
Kreml uderza dronem, AI propagandą
Panie Doktorze, kilka tygodni temu po incydencie z dronem w Osinach mówił Pan, że takie sytuacje będą się powtarzać. Ale nikt chyba nie przewidział, że stanie się to tak szybko i na taką skalę?
To prawda. O ile wtedy jeszcze nie byliśmy pewni, czy to rosyjska prowokacja, o tyle teraz wątpliwości już nie ma. Gdyby to był jeden dron, można byłoby się zastanawiać i przyjąć rosyjskie usprawiedliwienia, ale przy kilkunastu mamy do czynienia z ewidentnym testowaniem możliwości obronnych Polski i NATO - zarówno na wschodniej flance, jak i całego sojuszu. Sprawdzano szybkość reakcji naszych wojskowych, systemu obrony, działania państwa w sytuacji kryzysowej i reakcję kluczowych sojuszników.
Wspomniał Pan o NATO. Czy reakcja Zachodu była adekwatna?
Niekoniecznie. Nie wszyscy jednoznacznie potępili atak Rosji. Nawet sam prezydent Zełenski przyznał, że jest trochę rozczarowany postawą Zachodu. Na Ukrainie pojawiły się satyryczne komentarze, że gdyby to była ciężarówka ze zbożem, to Polacy by ją zatrzymali, ale drona już nie potrafią. To oczywiście ironia, ale w pewnym stopniu bardzo trafna. Kluczowe są jednak nie słowa, a czyny. Reakcje Zachodu będą skrupulatnie obserwowane przez Moskwę – i brak odpowiedzi tylko ośmieli agresora.
Dlaczego Rosja kieruje swoje działania właśnie w stronę Polski?
Bo Polska to kluczowe ogniwo w łańcuchu wsparcia Ukrainy. Przez Rzeszów, Lublin i inne miasta płynie pomoc wojskowa. Rosjanie doskonale wiedzą, że uderzenie w Polskę – nawet symboliczne – może zastraszyć społeczeństwo, wpłynąć na polityków, zniechęcić Zachód do dalszego wspierania Ukrainy. To też ostrzeżenie: „Zastanówcie się, czy warto”. ...
DY