Komentarze
Źródło: PIXABAY
Źródło: PIXABAY

Nie jestem jednym z was

Afera z wystąpieniem o. A. Szustaka w jednej z rozgłośni radiowych jak na razie uległa wyciszeniu. Co prawda sam „bohater” odbył rozmowę „wyjaśniającą stanowiska” z abp. S. Gądeckim, o której zresztą dość obszernie poinformował społeczność internetową, to jednak swoisty niesmak po jego słownych wyrażeniach własnych stanów emocjonalnych pozostał.

Pozostała również niepewność, co „właściwie autor miał na myśli”. Dłuższe passusy jego wypowiedzi, okraszone wulgaryzmami, dotyczyły wszak „stanu Kościoła w Polsce”, a to już nasuwa podejrzenie, iż mogły stanowić próbę zwerbowania słuchaczy do jakiejś wizji kościelnej wspólnoty lub przynajmniej zyskanie poklasku pewnych grup odbiorców dla pomysłów dominikanina. Skupienie się więc tylko na powierzchownym odbiorze przez pryzmat słów powszechnie uznanych za grubiańskie może w konsekwencji zaciemnić to, co stanowi jądro przemyśleń kaznodziei internetowego. Jego wypowiedzi po spotkaniu z abp. Gądeckim wskazują bowiem na to, że jest on zwolennikiem jakiejś nowej formy „kongresu katolików i katoliczek”, poszerzonego o osoby spoza Kościoła, który miałby debatować nad kształtem wspólnoty eklezjalnej w Polsce. Krótko mówiąc: rzecz idzie o jakąś zmodyfikowaną formę niemieckiej „drogi synodalnej”. Cóż, każdy może mieć jakieś swoje marzenia…

W uzasadnionym jednak oburzeniu nad formą wyrażenia owych marzeń przez polskiego zakonnika dość skutecznie umyka jednak słuszna konieczność przemyślenia poczynań polskiego Kościoła, szczególnie po falach zarówno pandemii, jak i wystąpień jesiennych z ubiegłego roku.

 

… ten wasz kolorowy świat

Nikt nie ma dzisiaj wątpliwości, iż takie przemyślenia są koniecznością. Stosowana niekiedy taktyka „ucieczki do przodu”, realizująca się w podejmowanych na masową skalę różnych inicjatyw o charakterze marketingowo-emocjonalnym, może stanowić i zapewne stanowi dość wątpliwy sposób na koloryzowanie rzeczywistości. Jest również w swojej konstrukcji dość naiwnym projektem, gdyż nie dostrzega źródeł – jakby nie było – masowej apostazji, która dotyka najmłodsze pokolenie. Jest to już apostazja nie tylko instytucjonalna, ale przede wszystkim kulturowa. Młode pokolenie, a mam na myśli dzisiejszych uczniów starszych klas szkół podstawowych i liceów, zaczyna istnieć w rzeczywistości w ogóle nienaznaczonej postrzeganiem świata w kategoriach religijnych. Jeśli złączy się to z wciąż nierozwiązanymi kwestiami z przeszłości Kościoła, które dzisiaj wychodzą na światło dzienne, wówczas obraz sytuacji wspólnoty eklezjalnej w Polsce staje się jeszcze bardziej dojmujący. Nie idzie tutaj tylko o jakieś skandale obyczajowe z pedofilią na czele, ale także o ogólną relację duchownych z poprzednimi systemami politycznymi oraz o wykorzystywanie ewangelicznego przesłania dla własnych interesów ekonomicznych bądź życiowych. Ujmując to inaczej: w mentalności społecznej nad znaczną częścią instytucjonalnego Kościoła w Polsce zawisło oskarżenie o niewiarę, hipokryzję i cynizm. Propozycja wyjścia z tej sytuacji poprzez szerzenie emocjonalno-ludycznych imprez przypomina cokolwiek dolewanie benzyny do ognia.

 

Nie będę w tym całym… tkwił

Poszukiwanie remedium na tę sytuację staje się więc dzisiaj koniecznością palącą jak ogień. Dla nikogo nie jest tajemnicą, iż droga do sanacji wiedzie poprzez oczyszczenie struktur instytucjonalnych Kościoła w Polsce. Nie jest tą drogą jednak pójście szlakiem niemieckim, gdyż ten bazuje nie na chęci oczyszczenia, ile raczej na pragnieniu burzenia i zniszczenia. Oczyszczenie, jeśli w ogóle ma się dokonać, zasadzać winno się na powrocie do prawdy jako kryterium oceny sytuacji i działania. A to oznacza ni mniej, ni więcej tylko konieczność kształtowania instytucji kościelnych w Polsce na gruncie jasności doktrynalnej zarówno w wymiarze dogmatycznym, jak i moralnym. Oznacza to jednakże również konieczność zderzenia się z licznymi grupami interesów w łonie Kościoła, a przede wszystkim z lobby homoseksualnym oraz ze skrajnie indywidualistyczną koncepcją człowieczeństwa. Obie te opcje stanowią dzisiaj największe zagrożenie dla Kościoła. Tylko że sposobem na rozprawienie się z nimi nie jest droga dekretowej musztry duchowieństwa czy też miaukliwego mizdrzenie się do świeckich. Należy dokonać tytanicznego dzieła odbudowy mentalności i racjonalnego uzasadnienia przyjmowanych prawd, a zwłaszcza zasadniczego i ostatecznego odcięcia się od tego, co stanowi balast. Wietrzenie Kościoła w Polsce musi być jasną rozprawą z moralną dwuznacznością i z debilizmem dogmatycznym. Potrzeba również dokonania „przeglądu kadr” kościelnych, gdzie (podobnie jak w Watykanie) znajduje się zaciszne miejsce usadowienia się złogów blokujących zdrowy krwioobieg Kościoła. Jednoznaczność wymaga także przecięcia wszelkich, poza ewangelicznymi i stricte kościelnymi, powiązań interesów i grup lobbystycznych. Koniecznym również jawi się w tym kontekście gruntowne rozstanie się z osobami przejawiającymi choćby cień homoseksualnej proweniencji, oraz z tymi, którzy popierają w jakimkolwiek aspekcie wyżej wymienionych.

 

Nie wmawiajcie mi, że białe czarnym jest…

Na polu sanacji Kościoła w Polsce każdy ma swoje zadania i pole do popisu. Długo się zastanawiałem nad tym, co ja sam mogę w tym kontekście zrobić. Rozważaniom tym towarzyszyły emocje cokolwiek podobne do stanów o. Szustaka, a wyrażenia kłębiące się w mojej głowie stanowiłyby zapewne materiał na spotkanie nie tylko z przewodniczącym Episkopatu Polski. Doszedłem do wniosku, że istotnym dla mnie elementem włączenia się w sanację jest element informacyjny. Dlatego ze swej strony mogę obiecać tylko jedno: jeżeli podejmę wiarygodne i pewne informacje o poczynaniach homosiów w Kościele polskim, wówczas nie będę wahał się ni minuty, by opublikować w jakiejkolwiek formie te wiadomości z dokładnym podaniem imienia i nazwiska. Dość już żerowania na Kościele i w Kościele. Nie jestem jednym z tych, co dla własnej wygody udają, że nic się nie dzieje. Po prostu: nie jestem jednym z was!

Ks. Jacek Świątek