Komentarze
Erzac

Erzac

Siedzę tak sobie i siedzę, trochę myślę i trochę nie myślę. Patrzę na tę stojącą przede mną szklankę z wodą i się zastanawiam, czy jest do połowy pełna, czy pusta. Filozoficznie rozmyślam. Bo jeżeli pusta, to czy to już galopująca depresja, czy na razie jeszcze tylko takie pozimowo-przedwiosenne zmęczenie?

A może na dodatek tęsknota za minionym? Za bezpowrotnym. Bo przecież ileś lat temu nie było takie ważne – listopad to czy kwiecień. A teraz ważne. Znaczy się dodatkowo mamy kryzys wieku więcej niż średniego. Jakby mało jeszcze było tego ekonomicznego. Tymczasem, na dodatkowe nieszczęście, zaprzepaścił się sam premier i nie wiadomo, gdzie by go można odnaleźć. Na Machu Picchu, w Dolomitach, czy może na innym jeszcze jakim meczu? I czyżby, jak brzydko sugerują niektórzy, dlatego, że o senatorze dobroczyńcy stoczniowców Misiaku nie chce się wypowiadać, o związkach przyjacielskich wicepremiera Pawlaka ani się zająknie, choćby i słowem nawet swojego, powołanego do tego złotoustego Grasia? A nie tylko ja na słowa pana premiera jak kania na deszcz czekam. Cała klasa polityczna czeka. I nic. Jak pijarowcy (być może?, zapewne?) nakazali, tak posłusznie pan premier milczy. Bo i co by miał nieszczęśnik powiedzieć? Skrytykować, czyli gałąź, na której siedzi, oderżnąć? Pochwalić, znaczy się podać na polityczny przemiał? Konflikt tragiczny w starogreckim wydaniu. No to może przeczeka. Albo to on jeden? Ale i poseł Palikot (oj, żeby w złą godzinę tego nie wypowiedzieć!) też chyba jakiś markotny. Coś się już od dni paru wcale nie odzywa. Może, choć to niezwykle trudno sobie wyobrazić, i on popadł w depresję? Albo tylko na razie inwencji mu brak? Bo niby dlaczego miałby nie wyciągać jakiegoś zastępczego problemu, żeby przykryć żenadę braci w ideologii czy koalicjantów? Choćby i proponowaną przez siebie ustawą o zalegalizowaniu eutanazji.

Niby że dni coraz dłuższe, czas na letni zaniedługo zmienią, złotówka na prostą wychodzi, ale na dworze siąpi i nie wiadomo, czy wiosna to już wreszcie, czy może ciągle zima? Irlandii ani śladu, autostrady w marzeniach, standardy polityczne w, za przeproszeniem, niewielu literach. I nikt nie pociesza, żeby się miało na lepsze. Masa ciała ciągle bez przyczyny idzie sobie w górę, zwierciadełko na: „powiedz przecie” dyplomatycznie nie odpowiada, a na operację plastyczną odwagi i funduszy brak. A miało być tak pięknie. Kolorowo. Na wysokich standardach. Bez kumoterstwa, nepotyzmu i koneksji. Jasno, sprawiedliwie, przejrzyście. Lepiej. Wszystkim. No, może wyjątki są tylko potwierdzeniem reguły i skrajnego malkontenctwa. Może. Sikorskiego nie chcą, Cimoszewicza – nie wiadomo. Uczeń ukradł komórkę nauczycielce, w pierwszej klasie będą powtarzać zerówkę, a Angela Merkel solidaryzuje się z Eriką Steinbach. To wszystko wcale nie jest takie znowu proste. Zapamiętać trudno, a co dopiero rozważać. Eee tam… Erzac […], nie życie.

PS Jeszcze będzie weselej i piękniej? Niech no tylko zakwitną jabłonie?

Anna Wolańska