Rozmaitości
pixabay.com
pixabay.com

Najsłabszym ogniwem jest zawsze człowiek

Rozmowa z prof. Tomaszem Blicharskim, kierownikiem Kliniki Ortopedii i Rehabilitacji Samodzielnego Publicznego Szpitala Klinicznego nr 4 w Lublinie.

Z jakimi dolegliwościami trafiają do kierowanej przez Pana kliniki rolnicy? Zasadniczo wszystkie przypadki można podzielić na dwie grupy. Pierwsza z nich związana jest ze zwyrodnieniami. Drugą stanowią rolnicy z urazami, którzy trafiają do nas bezpośrednio po wypadku, którego byli uczestnikami, a czasami również sprawcami.

Tych pacjentów mamy więcej w okresie natężenia prac rolniczych, np. w sezonie letnim.

 

Dlaczego układ kostny rolników jest szczególnie narażony na zwyrodnienia?

Są one skutkiem z jednej strony ciężkiej fizycznej pracy, z drugiej – wykonywania takich samych, powtarzalnych czynności przez długi czas.

 

Wydaje się, że pracy fizycznej jest dzisiaj na wsi mniej, a rolnicy nie są zdani na pracę swoich rąk i mięśni. W większości gospodarstwa są wyposażone nie tylko w nowoczesny park maszyn do uprawy ziemi i zbioru plonów, ale też urządzenia wyręczające w podnoszeniu czy przenoszeniu, np. belek słomy, jak podnośniki, wózki widłowe, tury itd.

Rolnicy współcześnie są jednakowo narażeni na zwyrodnienia, tyle że zmieniły się przyczyny tego schorzenia. Zaoranie pola czy obsianie kilku albo kilkudziesięciu hektarów, bo o takich areałach dzisiaj mówimy, wymaga spędzenia w traktorze wielu godzin. Nawet jeśli ich kabiny wyposażone są tak, że dają poczucie wielkiego komfortu, to spędzenie za kierownicą ośmiu czy dziesięciu godzin, dzień po dniu, powoduje w organizmie dużo szkód. Pozycja siedząca nie jest korzystna dla kręgosłupa czy stawów i powoduje szybsze powstawanie zmian zwyrodnieniowych. Bezruch jest dla układu kostnego człowieka zabójczy. Przypomnę, że chrząstka stanowiąca budulec naszych stawów nie posiada naczyń krwionośnych. Doprowadzanie do niej substancji odżywczych i odprowadzanie produktów przemiany materii następuje tylko podczas ruchu. Mówiąc obrazowo, dochodzi do nich na zasadzie pompowania, tzn. aby zapewnić im substancje odżywcze i tlen, muszą pracować. W przeciwnym razie stawy są niedokrwione, źle odżywione, szybciej ulegną w przyszłości uszkodzeniu i obciążeniu. 

 

Czy problemy zdrowotne pacjentów kliniki związanych z pracą na wsi są uwarunkowane wiekiem?

Starsze osoby, które zawodowo związane były z rolnictwem, goszczą u nas najczęściej z powodu ważnych zmian zwyrodnieniowych kręgosłupa albo dużych stawów – bioder, kolan, które wymagają protezoplastyki, czyli wymiany na sztuczny. Młodzi rolnicy zwykle trafiają najczęściej z urazami. Są to tzw. urazy wysokoenergetyczne. Młodzi, sprawni mężczyźni nie oszczędzają się, nie zastanawiają nad skutkami, tylko wykonują duże prace siłą swoich mięśni. Ale pewność siebie jest zgubna. Często pacjentami są osoby, które wskutek dźwigania dużych ciężarów zostają przez nie przygniecione. Obrażenia są cięższe, gdy dochodzi do przygniecenia przez maszynę czy urządzenie. Dotyczy to również osób, które chcą na szybko, bez unieruchamiania silnika coś poprawić albo przestawić. Uszkodzenia kończyn, amputacje, uszkodzenia tkanek – to przypadki bardzo częste.

 

Które z wypadków szczególnie zapadają w pamięć?

Na pewno przygniecenia przez maszyny, w których poszkodowani są bardzo młodzi, nastoletni ludzie. Nie jest to liczna grupa, ale miewamy takich pacjentów. Młody chłopak wychowany w gospodarstwie chce pomóc rodzicom, a jeszcze bardziej pojeździć traktorem, który niedawno nauczył się prowadzić. Nie ma doświadczenia, tym bardziej gdy z pola przyprowadzić musi jeszcze przyczepę, ale siada za kierownicę, mając ogromną frajdę z samodzielnej jazdy. Jeździ zbyt szybko, zbyt pewnie, co – zdarza się – skutkuje przewróceniem traktora i przygnieceniem młodocianego kierowcy. Młodzi ludzie poszkodowani bywają także w innych sytuacjach – gdy traktorem albo kombajnem kieruje ojciec, a oni mają tylko rzucić okiem, czy wszystko idzie jak trzeba. Jeśli nie, próbują coś poprawić, popchnąć ręką zboże czy ziarno, podchodzą zbyt blisko ruchomych części maszyn. Jest to bardzo niebezpieczne, bo skutki takich zachowań obciążają ich czasami na całe życie.

 

Czy na przestrzeni lat zmienia się coś w kwestii rodzajów wypadków?

Mieliśmy wcześniej dużo urazów związanych z amputacją palców. Najczęściej dochodziło do niej przy obsłudze tzw. krajzeg. Szczegóły tych zdarzeń znam z opowieści rolników. Krajzega z reguły ustawiona była w jednym miejscu podwórza, niekoniecznie na wybetonowanym czy zabezpieczonym kostką podłożu – najczęściej bezpośrednio na ziemi. Rolnik, przecinając drewno, stoi w tym miejscu i z czasem wydeptuje dołek. Ta nierówność pod nogami zwykle powodowała, że się w pewnym momencie potknął albo poślizgnął na kawałku drewna, tracił równowagę i – żeby nie polecieć na piłę całym ciałem – kładł na niej rękę.

 

Jakie są reakcje tych ludzi na tak poważne urazy?

Utrata palca to dla nich jeszcze nie tragedia. „Mogło skończyć się gorzej” – mówią. Rzeczywiście nie jest to jeszcze dla nich jakaś wielka trauma. Gorzej, jeśli dochodzi do urazu dużego, rozległego, pociągającego za sobą dłuższe leczenie. W przypadku amputacji kończyny, nawet jeśli zespołowi chirurgów i ortopedów uda się ją przyszyć, to sprawności – o ile w ogóle ona wróci – pacjent nie odzyska tak szybko. Traci w tej sytuacji możliwość wykonywania codziennej pracy, nie mówiąc już o podołaniu obowiązkom np. podczas żniw. Obciąża to szczególnie ludzi na życiowym starcie, którzy mają dużo planów. Sytuacja jest trudna tym bardziej, jeżeli ma rodzinę, która utrzymywała się z jego pracy.

 

Jak psychicznie radzą sobie ci pacjenci?

Mają świadomość, że ich życie w ciągu kilku chwil stanęło na głowie. Zaczynają po wypadku planować je sobie na nowo. Mówią, że np. trzeba będzie sprzedać ziemię, bo nie będą w stanie obsługiwać tak dużego areału. Albo muszą szybko coś zmienić, np. zrezygnować z hodowli zwierząt, która była jakimś elementem ich rolniczej działalności. Są to kwestie bardzo poważne, dlatego w skład zespołu rehabilitacyjnego wchodzą również psychologowie. Starają się wytłumaczyć pacjentom, jak będzie wyglądała ich sytuacja, zmienić myślenie, a specjaliści od organizacji pozaszpitalnej próbują osadzić ich w nowych warunkach. To ludzie mądrzy, mający wiedzę, doświadczenie i mogą pozostać w branży rolniczej, nie pracując fizycznie, ale np. zarządzać działalnością rolniczą, udzielać się w grupach producenckich itd.

 

Sądzi Pan, że mechanizacja i technizacja rolnictwa służy rolnikom w tym sensie, że rzeczywiście praca, jaką wykonują na co dzień, staje się bezpieczna? A może staje się jakąś pułapką, bo zwalnia z myślenia, a gdy już dochodzi do wypadku, to urazy są cięższa, poważniejsze?

Najsłabszym ogniwem jest zawsze człowiek, więc wszystko, co możemy zrobić jako ludzie, to zachowanie bezpieczeństwa. Błędy są spowodowane czynnikiem ludzkim, zwykle niestosowaniem się do zaleceń producenta maszyny albo niezachowaniem przepisów BHP. Czy siła urazów jest większa? Niekoniecznie. Ludzie doznawali poważnych urazów, a nawet ginęli na polu, także wtedy, gdy używano kos czy kosiarek konnych.

 

Dziękuję za rozmowę.

Monika Lipińska