Kultura
Źródło: MOK/facebook
Źródło: MOK/facebook

Dla Marcina

Pod takim tytułem 10 listopada w Sali Białej Miejskiego Ośrodka Kultury w Siedlcach odbył się wyjątkowy koncert. Był on dedykowany zmarłemu rok temu 20-letniemu Marcinowi Wardakowi, utalentowanemu pianiście, dla którego zaśpiewali i zagrali znajomi, przyjaciele i siostry.

Data koncertu nie była przypadkowa. Odbył się on w dniu urodzin Marcina, w przeddzień jego imienin, a cztery dni wcześniej wypadła pierwsza rocznica jego śmierci. Młody muzyk odszedł 6 listopada 2018 r. po czteroletniej walce z nowotworem mózgu. Swoją chorobę znosił z niezwykłym spokojem i godnością. Z pewnością pomagały mu w tym muzyka, która tak bardzo kochał, i występy z zespołem Niekompletni i chórem Canzona. To właśnie przyjaciele muzycy postanowili uczcić pamięć Marcina, organizując dla niego koncert. 10 listopada Sala Biała wypełniła się po brzegi. Przybyli najbliżsi 20-latka, jego nauczyciele, koledzy, a także mieszkańcy miasta, którzy choć nie znali Marcina osobiście, to o nim słyszeli lub po prostu chcieli wesprzeć jego rodzinę.

Koncert rozpoczęła piosenka pt. „Daj mi Panie teatr” Jacka Fałkiewicza w wykonaniu zespołu Niekompletni pod kierownictwem Macieja Turkowskiego. Następnie głos zabrał wychowawca Marcina z I Liceum Ogólnokształcącego im. Boleslawa Prusa w Siedlcach Jan Chróścicki, który przypomniał sylwetkę chłopaka i jego dokonania. – Najtrudniejsze chwile w pracy nauczyciela to te, w których tracimy naszych uczniów. Byłem wychowawcą Marcina. Uczęszczał do I LO w latach 2014-2017. W 2017 r. został laureatem nagrody „Aleksander”. Jest ona przyznawana najlepszym uczniom i osobom związanym z naszym liceum – podkreślił nauczyciel. – M. Wardak ukończył Państwową Szkolę Muzyczną II stopnia i uzyskał dyplomy w klasie fortepianu i organów. Brał udział w koncertach talentów, gospeliadach, chóru Canzona, zespołu Niekompletni, a także w wielu uroczystościach miejskich i naszej szkoły. Nawet kiedy był już bardzo chory i osłabiony, nigdy nie odmówił nam pomocy. Odszedł wspaniały, wrażliwy człowiek, utalentowany pianista. Ostatni raz akompaniował w czasie 11 zjazdu absolwentów „Prusa”, który odbył się 5-6 października 2018 r. Teraz gra w niebiańskich orkiestrach i z pewnością uśmiecha się do nas z nieba – dodał J. Chróścicki.

 

Mistrz fortepianu

Tego wieczoru nastrojowe piosenki przeplatały się ze wspomnieniami o Marcinie. – Szczególnie jedno zapadło mi w pamięć. Pewnego dnia przyszedł do szkoły muzycznej z wybitym serdecznym palcem. Poszliśmy do sali, gdzie zagrał mi „Etiudę Rewolucyjną” Fryderyka Chopina… dziewięcioma palcami. Prawdziwy mistrz fortepianu! – opowiadała Karolina Płotczyk z zespołu Niekopmpletni, wykonując piosenkę Ryszarda Rynkowkiego „Jawa”, w której znajdują się m.in. takie słowa: „Ci, co odchodzą, wciąż z nami są. I żyją sobie obok nas”.

O Marcinie opowiadał też kierownik artystyczny Niekompletnych M. Turkowski. – Pamiętam, jak kiedyś zapukał do sali, w której prowadziłem zajęcia. Przeprosił, że przeszkadza, tłumacząc, iż musi coś ogłosić. Zażartowałem, że skoro przeszkodził, to teraz musi nam coś zagrać. Zrobił to w taki sposób, że na drugi dzień dzieciaki ściągnęły sobie na telefony utwór, który wykonał – wspominał nauczyciel.

 

Łzy w niebie

Dla Marcina zaśpiewały także jego siostry. Jedna z nich wybrała utwór Jacka Wójcickiego pt. „Miejcie nadzieję”, ponieważ piosenkę poznała dzięki bratu i był to ostatni utwór, którym zajmował się przed śmiercią. Druga natomiast zaśpiewała jedną z najbardziej wzruszających ballad „Tears in Heaven” Erica Claptona, który napisał ją po tragicznej śmierci swego syna Conora. Siostrze Marcina akompaniował na gitarze tata Antoni. – Ta piosenka towarzyszy mi przez cały rok od śmierci syna – wyznał.

Tego wieczoru w wykonaniu Niekompletnych można było usłyszeć m.in. „Piosenkę w samą porę” Marka Dyjaka, „Tam w ogrodach” Andrzeja Wawrzyniaka, a także „Vis-à-vis życia”, którą do słów Mariana Janusza kawałki zaśpiewał M. Turkowski. – Zawsze pytałem Marcina, czy będzie za tydzień na próbie. Przeważnie mówił, że chyba tak. I pewnego wtorku już nie przyszedł – powiedział.

 

Na kiedy, proszę pana?

Podczas koncertu wystąpił też chór Canzona ze Szkoły Podstawowej nr 8 pod kierownictwem Dariusza Różańskiego. – Nasza współpraca z Marcinem wyglądała mniej więcej w taki sposób: dawałem mu nuty, a on pytał „na kiedy, proszę pana?”. Odpowiadałem, że na za trzy tygodnie. W tym czasie on analizował sobie: sprawdzian z czego, kartkówka z czego, kiedy egzamin w szkole muzycznej. Następnie drugie spojrzenie na nuty i odpowiedź: „dobrze”. To skinienie głowy było jego charakterystycznym gestem. Był jedynym akompaniatorem, co do którego miałem 100% pewność, że wszystko wykona perfekcyjnie – podkreślił nauczyciel. – Dwa lata temu w Bydgoszczy zdarzył się chórowi z Białegostoku wypadek. Akompaniatorka dostała wysokiej gorączki i trzeba było szybko znaleźć pianistę, który uratuje najbardziej efektowny utwór spektaklu. Nikt nie chciał się zgłosić. Tymczasem Marcin wziął nuty i w pół godziny przygotował się do występu, ratując białostocki chór – dodał D. Różański.

 

Śmierć to nie jest koniec

Na koniec głos zabrali rodzice Marcina. – Dziękujemy za państwa obecność dzisiaj, na Mszy św., na grobie syna, ale też za obecność przy Marcinie za jego życia. Był człowiekiem, który nigdy się nie skarżył. Może wynikało to z jego charakteru, ale po części także z tego, że otaczali go wspaniali ludzie – podkreślił A. Wardak, dziękując M. Turkowskiemu za zorganizowanie koncertu. – Był z naszym synem zarówno w radosnych, jak i trudnych chwilach. Niekompletni odwiedzili Marcina w Centrum Zdrowia dziecka w Międzylesiu, gdzie dali koncert na rzecz chorych dzieci. Dziękuję też D. Różańskiemu za to, że zawsze dawał Marcinowi szansę, nawet kiedy był już w trudnej sytuacji. Jednak muzyka była dla niego tak ważna, że zawsze z ogromną chęcią angażował się w projekty chóru Canzona – dodał tata Marcina. Podziękowania popłynęły także do nauczycieli – począwszy od podstawówki po gimnazjum, I LO, Uniwersytet Przyrodniczo-Humanistyczny – i kolegów.

– Dziękujemy też za chwile normalności, które daliście Marcinowi, że nie odsunęliście się od niego w chorobie, byliście przy nim, dzięki czemu pomiędzy kolejnymi chemiami mógł doświadczać normalności. Dzisiaj są jego urodziny. Nie możemy podarować mu żadnego prezentu oprócz modlitwy, o którą prosimy – zaznaczyła mama Marcina Renata Wardak, dzieląc się też z zebranymi pewną refleksją. – Marcin bardzo lubił fantastykę, m.in. film „Władca Pierścieni”. To również mój ulubiony film i książka, która ukazuje walkę dobra ze złem. Wczoraj oglądałam fragment „Powrotu króla”, w którym Gandalf rozmawia z Pippinem w Gondorze, mieście królów oblężonym przez ogromną armię. I kiedy wszystko wydaje się stracone, wtedy mały Pippin mówi do Gandalfa: „Gandalfie, to tak wygląda koniec? To już jest nasz koniec?”. Na co Gandalf odpowiada: „Śmierć to nie jest koniec. To kolejna droga naszej podróży”. Te słowa bardzo mnie poruszyły. Odczuwam brak Marcina, nie mogę go dotknąć, przytulić, ale cały czas czuję jego obecność. I wiem, że on żyje, ale w inny sposób. Nie ma go tu z nami cieleśnie, lecz jest obecny przy mnie i całej rodzinie. Marcin wielu z was pomagał za życia czy to w nauce, czy w muzyce lub w innych drobnych rzeczach. Teraz też może nam pomagać. Możemy prosić go, by wstawiał się za nami u Boga. Ten koncert był najpiękniejszy, na jakim byłam – zapewniła R. Wardak.

Podczas wieczoru można było wesprzeć Fundację Siedleckie Hospicjum Domowe dla Dzieci. – To prezent od Marcina dla chorych dzieci. On sam nieraz doświadczał bólu i cierpienia w czasie czteroletnich zmagań z nowotworem i znosił je z niezwykłym spokojem i godnością, podobnie jak większość tych dzielnych, małych wojowników. Niech ten dar serca będzie znakiem rozprzestrzeniania się dobra w nas i otaczającym nas świecie – zachęcali do wsparcia hospicjum państwo Wardakowie.

MD