Komentarze
Źródło: Fotolia
Źródło: Fotolia

Osiołkowi w żłobie dano

Kończące się Mistrzostwa Europy w Piłce Nożnej oraz perspektywa rozpoczynających się pod koniec lipca XXX Igrzysk Olimpijskich ery nowożytnej niewątpliwie skłaniają każdego widza, lecz nie tylko, do śledzenia informacji o zwycięzcach. We wszelkiego rodzaju turniejach zazwyczaj zwracamy bowiem uwagę bardziej na tych, których głowy wieńczy triumfalny laur, aniżeli na tych, którzy muszą poczuć smak porażki.

Sami zawodnicy w zdobywaniu nagród znajdują motywację do podejmowania wysiłków i wyrzeczeń. Zawody sportowe mają jednak ten walor, że wręczana nagroda jest łatwa do przyznania. Pokonanie rywali jest prostą drogą do jej otrzymania. Jednakże w rzeczywistości społecznej spotykamy się również z innymi formami „wieńczenia laurem”, w których rozmaite gremia podejmują decyzję o uhonorowaniu nagrodą tej czy innej osoby. A to działanie posiada już inny walor, aniżeli wręczanie medali za współzawodnictwo sportowe, które i tak dzisiaj związane jest z gratyfikacjami pieniężnymi. Honorowanie osób nagrodami przez określone gremia jest nie tylko wynikiem ich własnego wysiłku, ale często (jeśli nie zawsze) wyrazem poparcia osoby oraz poglądów i idei reprezentowanych przez nagradzanego. Co więcej, wpisuje (słusznie czy niesłusznie) osobę nagradzaną w szereg popleczników tych, którzy nagrodę przyznają. Stąd owe laury stanowią rzeczywisty dylemat zarówno po stronie nagradzanych, jak i nagradzających.

I to pachnie, i to nęci…

Ostatnimi czasy wielokrotnie byliśmy świadkami odmowy przyjęcia nagrody przez nominowanych do rozmaitych laurów, nie tylko państwowych. Z drugiej zaś strony słyszeliśmy o tzw. polityce odznaczeniowej, czyli realizowanym przez władzę planie honorowania odznaczeniami i nagrodami w celu osiągnięcia przez nią efektu poparcia – jeśli nie samych władców, to przynajmniej idei przez nich głoszonych. Nagradzani mieli zgodnie z ową polityką stanowić zasłonę, parawan dla poczynań władz, a nadto uzasadniać podejmowane przez nią decyzje. Dylemat przyjęcia nagrody jest dość frapujący. Każdy z nas chce bowiem uznania ludzkiego, jakiejś formy akceptacji dla tego, co czyni. Nagrodzony staje jednak wobec rozterki dość dobrze znanej z czasów komunistycznych, a mianowicie efektu „złotej smyczy”. Nagroda przecież jest jakąś formą gratyfikacji, a więc zapłaty za wykonaną pracę, w tym szczególnym przypadku osiągnięcia. Tym, który „płaci”, jest przyznający nagrodę, a zatem on właśnie określa niejako, że nagradzany „wykonał dla niego pracę, która przyniosła określony zysk”. Polityka odznaczeniowa jest zatem „spętaniem” w pewien sposób nagradzanych. Jeśli nie zorientują się oni w tym, łatwo potem wykorzystać ich do własnych celów. Przykładem może być chociażby postawa Zofii Kossak-Szczuckiej, która w czerwcu 1966 r. potrafiła odmówić przyjęcia Nagrody Państwowej I stopnia (czyli najwyższych laurów) za swoją działalność pisarską. Nagroda ta miała stanowić formę zamknięcia ust pisarce. Był to czas „uwięzienia” przez władze kopii obrazu jasnogórskiego, pielgrzymującego po Polsce w ramach millenijnych obchodów. W liście do władz, który z powodu cenzury musiał być odczytany w kościołach, pisała: „Nie mogę przyjąć nagrody od władz państwowych odnoszących się wrogo do spraw dla mnie świętych”. Biskup katowicki H. Bednorz skomentował jej decyzję w krótkich słowach: „Oby taką postawę wykazali również inni katolicy, których kusi się nagrodami czy orderami”.

Honor kosztuje, ale skoro się go ma, trzeba płacić

To szczególne zdanie wygłoszone przez Z. Kossak-Szczucką, warto jednak zadedykować nie tylko nagradzanym, lecz również i decydentom wszelkiej maści nagród. Świat doczesny jest światem nieustannego kupowania, zwłaszcza ludzi. Nie darmo, kusząc Chrystusa, diabeł używał formuły: dam Ci, jeśli… Przyznawanie nagród może stać się również domeną handlu. To, co kupujemy za nagrodzenie tego czy owego, to nie tylko zysk finansowy, ale również bycie w orbicie dominujących „autorytetów” czy „salonów”, zdobywanie uznania za „postępowość” rozumianą w ramach poprawności politycznej, zyskiwanie koneksji ekonomicznych, politycznych czy towarzyskich, a także utrzymanie jakiejś formy stabilizacji w celu przetrwania. Jak łatwo zauważyć brakuje w tym katalogu pojęcia prawdy i związanego z nim honoru. „Niewinność mężczyzny zwie się honorem, honor kobiety zwie się niewinnością” – pisała Maria von Ebner-Eschenbach. Owa mężna postawa, dla której charakterystyczne jest połączenie silnego poczucia własnej wartości z wiarą w wyznawane zasady, stanowi podstawę największego zysku człowieka – zachowanie twarzy. Amerykański milioner Andrew Carnegie dosadnie to posumował: „Nawet największa umiejętność przynosi niewielką korzyść, jeśli nie towarzyszy jej honor”. Honor jest swoistym smakiem, „w którym są włókna duszy i chrząstki sumienia”, jak pisał Z. Herbert. Dlatego nagradzanie w dzisiejszym świecie posiada walor świadectwa. To nie tylko zyskiwanie przyjaciół czy zdobywanie zysków, merkantylizm czasów popkultury, ale przede wszystkim wskazanie prawdy i dobra. A to nie jest rzeczą łatwą, ponieważ wrodzony strach przed utratą dochodów, pozycji czy też skazanie na niszowość krępuje najbardziej ludzkie działanie. Oczywiście pomijam tak „nieludzkie” cechy, jak chociażby wyrachowanie. Ów walor świadectwa, który winien być dzisiaj najważniejszym kryterium przyznawania wyróżnień, stanowi wskazanie dla współczesnych: tego człowieka bądź instytucję należy naśladować. Wskazana przeze mnie Zofia Kossak-Szczucka w napisanym w sierpniu 1942 r. apelu do społeczeństw Zachodu w sprawie zagłady Żydów dała jasne wskazanie: „Świat patrzy na tę zbrodnię, straszliwszą niż wszystko, co widziały dzieje i – milczy Rzeź milionów bezbronnych ludzi dokonywa się wśród powszechnego złowrogiego milczenia… Tego milczenia dłużej tolerować nie można… Kto milczy w obliczu mordu – staje się wspólnikiem mordercy. Kto nie potępia – przyzwala”. Zdaje się być to dzisiaj kwintesencją wyróżnień, przyznawanych rozmaitym ludziom.

Oślina pośród jadła – z głodu padła

Dlaczego piszę te słowa? Otóż prezydent naszego kraju uhonorował ostatnio odznaczeniami ludzi świata mediów. Pośród nagrodzonych znaleźli się m.in. ludzie, którzy w ostatnim dwudziestoleciu swoimi działaniami starali się zafałszować rzeczywistość. Można powiedzieć, że familia sama siebie docenia. Dlatego ci, dla których ważną rzeczą jest prawda i honor, powinni bardzo mocno strzec się smyczy nagród. I ci nagradzani, i ci nagradzający.

Ks. Jacek Świątek