Komentarze
Źródło: PIXABAY
Źródło: PIXABAY

Prąd pogrzebany

Dobrze, że wreszcie można to napisać: powiało prawdziwą wiosną! Serio i bez żartów! Już nie tylko kalendarz to obwieszcza i autentycznie, i faktycznie zrobiło się wreszcie ciepło, cieplutko, ciepluteńko.

Grubsze ciuszki powędrowały na półkę letniego odpoczynku, kotłownie pozamykane na cztery spusty, a słoneczko grzeje wreszcie konkretnie i skutecznie na tyle, że niektórzy już pierwszego, zdecydowanie cieplejszego dnia zaczęli narzekać na upały. No trudno nam meteorologicznie dogodzić, bo w tym względzie mamy naturę wybitnych narzekaczy. Słoneczko grzeje, a przy okazji produkuje energię elektryczną, bo doczekała się ludzkość możliwości i posiadła umiejętność, by słoneczny blask w taki właśnie sposób wykorzystać. Sadząc po ilości telefonów z ofertami wykonania instalacyjnego cuda, które nam pozwoli podobno zaoszczędzić, a i zmiany klimatyczne przy okazji przyhamuje, korzysta ludzkość z tej możliwości i nabytej umiejętności na potęgę. Kilka nawet razy w tygodniu otrzymujemy, za każdym razem najkorzystniejszą, ofertę - niepowtarzalną i nie do odrzucenia, promocyjną i refundowaną.

Nie wszystko jest zapewne tak proste i oczywiste jak w reklamowych ulotkach. Rachunek ekonomiczny i ekologiczny też pewnie nie jest tak jednoznacznie korzystny. Faktem bezspornym natomiast pozostaje, że energii elektrycznej potrzebujemy wciąż więcej, więcej i więcej, bo elektrycznych urządzeń wciąż przybywa, a całodobowe iluminacje zdobią już nie tylko pałace i muzea. A to wszystko „na prąd”, który trzeba wyprodukować. Mamy już elektryczne samochody. Mamy też elektryczne  rowery (chociaż nie wiem, czy to aby ciągle jeszcze rowery?), hulajnogi, wrotki, deskorolki, bieżnie i inne cuda. Wszystko napędzane przyjaznymi naturze silnikami elektrycznymi. Żeby jednak taki silnik zadziałał, potrzebuje akumulatora, a ten trzeba wyprodukować, naładować i wreszcie zutylizować. To już naturze średnio raczej służy, przynajmniej na razie. A czy możliwe jest stworzenie takiego swoistego energetycznego „perpetuum mobile”? To raczej odległa perspektywa, skoro niektórzy przekopują morza, budując kolejne nitki gazociągów.

Taki paradoks, że troszcząc się o naszą planetę, jednocześnie ją krzywdzimy, krzywdząc przy okazji samych siebie. Czy naprawdę wszystko musi być elektryczne? Czy wszędzie musi nas wyręczać akumulatorowy silnik? To zrozumiałe, że w sytuacji konieczności tak, ale czy dziecko musi jeździć na elektrycznej hulajnodze albo takim właśnie rowerze? Trudno dostrzec korzyści, bo… mięśnie chyba elektryczne raczej nie będą. Zapewne, zgodnie z tradycją i bez względu na przysłowiową umiejętność uczenia się na błędach, będziemy wkrótce tworzyć programy, by naprawić to, co wcześniej sami popsuliśmy. A naprawy bywają i kosztowne, i nie zawsze skuteczne.

Kiedyś słyszeliśmy, że powinniśmy energię oszczędzać. Teraz zdecydowanie częściej słyszymy, że energię powinniśmy inaczej produkować, O oszczędnościach jakby ciszej, bo kto oszczędza, ten mniej kupuje, a wtedy ktoś inny z pewnością mniej zarabia. Może tu jest właśnie „prąd pogrzebany”?

Janusz Eleryk