Komentarze
Źródło: PIXABAY
Źródło: PIXABAY

Nie chcemy słyszeć serca pęknięć

Zapewne wydarzenie związane z pomnikiem św. Jana Pawła II w jednej z miejscowości francuskich stanie się w tym tygodniu kanwą wielu wypowiedzi, komentarzy etc.

I zapewne w większości z nich słychać będzie święte oburzenie, biadanie nad końcem europejskiego świata, pokpiwanie z lewactwa et consortes, rwane będą szaty nad deptaniem świętości, lana będzie woda słowna o nietolerancji względem chrześcijan i ich dziedzictwa kulturowego itp., itd. A chociaż zgadzam się z większością stawianych w tych tekstach tez, to jednak nie mogę pozbyć się wrażenia, iż są one cokolwiek na pokaz i dla wyciszenia sumienia. Bo przecież coś zrobiliśmy. Kłapanie jadaczką i jękliwe zawodzenia w rytmie apokaliptycznego oburzenia zdaje się być wyrazem sytości własnej egzystencji. Śmialiśmy się, gdy europejskie elity ruszały do marszów, gdy terroryści zastraszali swoimi działaniami wielkie stolice naszego kontynentu. Lecz czy w tym naszym „świętym oburzeniu” i kolejnych łzawo-gromowych felietonach nie jesteśmy do nich podobni?

Analizujemy, rozwarstwiamy problem, naświetlamy teologiczną i filozoficzną stronę zagadnienia, historycznie poszukujemy przyczyn (łaskawie omijając cyklistów). Ale to wszystko dokonuje się w naszych „uspokojonych” i „sytych” gabinecikach. Bo w gruncie rzeczy nic nas to nie kosztuje. Chrześcijaństwo w miękkich bamboszach i przy lampce koniaczku.

 

Swej wiary szczerej dowiedź teraz!

Chrześcijaństwo zawsze cechowało się znaczą dozą męstwa. Nie chodzi jednak o brawurę, ile raczej o zasadnicze dla każdego wyznawcy przekonanie o poznaniu prawdy wyzwalającej spod strachu przed mamidłami złego ducha, z których najważniejszym było staranie się o zachowanie własnego życia. Na bazie tego właśnie przekonania ukształtowała się charakterystyczna dla religii chrześcijańskiej pedagogika, która swój szczególny charakter ukazała we wzorcu rycerskim. Etos rycerza to jednak nie tylko postać osiłka zakutego w zbroję, ale przede wszystkim człowieka poukładanego wewnętrznie, który wie, co jest prawdą, i ma siłę owej prawdy bronić. Przed innymi, ale także przed samym sobą, przed własnym lękiem. Ten szczególny charakter przetrwał nawet poza czasy, gdy na polach bitewnych królowali zbrojni wojownicy. Szczególnie dzisiaj dociera do nas prawda o żołnierzach wyklętych. Postawę tę wyraził bardzo dosadnie Andrzej Kołakowski w swojej balladzie „Przysięga”: „Trudno jest wytrwać, gdy wszystko zdaje się stracone. Trudno jest marzyć, gdy marzenia Twoje depczą. Trudno jest stać, gdy chcą Cię rzucić na kolana. Marzyć o słońcu, gdy wokoło strugi deszczu. Lecz przysięgaliśmy na orła i na krzyż, na dwa kolory, te najświętsze w Polsce barwy, na czystą biel i na gorącą czerwień krwi, na wolność żywych i na wieczną chwałę zmarłych”. Siła jednakże tego charakteru płynęła nie tyle z techniki opanowanej godzinami ćwiczeń. Być może sprawność fizyczną i opanowanie strachu nadają godziny na poligonach, ale nie o to tutaj idzie. Ci ludzie nie mieli „komfortu” ćwiczenia. Ich siła charakteru płynęła z poznania prawdy i umiłowania prawdy. Tak jak pierwszych chrześcijan, tak jak krzyżowców, tak jak płynących po pewną śmierć w Azji misjonarzy w XVII i XVIII w. I wielu jeszcze innych. My dzisiaj uciekamy w dylematy Hamletowskie. Jesteśmy „żołnierzami w miękkich pantoflach”. Dywagujemy na papierze. Charakter zamieniamy na strugi atramentu i bajty pamięci komputerowej. To ma nas usprawiedliwić i uspokoić.

 

Nie pozwól w imię miłości zamykać sobie ust!

Joseph Ratzinger w swoim „Wprowadzeniu w chrześcijaństwo” pisał, że dzisiaj, gdy człowiek pozbył się pozornego lęku przed Bogiem przez fakt Jego detronizacji, wydał się w ramiona innych lęków, a szczególnie lęku przed samym sobą. Nieodparcie nasuwa się stwierdzenie, iż chrześcijanie obecnie najbardziej boją się… konsekwentnego chrześcijaństwa. Problem w tym, że za konsekwentne chrześcijaństwo dzisiaj uznaliśmy całkowitą bezgrzeszność. Przyrównujemy chrześcijan do ideologiczne stworzonego łoża, rozciągając ich bądź przycinając, jak grecki Damastes. Niejeden kaznodzieja powtarza, iż winniśmy być poddani całkowicie woli Bożej. A co, jeśli Bóg chce mieć prawdziwych ludzi, zdolnych do poznania i obrony prawdy, a nie wydmuszki ideologicznie nadęte? A jeśli zażąda dzisiaj podjęcia krucjaty? Niemożliwe, bo my dzisiaj unikamy miecza jak diabeł święconej wody? Jeśli jednak uznamy, że tak jest, to znaczy że pomiędzy wolą Bożą a naszym jej interpretowaniem stawiamy znak równości. To w końcu czyją wolę pełnimy? Jacek Kowalski w swoim utworze „Homilia św. Jacka” śpiewa: „Nie szukaj podłych błahostek, dziś gdy pragnienie prawdy zastąpił głód ciekawostek. Toleruj głupców, lecz temp głupotę i podły gust. Nie pozwól w imię miłości zamykać sobie ust. Niech wiedzą niedoskonali, że są niedoskonali, albowiem prawdziwa miłość w prawdzie się doskonali. Nie próbuj naśladować głupoty prostego tumu, jeżeli Bóg dał ci rozum, to rób użytek z rozumu. Na przekór inteligentnej wulgarnych mędrców armii, niech wiara twa szuka rozumu, a rozum prawdą się karmi. Niech nie zachwieje tobą dyskurs przewrotnie mętny, bo szatan nie ma mądrości, jest tylko inteligentny. Szatan jest księciem kłamstwa oraz artystą grzechu. Fałsz miesza pół na pół z prawdą, nie rezygnując z uśmiechu. Przedrzeźnia dobroć Boga i Mękę Zbawiciela, ludzkości ułatwia życie, rozgrzeszeń chętnie udziela, ale kto sobie i innym prawdę powiada w oczy, takiemu człowiekowi i szatan nie podskoczy”.

 

Gnuśnych i podłych zostanie tu ćma!

Jeśli miałbym dzisiaj poszukiwać prawdziwych chrześcijan, z krwi i kości, ludzi z charakterem, to nie szukałbym ich wśród „rozpisanej mądrościami” gawiedzi. Dla mnie takimi ludźmi są chociażby Mary Wagner, młodzi mężczyźni spod katedry w San Juan czy w Posada, a także kard. Robert Sarah, który w sierpniu tego roku w Lucon we Francji powiedział w czasie homilii: „Chrześcijanie potrzebują dziś ducha Wandei, aby przeciwstawić się ateizmowi i walczyć dla Boga. Ideologowie rewolucji chcą unicestwić rodzinę. Ideologia gender, pogarda dla płodności i wierności to nowe slogany tej rewolucji. Rodziny stały się Wandeą, którą trzeba zgładzić. Ich likwidacja jest metodycznie zaplanowana, tak jak niegdyś likwidacja Wandei. Kiedy chodzi o Boga, nie może być żadnego kompromisu. Cześć Boga nie podlega dyskusji! I trzeba tu zacząć od naszego osobistego życia, od modlitwy i adoracji. Nadszedł, bracia, czas, by sprzeciwić się praktycznemu ateizmowi, który tłumi w nas życie”. Dość papierowych dywagacji.

 

Ks. Jacek Świątek