Komentarze
O wyższości

O wyższości

Dawno, dawno temu, kiedy na świecie nie było telefonów komórkowych ani komputerów… Brzmi jak bajka? No, może trochę. W każdym razie dzieci, nawet te ciutek starsze, bardzo lubią jej słuchać.

- Jak to, nie było komputerów? - dopytują. - To skąd czerpaliście wiedzę? A jak można żyć bez komórki? Jak się porozumieć? Jakkolwiek nieprawdopodobnie to brzmi, były takie czasy.

Z końcem grudnia je sobie człowiek troszkę leciwy zazwyczaj przypomina. Bo choć koniec roku to głównie podsumowanie ostatnich 12 miesięcy, to siłą rozpędu i do wcześniejszych się wraca. Nawet tych dużo wcześniejszych. A jaka radość, kiedy młódź przedkłada naszą opowieść nad bardziej nowoczesne formy przekazu.

No więc żyją jeszcze ludzie, którzy pamiętają takie zamierzchłe czasy. Zanim nastała era ogłaszania na facebooku, że się właśnie ma urodziny, imieniny albo inną okoliczność do świętowania, istniał zwyczaj pamiętania o ważnych w życiu naszych najbliższych wydarzeniach. A pamięć w bardzo wielu wypadkach wyglądała tak, że dziecię na okoliczność imienin cioci malowało kredkami (albo lepiej farbami) laurkę. A jeśli w zakamarkach szafy leżała pobita choinkowa bombka, można ją było drobniusieńko (młotkiem, przez gałganek, czyli szmatkę) potłuc, pokruszyć, odpowiednie fragmenty laurki posmarować klejem i posypać tym bombkowym kolorowym i błyszczącym się miałem. Wtedy było na bogato. Jeszcze tylko zapisane drżącą ręką wylewne życzenia i – biznes gotowy. Za zaniesienie takiej pocztówki solenizantce można było zarobić piątaka. Z jubilatką lepiej było nie eksperymentować.

W ramach świąteczno-końcoworocznych refleksji przeglądam wyciągnięte z szuflady pocztówki. Do starych dokładam nowe. Jeszcze ich kilka w tym roku pan listonosz przyniósł. Czyli są na świecie takie zakapiory, które podtrzymują starą tradycję. Podsuwam pod nos latorośli jakąś kartkę sprzed lat. – Zobacz – mówię – jakie ładne życzenia. Śmieje się. Myk-myk i podsuwa telefon. – Przeczytaj – zachęca – jaki ładny esemes. – A mogę ci jeszcze pokazać, jakie ładne maile dostałam. Nie tyle nie wyrażam ochoty, co smutek i przygnębienie jakieś mnie dopada. – Pocztówka – przekonuję młode pokolenie – to pocztówka. Zawsze co innego niż bezduszny esemes czy mail. Litery – mówię – prawdziwe, własne, ludzką ręką skreślone. Nie wiem, czy z grzeczności, bo jednak czas świąteczny, czy może dla innej jakiej – refleksyjnej – przyczyny latorośl przegląda pocztówki z życzeniami. I nagle – głośnym a niepohamowanym śmiechem wybucha. Ba, można powiedzieć, że się całkiem od śmiechu zanosi. – To – macha kartką, na której całkiem ładna stajenka ze wszystkimi atrybutami wymalowana jest – to ma być ten dowód na wyższość życzeń ludzką ręką wypisanych? Toż ja – dobija mnie – dużo więcej czasu, czyli i pamięci o bliskich, poświęcam, jak piszę esemesa. Już wiem, jaką kartkę znalazła. Tę bezduszną, na której wszystko już jest wypisane i wystarczy tylko dostawić: Teresa z rodziną.

To co ja mam teraz dziecku odpowiedzieć? Jak z twarzą wyjść? Wyższość uczuć nad technokracją ukazać? Eech, ten koniec roku…

Anna Wolańska