Komentarze
Źródło: DREAMSTIME
Źródło: DREAMSTIME

Pójdź, dziecię, ja cię uczyć każę!

Z pierwszym dniem września zakończył się dla tysięcy dzieci i młodzieży czas wakacyjnego odpoczynku. Ponownie szkoły otworzyły się na uczniów, a młodzi ludzie będą pięć dni w tygodniu spędzać w ich murach. Gdyby każdego z nich zapytać po co każdego ranka, od poniedziałku do piątku, wybiera się do szkoły, to odpowiedzi mogłyby nas zaskoczyć.

Oczywiście, jest pewna część braci szkolnej, która oczekuje od nauczycieli i systemu szkolnictwa dostarczenia rzetelnej i dokładnie ugruntowanej wiedzy. Pragnienie poznania otaczającego świata nie jest jednak zjawiskiem masowym wśród młodzieży. Pytanie tylko: dlaczego? Czy współczesna młodzież wyzbyła się naturalnego dla ich etapu rozwoju pożądania wniknięcia w to, co stanowi osnowę rzeczywistości? Czy brak jej pasji charakterystycznej dla wszystkich młodych i nieco starszych odkrywców? Czy nie chce zadawać pytań o to, co najważniejsze dla życia i istnienia w świecie?

Wydaje mi się, że odpowiedzi piętnujące dzisiejszych młodych ludzi za postawę niechęci do zgłębiania tajników wiedzy, są przysłowiową kulą w płot. Źródłem takiego nastawienia nie jest intelektualne lenistwo, ale zasadnicza zmiana kulturowa, jaka dokonała się w mentalności współczesnego społeczeństwa. 

Po pierwsze – gospodarka, durniu!

Hasło propagandowe z kampanii wyborczej Billa Clintona, jak w soczewce zbiera istotę tej przemiany. Żyjemy w społeczeństwie, które naznaczone jest grzechem produkcyjności. Dokonujące się w globalnej wiosce procesy, w większości uwarunkowane są sprawami związanymi z ekonomią i przemysłem. Chociaż wydawać by się mogło, że w epoce komputerów i robotów człowiek ma prawo odpocząć wreszcie od wyścigu produkcyjnego, to jednak ten pościg za podnoszeniem produkcji wziął nad nim górę. Sama myśl o globalizacji, czyli procesie jednoczenia się świata jako całości, nie jest wynikiem jakiejś idei czy myśli społecznej, ale swoje podstawy ma w ekspansji przemysłowej i kwestii sprzedaży tego, co zostało wyprodukowane. Fakt, że Europa, pomimo ekonomicznej jednolitości, nie potrafi odnaleźć wspólnego języka w sferze naczelnych wartości, jest najlepszym przykładem, że „pieniądz rządzi światem”, jakkolwiek jest to rozumiane. W związku z tym sprawy związane z etycznym wymiarem ludzkiego postępowania oraz głębsze odpowiedzi na pytania o rzeczywistość spadają na drugi plan. Bł. Jan Paweł II w encyklice „Laborem exercens” zauważał, że to oddzielenie ekonomii od człowieka jest najważniejszą przyczyną alienacji ludzkiego ducha. W podobnym tonie mówił w swoim wykładzie „Duchowa i polityczna przyszłość świata zachodniego” niemiecki filozof Eric Voegelin, wskazując, że dzisiejszy świat przemysłowy nie potrzebuje już ludzi wykształconych humanistycznie, ale żąda zastępów techników, którzy będą umieli obsługiwać maszyny i wykonywać rozkazy pracodawców. Można oczywiście dywagować, czy wskazane czynniki w mniejszym lub większym stopniu są akceptowane społecznie, ale jedno wydaje się pewne, że są one wykładnikiem społeczeństwa przemysłowego. Problem dzisiaj jest jednak poważniejszy. O ile w przypadku bł. Jana Pawła II i E. Voegelina mamy do czynienia z diagnozą tego, co może się dokonać lub się właśnie dokonuje, ale możemy jeszcze do tego złapać dystans, to dzisiaj podstawy społeczności przemysłowej wniknęły zasadniczo do mentalności ludzi, którzy świadomie lub nie, zgodnie z nimi postępują. I to jest przyczyną nikłego zainteresowania zdobywaniem wiedzy przez młodych.

Spryt… pragnienie nie ma szans

Specjalnie użyłem tej parafrazy reklamy jednego z napojów, gdyż w pewien sposób oddaje ona to, co dzieje się w mentalności młodzieży. Rozwój wiedzy od początku podyktowany był chęcią zgłębienia otaczającej nas rzeczywistości, a szczególnie zasad, którymi powinien kierować się człowiek wobec świata i społeczności, w której żyje. Grecki ideał „człowieka pięknego”, choć współcześnie sprowadzony do rozważania porządków architektoniczno – rzeźbiarskich, zasadniczo miał na celu takie wychowanie człowieka, aby był on dojrzały, tzn. umiał podejmować wolne i dobre decyzje. W samym sobie człowiek odkrywał pytania wobec rzeczywistości, a zadziwienie nią stało się początkiem filozofii. To właśnie pragnienie gnało odkrywców i zdobywców, aby, nawet za cenę marnowania swojego życia, odkrywać coraz to nowe przestrzenie. Niestety, dzisiaj młody człowiek takiego pragnienia nie posiada. Zastąpił jest spryt. Najważniejszą rzeczą jest właściwe ustawienie się w życiu i osiągnięcie stabilizacji, która pomoże łatwo i przyjemnie przejść przez egzystencję. Owa stabilizacja i uposażenie materialne nie stanowi jednak podstawy do rozwijania siebie jako człowieka, ale jest traktowana jako możliwość taniej i łatwej rozrywki, stanowiącej zasadniczy trzon życia człowieka. Innymi słowy: człowiek zarabia, aby jeść. I (niestety) tylko jeść. Dobór podejmowanych studiów czy zainteresowań jest warunkowany pytaniem: co ja z tego będę miał? Nie chodzi mi tutaj o ganienie zdobywania materialnych podstaw do życia, ile raczej wskazuję, że zmianie uległy priorytety życiowe. Najlepiej widać to na przykładzie patriotyzmu. Większość młodych ludzi jest dzisiaj wyznawcami zasady: tam ojczyzna, gdzie mi dobrze. Lecz postawa ta nie wynika z jakiegoś konformizmu; jest ona wyrazem zmian mentalnościowych, które dokonały się w naszym społeczeństwie właśnie pod wpływem idei społeczeństwa industrialnego. Konsekwencją jest ucieczka przed tym, co trudne. Wzrost przypadków samobójstw wśród coraz młodszych ludzi, to wyraz uciekania przed problemami i nieumiejętności radzenia sobie z otaczającą rzeczywistością. Pętla ze sznurka czy łyknięte tabletki są łatwiejszym wyborem w alternatywie egzystencjalnej. Nie ma dzisiaj miejsca na zasadę św. Pawła: „Umiem cierpieć biedę, umiem też obfitować”. Radość życia zamieniona została na ekstatyczny ludyzm. I stąd biorą się w szkołach przedmioty o charakterze technicznym (np. wiedza o życiu płciowym człowieka) zamiast poznania o charakterze całościowym (przygotowanie do życia w rodzinie).

Co z tą szkołą?

W tej rzeczywistości musi dzisiaj odnaleźć się edukacja polska. Nie sposób ominąć tego problemu kulturowego, nie można na niego przymykać oczu. Wydaje mi się, że wymaga to od oświaty powrotu do twardej i zasadniczej edukacji typu humanistycznego. A to zakłada odejście od taniej kreatywności w nauce na rzecz podawania jasnej i logicznie dowodzonej wiedzy. Konieczne jest przywrócenie w szkołach nie tylko wychowania etycznego, ale również kształcenia filozoficznego, które zapładnia umysł młodego człowieka do stawiania pytań zasadniczych. Należy też zwrócić uwagę na kształcenie estetycznych wrażliwości poprzez poznawanie dzieł sztuki dawnej i współczesnej. Ale najważniejsze jest przywrócenie relacji pomiędzy nauczycielem a uczniem na zasadzie: mistrz – uczeń. Nie chodzi mi jednak o tworzenie kasty świętych krów edukacyjnych i czynienie z kadry dydaktycznej zbiorowiska różnych guru. Chodzi o przywrócenie rangi nauczycielowi. To jednak może dokonać się tylko wówczas, gdy nauczyciel zacznie być kimś etycznie kwalifikowanym do swojego zawodu i przestanie się bratać z uczniem. Ale to wymaga zmian w podejściu nauczycieli do swojej misji.

Ks. Jacek Świątek