Komentarze
O samodzielności, czyli podporządkowaniu

O samodzielności, czyli podporządkowaniu

Na co dzień wydaje mi się, że żyję w miarę normalnie. Trochę zajmuję się sobą, trochę dziećmi, trochę mężem, od czasu do czasu zdarzy mi się posprzątać albo ugotować co nieco, mniej więcej z taką samą częstotliwością ponarzekać, nieraz się cokolwiek pocieszyć.

Można by to wszystko podsumować słowami starej piosenki: „Trochę dobrze, trochę źle”. Jak w życiu. Zasadniczo odnoszę wrażenie, i Bogu niech będą dzięki, że moja codzienność funkcjonuje co prawda nie idealnie, ale w miarę normalnie. Jednak każdego roku w okolicach 8 dnia marca zaczynam mieć wątpliwości. Czemu? Ano powodów jest wiele. Wykształcone, wcale nie takie młode, ale za to z wielkich miast koniecznie chcą mnie przekonać, że zmarnowałam  swój los. Mąż (fuj, co za staroświeckie słowo!), ten wredny samiec i męski szowinista, wykorzystał mnie seksualnie (przez całe lata, łobuz, wykorzystywał!), nieświadomie napłodził dzieci, które ja równie nieświadomie urodziłam. Gdybyśmy bowiem byli obcykani w antykoncepcji, nigdy by do tak paskudnego procederu nie doszło. A jeśliby się nawet i jaka ciąża niechcący zabłąkała, to – gdyby nie okoliczności – z całą pewnością bym się jej pozbyła. Żyjąc jednak w społeczności ciemnogrodzkiej, nie zrobiłam tego ze względu na paraliżujący strach przed opinią publiczną. Na skutek czego dzieci zababrały mi karierę zawodową, bezecnie wykorzystały, a w końcu i tak pójdą na swoje, zupełnie nie przejmując się moją dolą. Podobnie mąż. Gdyby był nie mężem, a partnerem, to może miałby elementarną wiedzę o podziale obowiązków i traktowaniu płci. A tak, to nawet jak i co dobrego zrobi, to ile to może być warte, skoro bez nowoczesnej świadomości zrobione. Zaś kwiatek od niego albo kogokolwiek, ten ciemnogrodzki relikt peerelowskiej przeszłości, to mnie parzyć powinien w ręce i na kilometr cuchnąć. – Szacunek się kobiecie należy przez cały rok, a nie tylko na początku marca – grzmią nowoczesne. Za nowoczesnością to ja też jestem od czasu do czasu, za szacunkiem wobec kobiet – nawet przez cały rok. Tylko co ma piernik do wiatraka?

Na okoliczność ósmomarcowego święta tyle się zawsze o dyskryminacji kobiet dowiem. Choćby takiej, że ogół (już chyba nie tylko męski) nie chce zaakceptować słowa (ta) „ministra” określającego kobietę na ministerialnym stolcu. Przy okazji ministry ujawniają się historyczki, filolożki, literatki i etyczki oraz inne aborcjonistki – też najwyraźniej przez świat niedocenione.

Tak sobie myślę, że jakby Dzień Kobiet był więcej niż jeden raz w roku, to by rzeczywiście chyba zgłupieć przyszło. Albo się zupełnie załamać. Albo całkowicie i do reszty chłopom sprzeniewierzyć. Tymczasem nie ma co się przejmować tymi pozorami, skoro już przed wiekami uczony biskup w imieniu nie tylko nieśmiałych mężczyzn wyznał był: „My rządzim światem, a nami kobiety”.  Ot, i cała prawda. A zanim dojdzie do zmiany rzeczywistości, to wszystkim Mężczyznom, z okazji święta 40 męczenników, czyli ich święta, bardzo dobrze życzę. Bądźcie zdrowi, panowie. Bo jak wy będziecie zdrowi, to… Eee, tam, niech już sobie każdy(a) sam(a) jak tylko chce dokończy.

Anna Wolańska