatku zwanym hiberną. Włościanie mogli wyrabiać piwo na wesela, chrzciny i pogrzeby, ale po zapłaceniu arendarzowi 18 groszy od czterech beczek. Zarządzono rekwizycję dokumentu króla Stefana Batorego z 1576 r., którym zasłaniali się poddani, a winni obrazy honoru starosty mieli otrzymać chłostę.

W marcu 1752 r. książę Hieronim Radziwiłł rozkazał poczynić ostatnie przygotowania do otwarcia nadwornego teatru w Białej. Już poprzedniego roku sprowadzono śpiewaczkę z Wiednia, słynącą z doskonałości i urody, która książę żartobliwie nazwał swoją Kantatrycze. Ale tym razem w przedstawieniu główne partie mieli grać mężczyźni wytypowani na aktorów – Murawski i Orzelski. Wyznaczono im role książąt hiszpańskich, ale mówili po niemiecku, gdyż książę dość dobrze opanował ten język. Próbnie komedię wystawiono podczas nieobecności księcia, na Wielkanoc 1752 r. Po jej obejrzeniu koniuszy książęcy Wendorf pisał do księcia Hieronima: „Pan Morawski mowę niemiecką tak doskonale wyraża, że distingować od Niemca trudno”. Teatr wystawił sztukę tylko dla księcia i jego otoczenia. Dla mieszczan bialskich przeznaczono bardziej przyziemne rozrywki. W mieście istniało aż siedem browarów i tylko jeden nie był własnością Żydów (trzy browary przy Rynku, trzy przy ul. Brzeskiej i jeden na ul. Łosickiej). W związku z przebudową miasta w stylu zachodnioeuropejskim książę Hieronim polecił przenieść szynkarzy i browarników bliżej rzeki Krzny. Decyzja ta napotkała jednak wielkie trudności. 12 kwietnia 1752 r. administrator Woroniecki pisał do księcia, że budowa browaru w tym miejscu okazała się niemożliwa „dla niskości i bagniska, a ustawicznych deszczów – a woda bagnista nie sposobna na żadne likwory”.

W czerwcu 1752 r. król August III przybył do pogranicznej Wschowy w Wielkopolsce na obrady senatu, aby zwołać stamtąd przyszły sejm i rozesłać deliberatoria na sejmiki, a także poczynić nowe nominacje. Właściciel Terespola, Włodawy i Różanki – Jerzy Fleming otrzymał od króla patent na starostwo brzeskie, a pan Białegostoku – Jan Klemens Branicki – urząd hetmana wielkiego koronnego. Zwołanie sejmu wyznaczono na jesień tego roku. Na zjazd do Wschowy, obok właściciela Siedlec – kanclerza Fryderyka Michała Czartoryskiego, pojechał też ze swoim ojcem, wojewodą mazowieckim, Stanisław Poniatowski, przyszły król Polski. W swoich pamiętnikach zapisał: „Wkrótce po wycieczce do Wschowy trzeba było myśleć o sejmikach, a nie była to rzecz łatwa w owych czasach. Chcąc być wybranym na posła, nie dość było mieć wielu przyjaciół w okolicy, trzeba było koniecznie nie mieć ani jednego oponenta”; dodajmy od siebie – który dysponował prawem weta. Z województwa podlaskiego posłami zostali wybrani m.in. chorąży ziemi bielskiej – Kazimierz Kuczyński, starosta brański – Maciej Maurycy Starzeński i starosta mielnicki – Aleksander Butler.

Miasta podlaskie trapiły pożary. Wielki pożar Kodnia wybuchł akurat w czasie, gdy chciał wyjeżdżać z miasta jego właściciel – Michał Fryderyk Sapieha. Ponieważ z powodu szalejącego ognia konie bały się dalej iść, książę wysiadł z karety i chciał przejść pieszo niebezpieczny odcinek. Przyboczny lekarz, Gesner, ledwie uprosił księcia, aby tego nie czynił, gdyż może zasłabnąć od żaru i dymu. Duży pożar wybuchł także w sierpniu 1752 r. w Międzyrzecu. W księgach miejskich zapisano: „20 sierpnia od ognia z nieostrożności od Żydów wznieconego, zgorzał kościół parochialny międzyrzecki od 500 lat stojący o godz. 8 po południu” (chodziło o kościół św. Mikołaja).

We wrześniu 1752 r. z Warszawy do Grodna – z rodziną i dworem – na zapowiedziany sejm ruszył król August III. Droga prowadziła przez północne Podlasie i jeden z postojów miał miejsce w Białowieży. 27 września odbyło się tam królewskie polowanie. Dziwny to był monarcha. Jak zapisał Władysław Konopczyński: „z dawnego sympatycznego młodzieńca zrobiła się ciężka bryła mięsa i tłuszczu z każdym rokiem coraz apatyczniejsza i bezmyślniejsza. Łowy dla niego urządzane zakrawały raczej na wielką rzeź spędzanej zwierzyny niż na ćwiczenia sportowe”. Nie było to polskie myślistwo, gdzie uczestnicy wytężali na różne sposoby myśl, ćwicząc narządy i wszelkie sprawności – ucho, oko, dłoń, refleks, odwagę, dając szansę również zwierzynie. Było to myślistwo całkiem zdegenerowane. August III Sas i jego otoczenie strzelali niemiłosiernie do zwierząt naganianych pod dobrze ubezpieczone stanowiska, gdzie nie było już dla nich ratunku. Tego dnia zabito 42 żubry, poważnie uszczuplając ich stan, gdyż w owych czasach żyły już tylko w tej puszczy. Sama królowa, dewotka na pokaz, zdradzając instynkt krwiożerczy, położyła trupem z broni palnej 20 żubrów napędzonych pod jej altanę. Poza tym zastrzelono 13 łosi i mnóstwo innej zwierzyny. Najcięższy żubr ważył 14 centnarów i 50 funtów, a najcięższy łoś 9 centnarów i 75 funtów. Na pamiątkę tak świetnego – zdaniem monarchy – polowania król August III postanowił wznieść w Białowieży pomnik, na którym wyryto w dwóch językach nazwiska obecnych gości, liczbę upolowanej zwierzyny oraz wagę największych sztuk. I to chyba największe dokonanie Sasa, zważywszy, iż sejm w Grodnie rozszedł się bezowocnie.

Józef Geresz