Ocaleni z zagłady
Panie Profesorze, jest Pan autorem monografii „Ocaleni od zagłady. Losy oficerów polskich ocalałych z masakry katyńskiej”. Książka otrzymała nagrodę autorską I stopnia KLIO zwaną Noblem dla historyków. Dlaczego zajął się Pan badaniem losów polskich oficerów, którzy dostali się niewoli radzieckiej?
Chociaż ilościowy dorobek polskiego piśmiennictwa historycznego poświęconego losom polskich oficerów w niewoli radzieckiej można uznać za obszerny, to jednak nie wszystkie obszary tej problematyki zostały opracowane w sposób zadowalający. Należy, niestety, zauważyć, że spora część tych publikacji to prace wtórne lub popularne, pozbawione większych wartości poznawczych. Szczególnie dotkliwy jest brak monografii traktującej o losach polskich oficerów ocalałych z zagłady katyńskiej. Stąd też pragnienie wypełnienia tej luki w historiografii stało się głównym motywem skłaniającym mnie do podjęcia tej tematyki.
Czy znamy okoliczności, w jakich polscy oficerowie i żołnierze trafiali do niewoli radzieckiej?
W warunkach formalnego braku wypowiedzenia wojny żołnierze polscy zostali rozbrojeni i internowani na własnym terytorium państwowym, wbrew wszelkim konwencjom regulującym postępowanie przy zaistnieniu międzypaństwowego konfliktu zbrojnego. W niewoli znaleźli się zarówno żołnierze i oficerowie Wojska Polskiego, którzy usiłowali podjąć walkę, jak też ci zdezorientowani, którzy sądzili, że oddziały Armii Czerwonej wkraczają jako sprzymierzeńcy. Podobny los spotkał polskich policjantów, służby mundurowe i część cywilów, głównie wyższych urzędników państwowych i przedstawicieli inteligencji. Szacuje się, iż liczba jeńców wziętych do niewoli przez Armię Czerwoną sięgnęła 240-250 tys. Z uwagi na spowodowane zamieszaniem wojennym ucieczki i zwolnienie części żołnierzy-szeregowców, w obozach NKWD znalazło się ok. 125 tys. jeńców, w tym ok. 10 tys. oficerów.
Wśród wziętych do niewoli była grupa księży – kapelanów wojskowych. Jakie były losy duchownych więzionych w obozach jenieckich NKWD?
Księży kapelanów wywieziono z obozów w Kozielsku i Starobielsku przed samą wigilią 1939 r. W Kozielsku został jedynie ks. mjr Jan Ziółkowski, przebywający w karcerze. Przez długi czas los księży był nieznany. Przypuszczano, zwłaszcza w przypadku duchownych z Kozielska, że zostali zamordowani w nieznanym miejscu. Dopiero ostatnio dzięki dokumentom rosyjskim udało się ustalić, że było inaczej. Dziesięciu księży ze Starobielska odizolowano 10 grudnia 1939 r. i przewieziono w końcu miesiąca do Moskwy, gdzie trzymano ich w więzieniach NKWD na Butyrkach oraz Łubiance i poddawano śledztwu. W marcu i kwietniu 1940 r. wysłani zostali do Kozielska, skąd w transportach trafili z innymi jeńcami do Lasu Katyńskiego. Ocalał jedynie ks. Franciszek Tyczkowski, przewieziony następnie do obozu griazowieckiego. Drugim duchownym, który przeżył, był ks. Kamil Kantak, profesor seminarium duchownego w Pińsku. Prawdopodobnie uratował się dlatego, że był obywatelem Wolnego Miasta Gdańska. Dziesięciu duchownych z Kozielska wywieziono 23 grudnia 1939 r. do obozu w Ostaszkowie. W Katyniu, Charkowie i Kalininie zamordowano 30 duchownych różnych wyznań, głównie księży katolickich, w znacznej większości kapelanów wojskowych.
Jeńcy ocaleni z masakry katyńskiej i w czasie akcji „rozładowania” obozów specjalnych zostali skierowani do obozu juchnowskiego, a następnie do obozu specjalnego w Griazowcu. Czy wiemy, jakie były powody ich ocalenia?
Z trzech obozów specjalnych akcją likwidacji („rozładowania”) nie objęto 395 jeńców. W stosunku do ogólnego stanu osobowego obozów na koniec marca 1940 r. (14 tys. 858 jeńców) stanowili oni 2,6%. Zostali skoncentrowani w obozie juchnowskim (Pawliszczew Bor), a następnie między 16 a 18 czerwca 1940 r. przewiezieni do obozu griazowieckiego pod Wołogdą. W świetle dostępnej dokumentacji przyczyny pozostawienia przy życiu tych akurat jeńców nie są do końca znane. Wiemy, że 47 jeńców, w większości wyższych oficerów, zostało wyłączonych z egzekucji na polecenie 5 Wydziału Głównego Zarządu Bezpieczeństwa Państwowego, kolejnych 47 – w związku z poszukiwaniem ich przez ambasadę niemiecką w ZSRR, 24 osoby ocalono ze względu na pochodzenie niemieckie, 19 – w związku z zapytaniami misji litewskiej w Związku Radzieckim, 91 – ocalało na polecenie zastępcy ludowego komisarza spraw wewnętrznych Wsiewołoda Mierkułowa. Przyczyn ocalenia najliczniejszej grupy, obejmującej 167 osób, sowieckie dokumenty nie podają, ale można domniemywać, iż w ostatniej grupie były osoby, które załamały się w trakcie licznych przesłuchań i w jakiejś formie podjęły współpracę agenturalną z obozowymi oddziałami specjalnymi. Pomimo to właściwa motywacja władz sowieckich w odniesieniu do każdego jeńca nie jest znana. Badacze zwracają uwagę, że niektórzy z wyłączonych z egzekucji reprezentowali zdecydowaną postawę antysowiecką. Na części osób nie wykonano egzekucji z uwagi na możliwość ewentualnego korzystania z ich specjalistycznej wiedzy – jak np. w przypadku „zdjętego” w ostatniej chwili z transportu do Katynia na stacji w Gniezdowie prof. Stanisława Swianiewicza, wybitnego znawcy ekonomii państw totalitarnych. W gronie ocalałych znalazła się także grupa oficerów skupiona wokół płk. Zygmunta Berlinga, która w przyszłości miała stać się jądrem organizacyjnym 1 Dywizji Piechoty im. Tadeusza Kościuszki.
Jak wyglądało codzienne życie jeńców w obozie griazowieckim?
Obóz w Griazowcu stanowił swego rodzaju eksperyment polityczno-militarny, obliczony na pozyskanie chociażby części jeńców dla radzieckich planów utworzenia polskiej z nazwy, a „czerwonej” w intencjach Kremla jednostki wojskowej w składzie Armii Czerwonej. Pobyt w Griazowcu miał służyć wytypowaniu ewentualnych uczestników tego przedsięwzięcia. Ku takiemu rozwiązaniu skłaniał władze ZSRR rozwój wydarzeń militarnych w Europie i postępujące ochłodzenie w stosunkach radziecko-niemieckich. Właśnie w Griazowcu wyselekcjonowaną grupę jeńców zamierzano poddać wzmożonej indoktrynacji i „rozpracowaniu”, by w ten sposób uczynić ich przydatnymi do realizacji celów politycznych władz radzieckich.
Mimo iż obóz w Griazowcu miał specjalny status, a kierownictwo NKWD zapewniało przetrzymywanych tam Polaków, że będą traktowani zgodnie z postanowieniami konwencji genewskiej, w praktyce dość często dochodziło do przypadków brutalnego pogwałcenia tych zasad. W obozie obowiązywał bardzo rygorystyczny, iście koszarowy rozkład dnia: pobudka o 6.00, apel wieczorny i poranny, praca od 8.00 do 18.00 z godzinną przerwą na obiad, cisza nocna o 22.00. W trakcie dnia roboczego nikt, z wyjątkiem wyższych oficerów, nie miał prawa pozostawania w swych barakach. Jeńcy wojenni sprzątali pomieszczenia i teren obozu, pracowali w kuchni, piekarni, licznych warsztatach, radiofonizowali obóz. Spośród jeńców komenda wyznaczyła starszych izb, baraków i kompanii. Jeńcy lekarze pracowali w ambulatorium chorych, pełnili obowiązki lekarzy sanitarnych baraków, stołówki i obozu. Oddział polityczny obozu prowadził intensywną indoktrynację. W klubie organizowano prelekcje, pogadanki na temat sytuacji międzynarodowej i wewnętrznej, polityki zagranicznej ZSRR, prowadzono propagandę ateistyczną. Organizowano różnorodne koła zainteresowań. Miały one odciągnąć jeńców od aktywnej działalności antysowieckiej. Organizowanie życia religijnego w o obozie w Griazowcu było bardzo utrudnione, bowiem początkowo w ogóle nie było tam księży. Dopiero później, gdy do obozu przywieziono dwóch kapłanów: Kamila Kantaka i mjr. Franciszka Tyczkowskiego, rozpoczęła się działalność duszpasterska.
Funkcjonariusze NKWD prowadzili rozpracowanie operacyjno-agenturalne polskich oficerów w celu zwerbowania tajnych współpracowników. Czy znamy rezultaty tej akcji?
Dokładnej liczby przypadków zgody na współpracę z władzami sowieckimi nie znamy, bowiem strona rosyjska nie udostępniła żadnych dokumentów mówiących o rozpracowaniu agenturalnym środowiska jenieckiego. Część podejmujących współpracę kierowała się niewątpliwie względami ideowymi, część uległa zastraszeniu, inni zaś uwierzyli, że jest to jedyna droga powrotu do Polski. Byli też pewnie i tacy, którzy tę współpracę traktowali jak taktykę umożliwiającą przetrwanie. Nie można też wykluczyć, że niektórzy kierowali się wyłącznie egoistycznie pojmowanym dobrem własnym, lekceważąc lub odrzucając dobro zbiorowości. Nieliczni, którzy zdecydowali się na współpracę z organami NKWD, objęci byli mniej lub bardziej inspirowanym ostracyzmem jenieckiej większości, która pozostała wierna żołnierskiej przysiędze i legalnym władzom na obczyźnie. Podkreślić należy, że w zdecydowanej większości polscy oficerowie stanowili element wysoce patriotyczny i odporny na naciski, także agenturalną infiltrację.
Jakie były dalsze losy oficerów z Griazowca?
Zasadniczo dalsze losy ocalałych polskich jeńców wojennych określił podpisany30 lipca 1941 r. w Londynie, po blisko miesiącu żmudnych pertraktacji, układ polsko-sowiecki, który przywracał stosunki dyplomatyczne między rządem Rzeczypospolitej Polskiej a rządem ZSRR. Polsko-sowiecka umowa wojskowa z 14 sierpnia 1941 r. przewidywała utworzenie Armii Polskiej na terytorium Związku Radzieckiego. Większość oficerów wstąpiła do wojska formowanego pod dowództwem gen. Władysława Andersa. Oficerowie, którzy podjęli współpracę z władzami sowieckimi, odmówili wstąpienia do armii Andersa i zadeklarowali chęć przyjęcia sowieckiego obywatelstwa. Oficerowie, których przyjęto, stworzyli kościec odradzającego się wojska narodowego.
Godny podkreślenia wydaje się sposób, w jaki gen. W. Anders rozwiązał problem nielicznych kolaborantów w polskim środowisku jenieckim, ogłaszając swoistą abolicję w stosunku do tych jeńców, którzy złamali przysięgę wojskową. Poza względami humanitarnymi u źródeł tej decyzji leżała przede wszystkim dostrzegana z całą wyrazistością przez dowódcę Armii Polskiej w ZSRR potrzeba łączenia wszystkich zdolnych do noszenia broni Polaków w walce o wolność i niepodległość ojczyzny.
Dziękuję za rozmowę.
Kinga Ochnio