Pochylić się nad bezimiennym grobem
Oprócz działalności w Środowiskowym Hufcu Pracy (ŚHP), działa Pan również w lubelskiej Fundacji Niepodległości, organizuje m.in. Biegi Papieskie, Wigilię pod Gwiazdami oraz zbiórkę zniczy na lubelskich cmentarzach. Co roku z młodzieżą i wolontariuszami z całej Polski wyjeżdża Pan na Wołyń. Jak rozpoczęła się akcja sprzątania polskich cmentarzy za naszą wschodnią granicą? - Ideę porządkowania cmentarzy na Wołyniu zapoczątkowali w 2008 r. Piotr Gawryszczak, wojewódzki komendant OHP, i Leon Popek z lubelskiego Instytutu Pamięci Narodowej, potomek Wołyniaków. Pragnęli ocalić od zapomnienia historię terenów, które znalazły się za naszą wschodnią granicą. Leon Popek w 1992 r. przeprowadził w Ostrówkach pierwszą ekshumację. Po kilkunastu latach właśnie tam, do Ostrówek, pojechało 15 młodych ludzi z Hufca, zapoczątkowując porządkowanie cmentarzy. Pracuję z wychowankami Hufca od dziesięciu lat i w ten sposób - współdziałając z IPN - zaangażowałem się w szlachetną ideę upamiętniania przeszłości.
Oprócz działalności w Środowiskowym Hufcu Pracy (ŚHP), działa Pan również w lubelskiej Fundacji Niepodległości, organizuje m.in. Biegi Papieskie, Wigilię pod Gwiazdami oraz zbiórkę zniczy na lubelskich cmentarzach. Co roku z młodzieżą i wolontariuszami z całej Polski wyjeżdża Pan na Wołyń. Jak rozpoczęła się akcja sprzątania polskich cmentarzy za naszą wschodnią granicą?
Ideę porządkowania cmentarzy na Wołyniu zapoczątkowali w 2008 r. Piotr Gawryszczak, wojewódzki komendant OHP, i Leon Popek z lubelskiego Instytutu Pamięci Narodowej, potomek Wołyniaków. Pragnęli ocalić od zapomnienia historię terenów, które znalazły się za naszą wschodnią granicą. Leon Popek w 1992 r. przeprowadził w Ostrówkach pierwszą ekshumację. Po kilkunastu latach właśnie tam, do Ostrówek, pojechało 15 młodych ludzi z Hufca, zapoczątkowując porządkowanie cmentarzy. Pracuję z wychowankami Hufca od dziesięciu lat i w ten sposób – współdziałając z IPN – zaangażowałem się w szlachetną ideę upamiętniania przeszłości.
Ostrówki na Wołyniu to szczególnie miejsce w historii naszego narodu.
30 sierpnia 1943 r., nad ranem, wieś Ostrówki została zaatakowana przez oddział UPA. Według historyków w Ostrówkach i sąsiedniej Woli Ostrowieckiej zginęło ok. 1050 osób, w większości kobiety i dzieci. Ich ciała zostały zakopane w kilku dołach. W wyniku ekshumacji w 1992 r. odkryto w tych miejscowościach szczątki co najmniej 324 osób. W 2011 r. w wyniku drugiej ekshumacji, przeprowadzonej na tzw. Trupim Polu, odnaleziono ciała 261 kolejnych ofiar, w tym około 150 dzieci. Pochowano je w zbiorowej mogile na dawnym cmentarzu w Ostrówkach.
Dziś przekazuje Pan młodzieży pamięć o ok. 60 tysiącach Polaków i 2-3 tysiącach Ukraińców, którzy zginęli w czasie rzezi wołyńskiej. A kto Pana uczył szacunku wobec historii?
Takim „pasem transmisyjnym” między przeszłością a teraźniejszością był mój dziadek ze strony ojca, żołnierz wojsk kawalerii. Był to prosty chłopak z małej wsi pod Biłgorajem, którego wielka historia rzuciła na pola bitew. Dziś mam szansę przekazać młodzieży, że warto być człowiekiem aktywnym, angażującym się w szlachetne przedsięwzięcia społeczne.
Ostrówki były pierwszym miejscem akcji porządkowania cmentarzy. Potem nastapiły kolejne wyprawy, z większą liczbą uczestników.
Początkowo pracowaliśmy z harcerzami z województwa łódzkiego, jednak z czasem zaczęliśmy realizować własny, autorski program porządkowania cmentarzy. Nasz program różni się od innych tego typu przedsięwzięć tym, że zapraszamy wszystkich chętnych. Są z nami młodzi ludzie ze Środowiskowego Hufca Pracy, członkowie zrzeszeni w Fundacji Niepodległości, a także grono wolontariuszy w różnym wieku. W tym roku najmłodszy wolontariusz liczył dziewięć lat, najstarszy – 87.
Wyjazdy w okresie letnim mają formę obozu o charakterze survivalowym. Dla młodzieży, która przygotowuje wspólnie posiłki i pomaga sobie wzajemnie, jest on przy okazji dobrą szkołą życia. W tym roku, w sierpniu, na 39 kresowych cmentarzach i miejscach pamięci w okolicach Tarnopola, Krzemieńca i Łucka, m.in. w Ostrówkach, Kowlu, Ostrogu, Wiśniowcu, Beresteczku, Kujdańcach, Rożyszczach, Turzysku, Przewałach. W czasie 16-18 dni kwaterujemy w internatach szkolnych, na plebaniach, rozbijamy namioty. W mijającym roku przewinęło się 150 osób – osoby dorosłe dołączają do nas np. na weekend.
Jak przygotowuje Pan młodzież do takiej wyprawy?
Wyjazd na Ukrainę poprzedzają prelekcje, warsztaty filmowo-fotograficzne oraz rajd po Lubelszczyźnie szlakiem 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK. Obóz jest apogeum naszych działań, w które młodzi ludzie chętnie się angażują. W 2013 r. wychowankowie ŚHP startowali w konkursie „Młodzi twórcy”, zdobywając II nagrodę na Festiwalu Filmów Dokumentalnych „Niepokorni Niezłomni Wyklęci” w Gdyni. Tematem ich filmu pt. „Bronks Company w podboju Wołynia” był obóz na Wołyniu.
Obozy to dobra lekcja życia dla młodzieży z hufców?
To najlepsza lekcja. Po pierwsze młodzi ludzie mają przy sobie cały czas opiekuna – wychowawcę, po drugie – angażują się społecznie, wreszcie – poznają historię. Kiedy porządkują nagrobki, odczytują inskrypcje, budzi się w nich ciekawość, zadają pytania. Młodzi poznają także świadków wydarzeń sprzed lat.
Jak wyglądają spotkania z miejscową ludnością, na Ukrainie? Czy zawsze są to spotkania przyjazne?
Spotykamy się na przykład z przesiedlonymi Polakami. M.in. zapraszaliśmy Polaka, który mieszka w Kowlu – jego rodzina miała polskie korzenie, a on został przesiedlony. Mieliśmy również kontakt z Polką mieszkającą w Turzysku. Poznajemy również Ukraińców przesiedlonych z Włodawy. Nie przypominam sobie, by w dziesięcioletnim okresie organizowania wyjazdów doszło do trudnej, konfliktowej sytuacji. Kiedy okoliczni mieszkańcy widzą kolorową, rozśpiewaną grupę ludzi w różnym wieku, ten rejwach, nawoływania, krzyki, dźwięk podkaszarki – wychodzą z domów, rozmawiają, przynoszą wodę, warzywa. Oczywiście polityka powoduje, że dialog polsko-ukraiński nie przebiega tak, jak byśmy sobie życzyli. Przesiedleń Ukraińców nie można porównać do ludobójstwa UPA, ale tak naprawdę historia obeszła się z nimi również okrutnie – nikt nie chciałby zostać wyrzucony z własnej ziemi.
W jakim stanie są polskie cmentarze na Ukrainie?
Znajdują się tutaj groby żołnierzy z 1914, 1918 i 1920 r., walczących w II wojnie światowej, ofiar rzezi wołyńskiej, przesiedlonych Polaków. Obecnie na tych terenach mieszka bardzo niewielu Polaków. Nie są oni w stanie – a bardzo często są to starsze osoby – porządkować grobów. Cmentarze pozarastały. My te drzewa i zarośla karczujemy. Zawsze mówię wolontariuszom, że naszym celem nie jest wycięcie określonej liczby drzew. Na Wołyń przyjeżdżamy po to, aby poznać historię, spotkać się z ludźmi. Aby pójść do kościoła, do którego przychodził Juliusz Słowacki, aby zapalić świeczkę na grobie babki Bolesława Prusa, przejść szlakiem 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK, pochylić się nad bezimiennym grobem z krzyżem w centrum lubomelskiego cmentarza, o którym wiemy od miejscowego proboszcza, że jest poświęcony ofiarom UPA…
Kto jest głównym organizatorem wyjazdów na Wołyń?
Głównymi organizatorami tegorocznego obozu na Wołyniu były lubelskie instytucje: Fundacja Niepodległości i Lubelska Wojewódzka Komenda Ochotniczych Hufców Pracy. Partnerami w projekcie byli: Konsulat RP w Łucku, Lubelskie Środowisko Żołnierzy 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty Armii Krajowej, parafia pw. Świętego Krzyża w Lublinie, Towarzystwo Przyjaciół Krzemieńca i Ziemi Wołyńsko-Podolskiej. Projekt jest realizowany dzięki środkom finansowym Senatu RP oraz Funduszu Inicjatyw Obywatelskich. Od trzech latach nasz program poszerzył się o współpracę z młodzieżą z Ukrainy. Zapraszamy Ukraińców z wychowawcami do Polski, staramy się rozmawiać o trudnej przeszłości naszych narodów.
Kto może dołączyć do was?
Wolontariuszem może zostać każdy, kto zechce poświęcić swój czas. Udział w obozie jest bezpłatny. Organizatorzy gwarantują przejazd, nocleg, a także wyżywienie. Więcej informacji można otrzymać, zgłaszając się do Fundacji Niepodległości w Lublinie lub do Lubelskiej Wojewódzkiej Komendy Ochotniczych Hufców Pracy.
Dziękuję za rozmowę.
Joanna Szubstarska