Rozmaitości
PIXABAY.COM
PIXABAY.COM

Ogórkowe pole

Rozmowa z Karolem Remiszewskim, doktorantem w Instytucie Rolnictwa I Ogrodnictwa Uniwersytetu Przyrodniczo-Humanistycznego w Siedlcach, plantatorem ogórków, sadownikiem.

  Najpierw była uprawa ogórków czy to doktorat zachęcił Pana do założenia plantacji?

Skończyłem ogrodnictwo na Uniwersytecie Przyrodniczym w Lublinie. Chodziła za mną myśl o dalszym kształceniu, ale zdecydowałem się dopiero po kilku latach, po powrocie do rodzinnych Kisielan. Ogórek ciekawił mnie już od jakiegoś czasu ze względu na wiosenno-letni okres produkcji i możliwość jego sprzedaży i wszechstronność spożycia. Posiałem to warzywo na próbę, a rok później na własnym polu zacząłem prowadzić badania, które wyznaczył tytuł mojej pracy doktorskiej „Wpływ aminokwasów na wzrost i plonowanie ogórka gruntowego”. Promotor - prof. Anna Zaniewicz-Bajkowska ukierunkowała badania tak, żeby ich wyniki miały uzasadnienie rynkowe i odniesienie praktyczne dla producentów.

Obecnie mija czwarty rok szkoły doktorskiej w UPH. Jestem na etapie analizowania wyników, po trzech latach badań, które prowadziłem w otwartym terenie. Celem było określenie, jaki wpływ na jakość plonu, jego zdrowotność, składniki mineralne w suchej i świeżej masie mają poszczególne aminokwasy roślinne i jak się to przekłada na wartość ekonomiczną plonu.

 

W jaki sposób prowadzone były badania?

Badam wpływ czterech aminokwasów, które aplikowane były przez oprysk nalistny w postaci preparatu rozpuszczonego w wodzie. Do tego stosowałem, oczywiście, ochronę przed szkodnikami i chorobami oraz podstawowe nawożenie przedsiewne.

 

Z jakim efektem?

Okazało się, że dwa z aminokwasów nie mają wpływu na wielkość plonu i oddziałują pozytywnie na ilość owoców. Ogórki intensywniej kwitły, nie zrzucały kwiatostanów, tylko zawiązywały owoce. Z metra kwadratowego roślin opryskanych preparatem z aminokwasów zbierałem przeciętnie dwa, trzy ogórki więcej. W przeliczeniu na hektar – korzyść jest wymierna. Badanie zawartości składników pokarmowych w suchej i świeżej masie, stopnia wysycenia nimi ogórków, też pokazało różnicę.

 

Prowadzenie takich badań daje satysfakcję?

Ogórek wymaga zbierania co dwa, trzy dni. Robiąc badania, przed zbiorem głównym każdorazowo musiałem przejść z miarką i wykonać 45 prób, polegających na zebraniu owoców z metra kwadratowego. W ciągu dwóch miesięcy zbioru próby trzeba było pobrać ok. 12-13 razy. Z kolei zrobienie badań świeżej masy liści i owoców zajmowało w ciągu tych trzech lat ok. pięciu dni. Robiliśmy to na uczelni we troje albo nawet pięcioro. Jest to przysłowiowe „uwiązanie”, ale też satysfakcja. Nie męczyło mnie to, ponieważ lubię i prace polowe, i laboratoryjne. Trudniejsze jest opisywanie badań czy zbieranie literatury do pracy.

 

Jakie znaczenie dla producentówbędą miały wyniki?

Moje badania rewolucji na rynku nie wprowadzą, ale będą cegiełką do innych badań i jakimś stopniu rzucą światło na działanie tych czterech substancji stymulujących. Jeżeli firmy produkujące nawozy dolistne, biostymulatory czy preparaty zawierające aminokwasy będą chciały poprawiać technologie ich produkcji i jakość, to m.in. moje badania wniosą jakąś informację.

Nawożenie roślin substancjami biostymulującymi, czyli wpływającymi na ich rozwój w warunkach stresowych, to trend, który na rynku utrzymuje się od kilkunastu lat. Przez to, że rynek jest nowy i rozwija się bardzo dynamicznie, badania wdrożeniowe, naukowo-poznawcze często nie nadążają za tym, co dzieje się na nim dzieje. Nowy preparat możemy zarejestrować i wprowadzić do obrotu w ciągu roku, a badania, żeby były wiarygodne, muszą trwać trzy lata. Dlatego cały czas trzeba zgłębiać wiedzę.

 

Na czym polega specyfika uprawy ogórka gruntowego w naszym regionie?

W rejonach z historycznymi tradycjami uprawy ogórków, które mają infrastrukturę przemysłową, tj. kiszarnie i kwaszarnie, firmy handlujące ogórkiem świeżym, produkcja jest zmasowana i na większą skalę. To produkcja w oparciu o 3, 4 ha i więcej, gdzie zbiór jest zautomatyzowany. W rejonach takich jak nasz, gdzie nie ma przetwórni, produkujemy na rynek bezpośredni, czyli na rynki detaliczne, i sprzedaż bezpośrednią z gospodarstwa produkcja siłą rzeczy nie może być duża, ponieważ nie jesteśmy w stanie sprzedać np. 10 ton na jednym targowisku – w dobrym sezonie w ogóle sprzedajemy kilka ton. Najbliższym rynkiem hurtowym jest rynek w Broniszach. Możemy tam sprzedawać więcej, ale w mniej korzystnej cenie, dodatkowo ponosząc większe koszty dojazdu.

 

Kiedy zaczyna się sezon ogórkowy?

Pierwsze prace, związane z przygotowaniem pola, przypadają na koniec kwietnia. Produkuję ogórki w systemie nawadniania kropelkowego, na rzędach ściółkowanych, dlatego na tydzień przed siewem rozkładam folie i linie nawodnieniowe. W połowie maja wysiewamy nasiona do gruntu. Koniec maja to wschody, czerwiec to pielęgnacja. Zbiory zaczynamy na przełomie czerwca i lipca. Kończymy zwykle w połowie sierpnia.

 

Czy biopreparaty to przyszłość rolnictwa?

Stoimy na progu Zielonego Europejskiego Ładu. W tej chwili przez sytuację geopolityczną na świecie, na wschodzie, pandemię Zielony Ład został wstrzymany, ale wejdzie prędzej czy później. Obecny kryzys surowcowy związany z wojną na Ukrainie, a wcześniej przerywane łańcuchy dostaw w czasie pandemii pokazują, że nie możemy opierać się jedynie o rynki globalne, ale musimy być w jak największym stopniu samowystarczalni i niezależni, szczególnie m.in. o w zakresie bezpieczeństwa żywnościowego. Dlatego powinniśmy jak najlepiej i najszybciej dostosować się do nowych wymagań, jakie narzuca nam strategia Zielonego Ładu UE. Z roku na rok w krajach Unii wycofywane są kolejne substancje chemiczne stosowane wcześniej przez plantatorów warzyw czy sadowników. Dobór środków konwencjonalnych został ograniczony bardzo mocno. Co więcej, szkodniki roślin czy choroby budują swoje naturalne obronności na te substancje, którymi traktowaliśmy je przez wiele lat. Rozwój technologii produkcji w kierunku biopreparatów opartych o wyciągi z roślin czy odpowiednie nawożenie i stymulowanie roślin do rozwoju w celu zwiększenia odporności naturalnej jest jak najbardziej uzasadniony i dobrze się rozwija, a w najbliższych latach nabierze rozpędu i będzie konieczny.

Ostatnie lata dla branży owocowo-warzywnej ze względów na utratę rynków zbytu są trudne, bardzo spadła opłacalność produkcji, a dodatkowo stoimy na progu wyżej wspomnianych zmian, które będą generować dodatkowe koszty, jednak uważam, że w obecnej sytuacji powiedzenie: „kto stoi w miejscu, ten się cofa” jest jak najbardziej trafione. Powinniśmy w miarę możliwości wychodzić naprzeciw nowym standardom, wyprzedzać je.

 

Każdy z nas, kupujących warzywa na zieleniaku, chce, by były świeże i zdrowe, czyli nienawożone. Jest nawet w stanie zapłacić więcej za dobrą jakość. Możemy mieć taką gwarancję?

Środki ochrony roślin stosowane dzisiaj, których, jak wspomniałem jest bardzo ograniczona ilość, nie mają szkodliwego wpływu na konsumenta, bo żywność wytwarzania w UE jest najzdrowsza na świecie, a żywność wytwarzana w Polsce to żywność, w której stosuje się połowę, a nawet 2/3 mniej preparatów chemicznych niż w Europie zachodniej.

Owoce i warzywa, które produkuję, bez obaw podaję rodzinie, dzieciom. Trafiają do sprzedaży bezpośredniej, bo 3/4 sprzedaży prowadzimy z gospodarstwa i przez targowiska. W większości kupują je od nas ludzie, których znamy wiele lat. Nie zaryzykowałbym sprzedaży czegoś, co mogłoby zaszkodzić konsumentowi. Staram się prowadzić ochronę tak, żeby główne zabiegi, które mają zabezpieczyć plantacje przed szkodnikami i chorobami, wykonywać przed pierwszymi zbiorami, gdy roślina dopiero narasta. A w okresie zbiorów, jeżeli wykonujemy jakieś zabiegi, to preparatami dopuszczonymi w ekologii bądź takimi, które mają bardzo krótki okres karencji. W Polsce mamy zresztą bardzo dobrze funkcjonujący system kontroli jakości produkcji i wysoką świadomość producentów.

 

Dziękuję za rozmowę.

LI