Patron zawierzenia i wytrwania
Wacław Koźmiński przyszedł na świat 16 października 1829 r. w Białej Podlaskiej, w czasie, kiedy Polska znajdowała się pod zaborami. Matka Aleksandra prowadziła dom i dbała o wychowanie dzieci, zaś ojciec Stefan był nadzorcą budowlanym. Po ukończeniu szkoły podstawowej w Białej młody Koźmiński podjął naukę w gimnazjum w Płocku. W tym czasie w Królestwie Polskim działało wiele kółek samokształceniowych, na których młodzież poznawała zakazaną literaturę, czytała dzieła wolnomularzy, ateistów. Młodzi ludzie szybko przyjmowali nowy światopogląd. W. Koźmiński także poddał się jego wpływowi. Stał się ateistą, przestał uczęszczać do kościoła, a jeśli tam wchodził, to tylko po to, aby, jak sam po latach stwierdził, bluźnić Bogu i wyśmiewać modlących się ludzi. „Jeśli się nawrócę, naplujcie mi w oczy!” - krzyczał (Notatnik duchowy, str. 546).
Czas buntu Wacława zbiegł się z rozpoczęciem studiów na wydziale architektury w Warszawie oraz śmiercią ojca. W kwietniu 1846 r., podejrzewany o przynależność do spisku przeciwko carowi, Koźmiński został aresztowany i osadzony w X Pawilonie Cytadeli w Warszawie – najcięższym ówczesnym więzieniu, przeznaczonym dla więźniów z wyrokiem śmierci. Spędził tam 11 miesięcy. Wiele lat później swój stan w czasie uwięzienia opisywał tak: „bluźniłem przeciw Bogu i w tym bluźnierstwie straciłem rozum, wpadłem w obłąkanie i trzy tygodnie w przeraźliwych krzykach dzień i noc zostawałem”. 15 sierpnia 1846 r. Wacław doznał tajemniczej wizji. Mówił później, że Jezus przyszedł do jego celi i przyprowadził go do wiary. Tak wspominał to przeżycie: „Żyjąc bez wiary i bez pamięci na Boga, dobroć Boska póty mnie nawiedzała różnymi krzyżami, jak to strata ojca, wielkim zawodem na świecie, niedostatkiem, a w końcu więzieniem i ciężką chorobą, aż w końcu nakłoniłem moje serce na głos Jego. Cóż by się ze mną stało, gdybym umarł wtedy, jak się spodziewano, byłbym teraz w piekle potępiony na wieki… Modlitwa matki mojej ziemskiej i opieka Matki mojej niebieskiej, tamtej objawiona, ocaliły mnie. ...
HAH