Niedoceniony papież
Relacjonuje Pani wiele wydarzeń z Watykanu, ale ta uroczystość była dla Pani inna. To był nie tylko pogrzeb papieża, ale pożegnanie kogoś bliskiego...
Rzeczywiście byłam w Watykanie świadkiem wielu przełomowych i ważnych dla Kościoła katolickiego wydarzeń. Począwszy od odejścia naszego papieża Jana Pawła II, widoku tłumów chcących go pożegnać, jego pogrzebu, przez okres sede vacante, czyli czas bezkrólewia po tak długim pontyfikacie Papieża Polaka, konklawe i wybór kard. Josepha Ratzingera, po jego rezygnację i ponowne konklawe. Z drugiej strony natomiast ten pogrzeb miał dla mnie wydźwięk bardzo osobisty ze względu na relacje prywatne, jakie łączyły mnie z kard. Josephem Ratzingerem. Miałam wielkie szczęście i przywilej relacjonować go, przeżywać i widzieć wszystko z bliska.
To wydarzenie miało zupełnie inny charakter niż te, które relacjonuję na co dzień, bo stanowiło zamknięcie nie tylko ery dwóch papieży dla mnie ważnych, ale też zamknięcie czasu życia obok Benedykta XVI. To 20 lat bliskiej znajomości i wciąż mam przed oczami różne spotkania i sytuacje, jak spaceruje po Watykanie jeszcze jako kardynał, potem papież i w ogrodach watykańskich jako papież emeryt. Faktycznie nie można tego porównać z niczym innym.
Miała Pani okazję poznać Benedykta XVI zanim został papieżem, a nawet się z nim zaprzyjaźnić… A początek był chyba dość przypadkowy?
Trudno mi powiedzieć, czy można tę znajomość nazwać przyjaźnią. Lepszym słowem na określenie naszej relacji byłoby: bliskość. Na pewno świetnie nas znał, mnie i mojego męża, był nam bardzo bliski i myślę – na podstawie różnych sytuacji – że my też jemu byliśmy bliscy i zależało mu na naszej rodzinie. Rzeczywiście początek tej znajomości był przypadkowy, ale moim zdaniem w życiu nie ma przypadków, dlatego uważam to za działanie opatrznościowe. ...
JAG