Kto naprawi zniszczone przez wojsko drogi?
Autorami apelu są radni z klubu Porozumienie Samorządowe. Czytamy w nim m.in.: „Duża aktywność żołnierzy WP oprócz oczywistych pozytywnych aspektów przyniosła również pewne utrudnienia dla mieszkańców nadbużańskich miejscowości. (…) Takie pojazdy [wojskowe ciężarówki - red.] bez problemu dojadą w każde miejsce nad rzekę Bug, niestety, przy okazji niszcząc nieutwardzone drogi gruntowe, dosłownie rozjeżdżając je i czyniąc nieprzejezdnymi nawet dla ciągników i maszyn rolniczych. (…) Większość tych dróg stanowi jedyne drogi dojazdowe dla okolicznych rolników do własnych pól i łąk, a niektóre stanowią drogi dojazdowe do gospodarstw rozrzuconych na obrzeżach nadbużańskich wsi”.
Problem dotyczy prawie wszystkich gmin objętych najpierw od września stanem wyjątkowym, a potem „zakazem przebywania”. Działalność wojska i straży granicznej – które niemal z całego kraju zostały wezwane nad Bug, by w związku z kryzysem migracyjnym strzec bezpieczeństwa polskiej granicy – zniszczyła drogi, pola i łąki. Dlatego w apelu radni domagają się podjęcia przez odpowiednie instytucje natychmiastowych działań zmierzających do naprawy infrastruktury drogowej terenów nadbużańskich, ze szczególnym uwzględnieniem dróg powiatowych i gminnych zapewniających szybkie dojazdy bezpośrednio do rzeki granicznej Bug jak również wypłaty rekompensat za znajdujące się w tym rejonie zniszczone grunty orne, łąki oraz drzewostan w prywatnych lasach. Taką propozycję złożył na kwietniowej sesji w imieniu klubu radny Andrzej Mironiuk, a apel znalazł się w porządku majowych obrad.
To zerowa skala
Projekt uchwały zyskał negatywne opinie komisji rolnictwa, gospodarki i infrastruktury oraz zarządu powiatu bialskiego. Mimo to przed głosowaniem doszło do dyskusji. Jako pierwszy głos zabrał T. Bylina z PiS, argumentując, dlaczego jego klub jest przeciwko apelowi. Podkreślił, że zarówno projekt, jak i jego uzasadnienie są niemerytoryczne. – Jest on skierowany do „wszystkich instytucji”, czyli wnioskodawca nie jest zorientowany, do kogo należy go kierować. Nie ma konkretnego adresata – stwierdził, przypominając, że problem zniszczonych dróg, pół, łąk czy złamanych w lasach drzew to kompetencje rad gmin i wójtów. – Z tego, co wiem, włodarze ściśle współpracują i są w stałym kontakcie z wojewodą i odpowiednimi służbami. Uważamy zatem, że ten projekt uchwały jest czysto populistyczny. Dlaczego? Nasz kraj praktycznie w tej chwili stoi, a za płotem mamy wojnę, zatem powinniśmy skupić się wyłącznie na tym, by wojska obrony terytorialnej, straż graniczną dowartościowywać i pomagać im. Natomiast projekt tej uchwały to typowe wtykanie kija w szprychy i kładzenie kłód pod nogi, wręcz próba destabilizacji działań wojska – oświadczył radny Bylina, zaznaczając, iż należy przede wszystkim skupić się na obronie granicy i zapewnieniu wojsku i służbom granicznym jak najlepszych warunków. – Rozjechane łąki czy drogi – nie powinniśmy o tym w ogóle mówić. To skala zerowa w stosunku do tego, jeżeli „ruski” przejdzie przez Bug. Ta uchwała nie powinna być procedowana. To jeden wielki absurd – grzmiał T. Bylina.
Wojna wojną, a problem pozostaje
Swoje stanowisko przedstawił Wojciech Mitura z Porozumienia Samorządowego. – Wojna wojną, a nasze problemy naszymi problemami. W gminie Kodeń mamy w tej chwili ok. 20 km dróg gruntowych i ok. 10 km twardych do naprawy. Może to dla pana radnego nic, ale dla nas bardzo dużo – odpowiedział, zwracając się do radnego Byliny. Przypomniał też, że już w styczniu samorządowcy zgłaszali problem wojewodzie, który podczas spotkania w lutym obiecał pomóc, tymczasem 15 kwietnia rozesłał pisma, stwierdzając w nich, że tego rodzaju roszczenia powinny być dochodzone na drodze prawa cywilnego, a on nie dysponuje prawnymi możliwościami rozpatrzenia wniosków o rekompensaty za takie szkody. – Pan wojewoda się stara, chce pomóc, ale nie ma ani możliwości prawnych, ani finansowych, by ten problem załatwić. Stąd nasz apel skierowany do odpowiednich instytucji, czyli sejmu, senatu, rządu, premiera, posłów i senatora, by sprawę raz na zawsze rozwiązać odpowiednim aktem prawnym – wyjaśniał, przewidując, że konflikt na granicy szybko się nie skończy, w związku z czym wojsko zostanie tu na długi czas. – Niestety służby używają ciężkiego sprzętu, do czego nasze drogi nie są przystosowane. Trzeba to zmienić. Nasz apel nie ma nic wspólnego z polityką. Chodzi o to, by problemem zainteresować jak największą grupę ludzi i podjąć konkretne działania – zapewnił W. Mitura.
Trochę psują swój wizerunek
Przewodniczący rady powiatu Mariusz Kiczyński z PSL stwierdził, że poza pewnymi błędami w projekcie i sformułowaniami wciąż jest on w grze. – Nie ulega wątpliwości, że zadanie wojska to obrona granic, a teraz mamy trudny czas, bo przecież w okolicach Brześcia i Domaczewa stacjonują wojska białoruskie i rosyjskie. Osobiście mam ogromny szacunek do Wojska Polskiego, bo robi dobrą robotę. Ale trzeba uczciwie powiedzieć, że trochę psuje wizerunek swój i władz Rzeczypospolitej. O ile można wybaczyć, że porusza się ciężkimi samochodami w różnych warunkach pogodowych i psuje drogi, to uważam, że jeżdżenie po łąkach i polach i nienaprawianie ich pomimo zapewnień, już nie. Najwyższa pora, żeby wojsko zaczęło te drogi naprawiać – przyznał, dodając, iż dotarło do niego wiele skarg w tej sprawie, zwłaszcza od rolników z gmin Kodeń i Sławatycze. – Uważam jednak, że trzeba dać szansę wojewodzie. Jeśli w ciągu 30-40 dni nie będzie z jego strony żadnej interwencji, wrócimy do tematu – zapewnił M. Kiczyński, wyjaśniając, iż jego klub nie neguje projektu i uważa go za trafny, ale wstrzyma się na pewien czas.
Nie na miejscu
Na koniec głos zabrał starosta powiatu bialskiego Mariusz Filipiuk (PSL). – Wielokrotnie wyjaśniałem, że sprawa jest w trakcie procedowania. Wojewoda podjął stosowne działania, skierował pisma również do ministerstwa. Teraz czeka w na rozwiązania systemowe. Uważam, że one muszą zostać podjęte, bo widzimy, iż problem jest i należy go rozwiązać. Tylko chyba nie wszystkim radnym zależy na jego faktycznym rozwiązaniu, bo wolą produkować kolejne dokumenty, z których niewiele będzie wynikać – stwierdził z przekąsem starosta, stwierdzając, iż podjęcie apelu nic nie da. – Dajmy szansę wojewodzie. Otrzymał informacje w tej sprawie. Nie zarzucajmy go dokumentami. Jeśli okaże się, że nie będzie żadnych rozstrzygnięć, wrócimy do tematu i zagłosujemy za apelem. Jednak podejmowanie go dzisiaj jest nie na miejscu – oświadczył.
Ostatecznie uchwała została niepodjęta, ponieważ zagłosowało za nią sześcioro radnych, tyle samo było przeciwko, a wstrzymało się dziesięcioro.
DY