Komentarze
Źródło: FOTOLIA
Źródło: FOTOLIA

Podfruwajka

Polskie zamiłowanie do serialowych tasiemców jest już powoli cechą narodową. Można co prawda utyskiwać, że im dłuższy serial, tym mniejszego użycia rozumu potrzebuje, ale przyznać należy, że bon moty z wielu telewizyjnych produkcji przeniknęły do świadomości społecznej, stanowiąc już dzisiaj rezerwuar nowej mądrości ludowej.

Jednym z takich aforyzmów stało się stwierdzenie doktora Strossmeiera z serialu „Szpital na peryferiach” o głupocie, która wielu dodaje skrzydeł. Najciekawsze jest jednak to, że nie ujawnia się ona (głupota) w sposób bezpośredni, ale zazwyczaj towarzyszy wypowiadanym słowom jako tło, niestety, dla wielu niedostrzegalne. Mania puent i aforyzmów jest tak wielka, że liczy się doraźne pchnięcie szpikulcem ironii niż rzetelność logiki wypowiedzi.

Środa w poniedziałek

W poniedziałkowym swoim felietonie na łamach jednego z portali internetowych Magdalena Środa utyskiwała nad zależnością partii Joanny Kluzik-Rostkowskiej od swego matecznika – PiS-u, a szczególnie od prezesa Jarosława Kaczyńskiego. Cóż, każdy obserwuje scenę polityczną na miarę rozwoju własnego intelektu. W przytoczonym jednak felietonie znalazły się stwierdzenia dotyczące rodziny, które ukazują pogląd pani profesor na tę rzeczywistość społeczną. I one są najciekawsze. Jak zaznacza na wstępie, jej zadaniem jest zwalczanie „ideologii prorodzinnej”. A dalej znajdujemy same ciekawe kwiatki. Przepraszam od razu za przydługie cytaty, ale ważnym jest, aby zobaczyć wizję zarysowaną przez Magdalenę Środę, jakby nie było muzę Janusza Palikota. Pisze więc M. Środa tak: „Członek rodziny – w dość powszechnej opinii – może kraść, być nihilistą moralnym, mieć obrzydliwą skłonność do notorycznego kłamania, posiadać jakieś przypadłości, które wykluczają go z życia publicznego, być kompletnym egoistą lub idiotą, ale nie podlega krytyce, bo to swojak, z rodziny, a rodzina świętą jest. Dzieci się chroni nawet gdy kradną. Gdy biją kolegów, rodzice cieszą się, że dają sobie radę w grupie, dziecka nawet bardzo złego nie wyda się obcym, nie odda na pastwę prawa. Szalonemu wujkowi, który podpala sąsiadom domy mówi się żeby nikomu nie mówił o swoich eskapadach. Tatuś, który gwałci córkę jest wstrętny, ale przynajmniej wiadomo, że nie ma kochanki poza domem, która rodzinę by niechybnie rozbiła, a tak wszystko załatwi się pod jednym dachem. Żona, która jest katowana nie pójdzie na policję, nie złoży doniesienia na męża, nawet się nie poskarży, by nie kalać własnego gniazda. Bo rodzina świętą jest!! Mówi się, że rodzina jest podstawową komórką społeczną a ja twierdzę, że często aspołeczną. (…) Rodzina, nawet gdy daje poczucie bezpieczeństwa i miłości, to nie zawsze przygotowuje do społecznej kooperacji, nie uczy cnót obywatelskich. Który rodzic mówi dziecku: bądź zawsze uczciwy wobec państwa, płać podatki, wywiązuj się ze zobowiązań, troszcz się o innych obywateli, angażuj się w życie wspólnoty, bądź społecznikiem, propaństwowcem, poświęć czas na wolontariat, wsłuchuj się w głosy innych, zwłaszcza tych, którzy znajdują się w najgorszym położeniu. Dzieci w rodzinie uczy się troski o własne szczęście i dobrobyt, uczy się je hedonizmu, egoizmu, no i troski o rodzinę. Mało jest rodzin, które uczą społecznego zaangażowania, empatii i kooperacji.” Uff, sam cytat może powalić z nóg, co dopiero całość wywodów „intelektualistki”. Lecz spróbujmy się przyjrzeć temu bliżej.

Rodzina na swoim

Argumentacja felietonistki może w gruncie rzeczy być sprowadzona do dwóch zarzutów stawianych rodzinom polskim: że się je bezpodstawnie uznaje za święte i że są one, wbrew powszechnemu przekonaniu, jak najbardziej aspołeczne. Ale czy tak jest? Uznając rodzinę za „świętą” nikt nie ma na myśli moralnej doskonałości poszczególnych jej członków. Od naukowca, za jakiego uważa siebie M. Środa, należy wymagać podstawowego rozróżnienia między instytucją rodziny a konkretnymi realizacjami w rzeczywistości. Fakt jakiejkolwiek choroby jednego osobnika homo sapiens nie oznacza, że naznaczamy stygmatem wszystkich ludzi. Biorąc pod uwagę nawet proste zasady logiki, nie można stawiać kwantyfikatora ogólnego (wszystko), gdy wylicza się przykładowe przypadki. „Świętość” rodziny oznacza jedynie i aż jej wartość w społeczności ludzkiej. Może więc dlatego felietonistka musi zaatakować znaczenie rodziny dla państwa. A tutaj najlepszym przykładem „propaństwowca” dla pani Środy zdaje się jawić Pawka Morozow, który postanowił zadenuncjować własną rodzinę, by chronić ideał państwa komunistycznego. Ponoć obecnie polskie rodziny nie uczą swoich dzieci działania na rzecz dobra wspólnego, kooperacji i wczuwania się w sprawy innych, natomiast stanowią zarzewie hedonizmu, egoizmu i troski o własny dobrobyt. No cóż, tylko czy tak jest rzeczywiście? Czy troska o własny dobrobyt sprzeciwia się zaangażowaniu na rzecz dobra wspólnego? Czy nie jest tak, że promotorzy oddzielenia dzieci od rodziców nie są właśnie tymi, którzy w imię hedonizmu (będzie ci dobrze, bo rodzic to satrapa, nie rozumie ciebie, chce dla ciebie zła) rozbijają rodziny i uczą dzieciak walki o własną, egoistyczną korzyść? Czy rodzic, który żąda od dziecka posprzątania pokoju, przyłożenia się do nauki, powrotu do domu o wyznaczonej porze, nie jest kimś, kto uczy dziecka rzetelności, uczciwości i zasad społecznego współżycia? Wychowanie nie jest bowiem tylko przekazaniem jakiegoś kwantum wiedzy, ale ukształtowaniem sprawności działania (cnót). Czy wpojenie dziecku potrzeby troski o własną (także później) rodzinę nie jest ukształtowaniem w nim odpowiedzialności za najsłabszych (dzieci, starzy etc.), nawet za cenę odejścia od własnego, choćby właśnie egoistycznie rozumianego, interesu? Czyż nie jest tak, że domorosłe „autorytety”, przesiąknięte neomarksistowską ideologią, nie mają innego sposobu zaistnienia w przestrzeni publicznej, jak tylko poprzez niszczenie owej „podstawowej komórki społecznej”, jaką jest rodzina? Gdyż właśnie odpowiedzialność za własną rodzinę, tworzy najbardziej ludzkie zachowania.

Syrenie śpiewy

Wbrew pozorom przemycanie przez panią Środę lub inne tego rodzaju intelektualne podfruwajki tez odnośnie rodziny nie jest tylko ich własną aberracją intelektualną, lecz zasadniczym znamieniem wtłaczanej nam antykultury. Zniszczenie wszelkich pośrednich wspólnot między jednostką a państwem stawia człowieka na pozycji całkowitej zależności od struktury społecznej. W czasach PRL-u dom rodzinny stanowił doskonałą ucieczkę przed wszechobejmującą dominacją państwa. Dzisiaj chce się ten azyl nam odebrać. Nie można dzisiaj tylko się bronić, ale trzeba atakować, pokazując głupotę i tępotę „jaśnie oświeconych”. To oni muszą się tłumaczyć, a nie ludzie normalnie myślący. My home is my castle – mój dom jest moim zamkiem. Jako twierdza i jako piękny spadek po przodkach.

Ks. Jacek Świątek