Komentarze
Źródło: PIXABAY
Źródło: PIXABAY

Golenie leszcza

Kilka tygodni temu w sklepach nagle zabrakło cukru. Ceny automatycznie poszybowały w górę! I to jak! Dziś ponoć jest, choć kosztuje znacznie więcej niż np. w maju.

Jedni tłumaczą to przepychankami pomiędzy Krajową Spółką Cukrową (wcieloną wiosną 2022 r. do Krajowej Grupy Spożywczej) zaopatrującą blisko 40% rynku a sieciami handlowymi, inni ujmują temat łopatologicznie: „Jak maksymalnie zarobić i pozbyć się cukru z magazynów przed zbliżającą się kampanią cukrowniczą? To proste! Wstrzymujemy dostawy. Wybucha panika na rynku. Podnosimy ceny i czyścimy magazyny. Ludzie kupują, ile się da. Liczymy zyski i turlamy się ze śmiechu. Opuszczamy ceny w dyskontach i hipermarketach. Mimo że cukier jest i tak droższy niż był przed cenowym szczytem (7-8 zł za kg), ludzie dalej kupują (np. po 5,5 zł za kg) - szczęśliwi, że «są do przodu» z kasą. Wszyscy zadowoleni. Kurtyna w dół” (źródło: Twitter). Na nic przekonania, że Polska jest trzecim producentem cukru w Unii Europejskiej, z produkcją przekraczającą 2 mln ton rocznie, a konsumpcja wynosi ok. 1,6 mln ton. I że cukru nie zabraknie. Polacy i tak wiedzą swoje.

Podobnie działo się z makaronami, ryżem i towarami o przedłużonym terminie ważności na początku pandemii. Zawartość załadowanych po wierzch koszy sklepowych zdesperowani klienci próbowali pakować do samochodowych bagażników, jakby jutro miał nastąpić koniec świata. Inna sprawa, że potem niemała część zapasów (po przekroczeniu terminu przydatności do spożycia) wylądowała na śmietniku. Parę dni temu szukałem w markecie papierowych ręczników – skończyły mi się. Nie magazynuję, bo nie mam na to miejsca. Na półkach, gdzie zazwyczaj leży papier toaletowy, było pusto. Nooo… Czyżby kolejny deficyt? „Luuuudzie, kupujcie…! Bo nie będzie!…”.

Dziwimy się, jak można – pomimo ciągłego uwrażliwiania, ostrzeżeń, tłumaczenia – dać się okraść metodą „na wnuczka”, obcej osobie przekazać wielką sumę pieniędzy, kupić okazjonalnie złoty sygnet („Panie, paliwa zabrakło, muszę sprzedać za ułamek wartości”), utopić oszczędności w „interesie życia”, który miał przynieść niewyobrażalnie wysokie zyski, a okazał się piramidalną bzdurą, nabyć superokazyjnie samochód („Niemiec płakał, gdy sprzedawał”), kupić supergarnki za kosmiczną kwotę („Bo to dobrzy ludzie, kawą poczęstowali i tak je zachwalali!”), wydać emeryturę na badziewie oferowane przez komiwojażera, które popsuło się przy pierwszym użyciu („Bo ta dziewczyna tak pięknie opowiedziała mi historię swojego życia, że się popłakałam. I na KUL studiuje!”). Ludzie wciąż dają się nabierać oszustom.

Naiwność? Chciwość? Niefrasobliwość? Brak wiedzy? Co jeszcze?…

Pewnie wszystkiego po trochu. Dają się „ograć” prości, ufni ludzie niepomni niebezpieczeństwa, ale też cwaniacy, którym „żądza pieniądza” zaćmiła rozum. „Goleniem leszcza” zajmuje się „prywatna inicjatywa”, jak również wielkie korporacje, sieci handlowe, politycy. Dajemy się „strzyc” jak stado baranów. Niby rozumiemy komercyjne mechanizmy, fałsz wszechobecnej reklamy, ale jak przychodzi „co do czego” – na wszelki wypadek! – kupujemy karton makaronu, 30 kg cukru, zgrzewkę konserw. Bo niby lepiej dmuchać na zimne.

Ks. Paweł Siedlanowski