Diecezja
Źródło: ARCHIWUM
Źródło: ARCHIWUM

Nasze wspólne dzieło

Od sierpnia trwa rozbudowa kościoła pw. św. Stanisława BM w Rossoszu. Pierwszy etap prac obejmuje powiększenie zakrystii. Rossoska świątynia ma już 110 lat. Została wykonana z drewna. Wzniesiono ją z sosnowych bali i oszalowano. W 1930 r. dobudowano kruchtę i więżę. Kościół ma dwie niewielkie zakrystie, które przestały być funkcjonalne.

Nasza parafia liczy 2 tys. osób. Uważam, że to nie jest mało. W kościele brakuje nam przede wszystkim odpowiednich zakrystii. Ta, którą przeznaczamy dla służby liturgicznej, jest tak mała, że ministranci muszą zakładać komże na dworze. Do zakrystii kapłańskiej wchodzą 5 min przed mszą, przechodząc przez prezbiterium. Dlatego właśnie w pierwszej kolejności rozbudujemy zakrystie. Będą one umieszczone z tyłu kościoła. Wewnątrz świątyni nie zamierzamy dokonywać żadnych zmian - tłumaczy ks. Bogdan Sewerynik, proboszcz parafii Rossosz. Zbyt mała i ciasna jest także zakrystia kapłańska. - Księża, którzy przyjeżdżający do nas na rekolekcje czy uroczystości odpustowe, często nawet nie wchodzą do zakrystii (bo nie sposób tam się zmieścić), ale od razu idą „na kościół” - dodaje proboszcz.

Ks. B. Sewerynik planuje też rozbudowę frontu kościoła, a dokładnie – jego części wejściowej, czyli tzw. przedsionka. Będzie on trzy razy większy niż obecny. Dodatkowo w ramach prac powstanie również nowa wieża, ponieważ stan obecnej pozostawia wiele do życzenia.

– Większy przedsionek to więcej miejsca dla parafian, którzy podczas niedzielnych Mszy często siedzą na zewnątrz świątyni. Wierni nie mieszczą się w kościele także na Pasterce i Rezurekcji. Owszem, w naszej parafii – tak jak i w wielu innych – z roku na rok jest więcej pogrzebów niż chrztów, ale to nie argument, by nic nie robić. Nie można mówić, że „za 30 lat wszyscy się pomieszczą”. Wiem, że w takich sprawach zawsze będą zwolennicy, ale i tacy, którzy powiedzą, że „tyle lat było dobrze, to niech dalej tak zostanie”. W tym roku minęło 110 lat od budowy naszego kościoła. Przez ten czas z naszych miejscowości zniknęły strzechy. W ich miejsce pojawiły się piękne domy. Myślę, że dom Boży też zasługuje na remont lub – mówiąc dzisiejszym językiem – rewitalizację – tłumaczy ksiądz proboszcz. Uściśla, że fizyczne prace rozpoczęły się 16 sierpnia. Tego dnia zaczęto kopać fundamenty. Później kładziono podwaliny pod nowe zakrystie i zalewano posadzki.

 

Wspólnymi siłami

– Teraz zaczynamy stawiać ściany. Prace idą szybko i pomyślnie. Konieczna okazała się także wymiana podwaliny pod tylną ścianą kościoła, ponieważ była ona już spróchniała, ale i temu daliśmy radę. Muszę podkreślić wielki udział parafian w naszych pracach. Codziennie do pomocy przychodzi po czterech, a nawet sześciu mężczyzn, nie licząc fachowców, którzy kierują całością budowy. Pomagają także panie, piekąc ciasto i przygotowując napoje. Ofiary od parafian świadczą o ich udziale w tym wspólnym dziele. Przy rozbudowie kościoła nie możemy liczyć na żadne dofinansowanie z zewnątrz, ale powoli, swoimi siłami, też sobie poradzimy. Postawa moich parafian również i mnie zobowiązuje do dalszej pracy – podkreśla ks. B. Sewerynik.

Warto dodać, że w budowę mocno zaangażowali się rossoscy cieśle, stolarze i murarze. Nad układaniem podwalin i budowaniem ścian czuwa miejscowy cieśla Piotr Korszun. Mimo zawansowanego wieku służy fachową radą i kieruje każdym zadaniem. Takiej wiedzy, precyzji, dokładności iumiejętności może mu pozazdrościć niejeden dzisiejszy specjalista od budowy. Obróbką drewna i również konstrukcją nowych ścian zajmuje się rossoski stolarz Feliks Głowacki. Za elementy murowane w głównej mierze odpowiada pochodzący z parafii Emil Zieniuk. Ks. B. Sewerynik zaznacza, że trudno jest przewidzieć czas zakończenia inwestycji, ponieważ budowlańcy ciągle napotykają na „niespodzianki”. Odsłonięte ściany kościoła wymagały częściowej wymiany, co stanowiło dodatkowy problem, a także opóźniało planowane działania. – Kiedy skończymy? Kiedyś byłem na pielgrzymce w Egipcie. Gdy ks. prof. Chrostowski ustalał z kierowcą – muzułmaninem plan następnego dnia, uzgadniał, o której się spotykamy i gdzie pojedziemy, kierowca ciągle dodawał: „jak Bóg pozwoli”. A zatem zobaczymy, na ile nam Pan Bóg pozwoli – kończy proboszcz.

AWAW