Kościół

Powtórnie poślubiona

Doświadczyłam całego bezsensu życia bez Boga i patrzę na Kościół z trochę innej perspektywy: jak ktoś, kto z nędznej szopy ateizmu i niewiary przeprowadził się do królewskiego pałacu wiary w Boga - mówi Galina Jarowicz.

11 lutego dołączyła do stanu wdów konsekrowanych diecezji siedleckiej. Wychowała się w byłym Związku Radzieckim i wszystko, co od dzieciństwa słyszała o Bogu, to to, że Go nie ma. I choć w wieku pięciu lat została ochrzczona w Kościele prawosławnym, nie wynikało to z wiary jej rodziców. Mama Galiny ochrzciła ją i jej brata w tajemnicy i wbrew tacie, który twierdził, iż jego dzieci będą komunistami. - Zrobiła to „na wszelki wypadek, gdyby się okazało, że jednak Bóg istnieje, to niech jej dzieci nie zawisną gdzieś między niebem a ziemią”. Tymczasem Pan Bóg ma do każdego człowieka swój kluczyk. Aby wyrwać mnie z ciemności niewiary, posłużył się moim strachem przed śmiercią. Odkrycie, że kiedyś przestanę istnieć, było dla mnie największym lękiem dzieciństwa. Nie umiałam pojąć, jaki sens ma życie, jeśli pewnego dnia wszystko się skończy wraz ze śmiercią - tymi słowami zaczyna historię swojego nawrócenia G. Jarowicz.

Męża poznała podczas studiów w białoruskim Mińsku. Aleksander miał polskie korzenie i chciał zamieszkać w Polsce. Młodzi wzięli ślub w obrządku katolickim. – Kiedy powiedzieliśmy polskiemu księdzu, który przygotowywał nas do ślubu, że będziemy mieszkać w Polsce, odpowiedział, że tam nas wiary nauczą. Zasugerował tylko, byśmy uzgodnili, czy będziemy chodzić do kościoła czy do cerkwi i gdzie będziemy chrzcić dzieci. Wtedy nie widziałam potrzeby, byśmy mieli gdziekolwiek chodzić – opowiada Galina. – Pobraliśmy się, gdy Aleksander skończył studia, a mi do dyplomu został jeszcze rok. W podróż poślubną wyjechaliśmy do Polski już z zamiarem przeprowadzki. Mąż znalazł tam pracę, a ja przez pierwszy rok krążyłam między Mińskiem a Terespolem. Wkrótce podjął pracę w szkole jako anglista. Ja po ukończeniu studiów również, jednak najpierw musiałam nauczyć się polskiego – opowiada Galina, dodając, iż spotkali się w Polsce z wielką życzliwością. Po podjęciu pracy w szkole otrzymali od urzędu miasta dwupokojowe mieszkanie, co – jak zapewnia G. Jarowicz – zapewniło im dobry start. – Wcześniej planowaliśmy wyjechać do Hiszpanii, Kanady czy Warszawy, jednak po czasie stwierdziliśmy, iż te tereny są nam najbliższe kulturowo, a co najważniejsze – mamy blisko rodzinę – dodaje.

Wkrótce na świat przyszła córka Galiny i Aleksandra – Julia. Choć młodzi rodzice postanowili ochrzcić dziecko, wiara nie była w ich życiu czymś istotnym. ...

DY

Pozostało jeszcze 85% treści do przeczytania.

Posiadasz 0 żetonów
Potrzebujesz 1 żeton, aby odblokować ten artykuł