Kultura
kochamradzyn.pl
kochamradzyn.pl

Kochamy tę piłeczkę

10 stycznia w sali kameralnej Radzyńskiego Ośrodka Kultury odbyło się spotkanie pt. „Piłkarski poker”. Jego gośćmi byli reżyser Janusz Zaorski oraz dziennikarze sportowi - Jerzy Chromik i Stefan Szczepłek, którzy byli konsultantami przy pisaniu scenariusza filmu.

Okazją była najnowsza książka urodzonego w Radzyniu J. Chromika pt. „Remanent 3. Piłkarski poker. Przed i po...”. Było o filmie, piłce z czasów „orłów Górskiego”, obecnej reprezentacji, a nawet przyszłym selekcjonerze polskiej drużyny. I choć tematyka „Piłkarskiego pokera” jest raczej niewesoła, to godzina spędzona w towarzystwie J. Zaorskiego, S. Szczepłka i J. Chromika minęła błyskawicznie i w świetnej atmosferze. Spotkanie, które przybrało formę odpowiedzi na pytania zadawane zarówno przez obecnych na sali, jak i internautów, poprowadził dyrektor ROK Robert Mazurek.

Jako pierwszy głos zabrał J. Zaorski, który był pomysłodawcą filmu i zapalonym kibicem. – Dzięki Stefanowi, Jurkowi oraz wybitnemu krytykowi literackiemu i filmowemu, a jednocześnie byłemu graczowi Polonii Warszawa Krzysztofowi Mętrakowi, który poznał mnie z ludźmi ze środowiska, dowiedziałem się o matactwach, jakie mają miejsce w piłce. Wtedy istniała cenzura i nikt z dziennikarzy nie mógł takich rzeczy publikować. Pomyślałem, że to fantastyczny pomysł na film. Tylko zastanawiałem się, jak to zrobić, by ówczesna władza, a był to w PRL, wyraziła zgodę – opowiadał reżyser. – Z jednej strony nadal jak gąbka wchłaniałem wszelkie informacje, a z drugiej strony szukałem odpowiedniego scenarzysty. Był nim Jan Purzycki, który napisał scenariusz w dwa tygodnie. Przebiegle zatytułowaliśmy go „Kocham piłkę”, bo jakbyśmy nazwali „Piłkarski poker”, zaczęłyby pojawiać się pytania – dodał.

Konsultantami filmu zostali J. Chromik i S. Szczepłek, który na pytanie, czy nie bali się reakcji środowiska na poruszone w filmie wątki, odpowiedział, że jeśli chce się być uczciwym rzetelnym dziennikarzem, czasami trzeba się narazić. Głównym problemem była jednak cenzura i sposób jej obejścia. – Dla każdego, kto interesuje się piłką, były tam sprawy, skojarzenia, sugestie absolutnie jasne. Nie mogliśmy powiedzieć wprost, kto kogo oszukuje, sprzedaje, kupuje mecze. Wszystko było grą z cenzurą – podkreślił.

 

Pod przykrywką komedii

Zaorski przyznał, iż nie było jakiegoś szczególnego wydarzenia, które zdecydowało o powstaniu „Piłkarskiego pokera”. Po prostu uświadomiłem sobie, że muszę zrobić pokazać, jak upada i gnije ówczesny ustój polityczny. Pod pretekstem dobrej znajomości piłki nożnej i pod przykrywką komedii, tak naprawdę nakręciłem film moralnego niepokoju. Przyznałem się do tego dopiero w wywiadzie po 1989 r., bo wcześniej mogłoby to być wykorzystywane przeciwko mnie – powiedział, dodając, iż jako artysta chciał w ten sposób wypowiedzieć się, że nie ma zgody na to, co się działo w Polsce.

 

Czas nadaje nowych znaczeń

Reżyser zdradził również, że premiera filmu była dla niego sporym zawodem. Przypadła na 31 marca 1989 r., kiedy przed zbliżającymi się wyborami wszyscy żyli polityką. – Liczyłem na sukces kasowy. Tymczasem ludziom, którzy zastanawiali się, jak urządzą się w nowej rzeczywistości, nie w głowie było chodzenie do kina. Trzeba było dopiero po latach tzw. afery fryzjerskiej, by przypomniano sobie o „Piłkarskim pokerze” – dodał, oznajmiając, iż jest on najczęściej cytowanym filmem w programach informacyjnych. – Kiedy tylko zatrzymują jakiegoś „działacza” od razu ilustracją do telewizyjnego materiału jest scenka z „Piłkarskiego pokera” – powiedział, zastrzegając jednak, że nie spodziewał się, iż film uzyska miano kultowego. – Czas tak na niego działa, nadaje mu nowych znaczeń. Zaczyna funkcjonować w świadomości widzów, którzy po latach recytują z pamięci dialogi. Oczywiście nie wiedziałem, że tak się stanie, bo tego się nie wie. Żaden reżyser przecież nie powie: „A teraz zrobię film kultowy” – podkreślił.

 

Laguny wciąż istnieją

Nie zabrakło także pytań o obsadę. J. Zaorski powiedział, że od początku role pisane były pod Janusza Gajosa i Marian Opanię, którzy o tym wiedzieli. Gajos obawiał się, czy podoła, ponieważ nie znał się na piłce i kompletne się nią nie interesował. Ostatecznie jednak reżyser go przekonał. Twórca opowiedział też anegdotę o tym, jak to J. Gajos do dziś zapraszany jest na otwarcia stadionów. – Kiedy odmawia, tłumacząc, że nie zna się piłce i tylko zagrał sędziego, słyszy: „Rozumiemy panie Januszu, będzie podwójna stawka”. Chcą go jak filmowego Jana Lagunę przekupić, czyli piłkarski poker wciąż istnieje – żartował J. Zaorski, a na pytanie, kiedy powstanie druga część, odpowiedział: – Gdy pierwsza straci aktualność.

– Wciąż bowiem istnieją Laguny i mechanizmy jak z filmu. Tylko może dziś, kiedy sprzedaje się mecze, nie robi się tego w barterze, czyli najpierw my wam oddamy punkty, a potem wy nam, ale padają konkretne stawki. Mimo to kochamy tę piłeczkę – stwierdził.

Zaorski opowiadał, że wiele osób pytało go, czy to możliwe, by w polskim futbolu dochodziło do takich przekrętów. – Tam, gdzie są duże pieniądze, są duże przekręty. A w piłce nożnej są gigantyczne pieniądze – odparł.

Wyjawił też, że miał już gotowy scenariusz na film autorstwa J. Purzyckiego, którego akcja toczyła się na europejskich stadionach wśród prominentów FIFA i UEFA. Miał nosić tytuł „Europoker” i opowiadać o wielkich pieniądzach, przestępczych interesach i intrygach na szczeblu najbardziej wpływowych piłkarskich działaczy. Rozmawiał nawet z Josephem Blatterem, Michelem Platinim, Hryhorijem Surkisem, nawet z prezydentem Ukrainy Leonidem Kuczmą. Ostatecznie film nie powstał, bo jak stwierdził reżyser, to nie był dobry czas. – To był 2012 r. Należało zrobić w Polsce EURO, a nie wyśmiewać i deprecjonować. A gdybym zrobił taki film teraz, z awangardy przeszedłbym na szary koniec. Dzisiaj wszyscy już wiedzą o ciemnych sprawkach we władzach FIFA i UEFA, więc wyważałbym otwarte drzwi – stwierdził.

 

Ogromna przepaść

Korzystając z obecności tak znakomitych dziennikarzy sportowych, zebrani nie mogli nie zapytać o to, co dzisiaj dzieje się z polską piłką i jak wielka przepaść dzieli ją od tej z końca lat 80. – Każdy, kto oglądał mundial, widział, jak grają Polacy. Podczas mistrzostw świata w RFN w 1974 r. drużyna Kazimierza Górskiego zdobyła w siedmiu meczach 16 bramek. I grała „do przodu”. Nie po to, by nie stracić bramki, ale ją strzelić. To właśnie zasadnicza różnica – odpowiedział, a nawiązując do wyboru nowego selekcjonera, przyznał, że widziałby na tym miejscu Polaka, który musi być dla piłkarzy autorytetem.

Na spotkanie do Radzynia S. Szczepłek przywiózł ze sobą pamiątki piłkarskie, takie jak prawo jazdy K. Górskiego oraz pamiątkowy zegarek z grawerem, który należał do Kazimierza Deyny.

Na koniec głos zabrał burmistrz miasta J. Rębek, który poinformował o podjęciu działań zmierzających do przyznania J. Chromikowi nadania tytułu Honorowego Obywatela Miasta Radzynia Podlaskiego.

DY