Region

Drożej za bilety komunikacji miejskiej

Od maja wzrosną ceny biletów MPK w Siedlcach. Główny powód to rosnące koszty funkcjonowania miejskiej spółki.

Nowe stawki przyjęte przez radnych zakładają podwyżkę o 40 gr za bilet jednorazowy - z 2,8 do 3,2 zł oraz o 4 zł za bilet miesięczny - z 96 do 100 zł. To pierwszy wzrost cen od dziesięciu lat. Prezes MPK podczas lutowej sesji rady miasta tłumaczył podwyżkę przede wszystkim kosztami funkcjonowania przedsiębiorstwa. Wpływ na to mają głównie ceny paliw. W ubiegłym roku na ich zakup spółka wydała ok. 5,1 mln zł, podczas gdy w 2019 r. było to 3,2 mln zł. Kolejna kwestia do spadek przychodów ze sprzedaży biletów.

MPK musiało także ponieść koszty związane z wymianem taboru, w tym zakupu kosztownych autobusów elektrycznych, co wymusza ustawa o elektromobilności nakładająca na samorządy konieczność zastąpienia części taboru ekologicznymi pojazdami zeroemisyjnymi. Przeciwko podniesieniu cen biletów opowiedział się Robert Chojecki, przyznając, że jest „pełen obaw i niepokoju”. – Wielokrotnie słyszałem od mieszkańców, iż autobusy wożą powietrze. Obawiam się, że ta podwyżka może jedynie pogłębić problem, a nie go rozwiązać. W wielu miastach pomimo wzrostów cen biletów rosną dopłaty do utrzymania komunikacji miejskiej. A rosną, bo spada liczba pasażerów. Niedługo staniemy przed koniecznością reorganizacji komunikacji miejskiej – zauważył wiceprzewodniczący rady miasta. Przypomniał, że w 2015 r. zainicjował projekt dotyczący bezpłatnych przejazdów. – Wiem, że podobne rozwiązania wprowadziły miasta o zbliżonej liczbie ludności. Prekursorem były 60-tysięczne Żory, które mają darmową komunikację od dziesięciu lat i to rozwiązane doskonale się sprawdza. Chełm załatwił sobie 100 mln zł na 26 autobusów wodorowych i też ma wozić za darmo. W jaki sposób w podobnym mieście ta bezpłatna komunikacja się bilansuje, a u nas nie? – zwrócił uwagę R. Chojecki. – Jeśli mieszkańcy mają się przesiąść z prywatnych samochodów do komunikacji miejskiej, trzeba im coś zaproponować – zaznaczył wiceprzewodniczący, dodając, że mówiąc o mieszkańcach, ma na myśli osoby, które płacą podatki w tym mieście.

Odnosząc się do pomysłu darmowej komunikacji, prezes MPK podkreślił, że nawet jeśli w przejazdy byłyby bezpłatne, nie oznacza to, iż siedlczanie od razu przesiądą się do autobusów. – W Ostrołęce i Starachowicach po wprowadzeniu takiego rozwiązania przewozy w miejskich autobusach wzrosły na kilka miesięcy, a potem wróciły do poprzedniego poziomu. Nie każdy zostawi swój samochód w garażu. Ludzie po to kupują auta, by nimi jeździć. To świadczy o przyzwyczajeniach, statusie materialnym – zaznaczył J. Dmowski. Odniósł się także do kwestii finansowej. – Jeśli w mieście miałaby być darmowa komunikacja, trzeba znaleźć w budżecie jeszcze 7 mln zł, bo tyle spółka ma obecnie z biletów. Proszę powiedzieć, że tyle zabierzecie mieszkańcom – podkreślił prezes MPK. Odniósł się także do pytania o to, czy podwyżka cen za bilety wpłynie na wzrost wynagrodzenia pracowników spółki. – Jedno z drugim nie ma nic wspólnego. Place idą swoim torem. W tamtym roku ruchy płacowe były wykonane dwukrotnie, więc podwyżki były dosyć znaczące. Gdyby to było powiązane z podwyżkami cen biletów, to po dziesięciu latach, kiedy obowiązywały te same stawki, pracownicy zarabialiby poniżej zasiłku dla bezrobotnych – zauważył J. Dmowski.

 

Ekologicznie, ale nieekonomiczne

Radna Marlena Puzia nazwała podwyżkę „drogą donikąd” i chciała poznać powody zakupu przez MPK drogich autobusów na baterie. – Konieczność podwyżki powinna wynikać z innych argumentów niż zawarte w uzasadnieniu do projektu uchwały. Czytam, że znacznych nakładów będzie wymagać budowa infrastruktury do obsługi pojazdów zeroemisyjnych oraz ich zakup. Dowiaduję się, iż miasto będzie musiało wyłożyć 4 mln zł. Za te pieniądze moglibyśmy kupić kilka tradycyjnych nowoczesnych autobusów bez żadnej łaski. Rozumiem efekt ekologiczny, ale przy drogim prądzie nie widzę korzyści ekonomicznej – zaznaczyła.

Prezes MPK odpowiedział, żeby „żale i pretensje kierować do ustawodawcy”. – Od 2016 r. obowiązuje ustawa o elektromobilności, która narzuca samorządom określone poziomy taboru zeroemisyjnego. Co więcej, we wszystkich programach unijnych nie można już dostać dopłat na autobusy z napędem dieslowskim, nawet spełniającym najwyższe normy, hybrydowym czy gazowym. Tylko baterie albo wodór. Wszystko inne już się skończyło – wyjaśniał.

Z kolei Arkadiusz Mazurkiewicz zaproponował, aby MPK poszerzyło ofertę o tabor turystyczny i zarabiało na wynajmowaniu autobusów na wycieczki.

– Naszym priorytetem jest transport publiczny na terenie miasta. Do tego zobowiązuje nas umowa z miastem i ustawa. To, o czym wspomniał radny, jest działalnością dodatkową, a spółka ma ograniczone możliwości jej prowadzenia. Mamy określone limity czerpania dodatkowych zysków i już je przekraczamy – tłumaczył J. Dmowski, wymieniając, że chodzi o przewozy osób niepełnosprawnych specjalnie wyposażonym busem, a także o usługi stacji diagnostycznej, stacji paliw i myjni.

 

Metoda kija i marchewki

Podczas dyskusji powróciła także kwestia poszerzenia strefy płatnego parkowania. – Należałoby zastosować metodę kija i marchewki. Jeśli chcemy, aby więcej ludzi wybierało komunikację miejską, zmniejszmy liczbę osób dojeżdżających do centrum własnymi samochodami – zauważył Mariusz Dobijański. Do takiego rozwiązania był skłonny przychylić się także Maciej Nowak, który zastrzegł, że musi być to połączone z przeglądem i ulepszeniem oferty MPK. Prezes spółki odpowiedział, że wszystkie propozycje ulepszeń są analizowane, ale „wymagania mieszkańców są na wyrost”. – Mieszkańcy chcą traktować transport publiczny jak taksówkę. Tak to nie działa. Nie ma miejsca, do którego nie dałoby się dojechać autobusem. Chcemy być dla wszystkich jak najbardziej dostępni, w tym dostępni cenowo – podkreślił J. Dmowski.

Ostatecznie uchwałę wprowadzającą nowe ceny biletów przyjęto 13 głosami „za”, przy dwóch przeciw i siedmiu wstrzymujących się.

HAH