Komentarze
Praktycznie

Praktycznie

Jakoś mam takie wrażenie, jakby coraz więcej ludzi cierpiało na związany ze świętami pewien rodzaj zniechęcenia, smutku czy, nie daj Boże, depresji.

A może zawsze cierpieli, tylko właśnie teraz dojrzeli, żeby o tym powiedzieć. Albo może to kwestia coraz większych ekranów telewizorów pokazujących coraz większe i coraz bardziej uśmiechnięte świątecznie rodziny - czasem jak pięść do oka przystające do naszej siermiężnej rzeczywistości?

Zawody w (niekoniecznie docenionym przez najbliższe otoczenie) sprzątaniu domu i okolicy, kupowanie (znowu nietrafionych?) prezentów, rodzinne konkurencje przy stole: kto lepszy – to stałe tematy przedświątecznych wpisów, rozmów i narzekań. Można by się zastanowić, czemu tak marudzimy. Wszak poza kilkoma sprawami nie do przeskoczenia, cała reszta od nas i do nas za/należy.

Jasne, nie od dziś wiadomo, że jak przyjdą ciocia Kazia i wujek Józiek, to może być trudno. Z nimi nie da się tak, jak z dziadkami – zagadać, zakrzyczeć, przekonać, że mieli już czas, aby swoje powiedzieć. Zatem spróbujmy może – między śledzikiem a karpiem – nie podejmować konfliktogennych tematów, tylko jakieś bezpieczne. Więc na pewno nie wchodzi w grę porównywanie stopnia zakonserwowania i kulinarnych umiejętności żon, zapobiegliwości mężów, intelektu latorośli… Może już lepiej w ramach panowania nad sytuacją pogadać o pogodzie – tu uwaga: gospodarze przyjmują ze spokojem nawet najbardziej katastroficzne prognozy – goście pójdą, a pogoda i tak, niezależnie od całego gadania, zrobi, co zrobić powinna. No i postarajmy się może jak najdłużej zwlekać z rozdawaniem prezentów – nadzieja zawsze działa pozytywnie. Kto wie, czy tym razem skarpetki albo woda toaletowa nie przypadną nam wreszcie do gustu.

A może jeszcze bardziej sobie odpuścić? Założyć na tych kilka godzin, że wujek Józiek to równy chłop, a ciocia Kazia całkiem sympatyczna kobieta. Nie przejmuj się zatem, człowieku, jeśli po wizycie w ustronnym miejscu wuj z przekąsem stwierdzi, że u niego sedes to taki jest czysty, że można z niego nawet wodę pić. Dobrze wiesz, że sedesu nie takie przeznaczenie. Ale wujkowi nie dokuczaj, nie tłumacz – skoro lubi, niech pije. I ty, kobieto, też nie bierz sobie za bardzo do serca, kiedy ciocia Kazia skomentuje, że niekoniecznie jej twoje specjały imponują. Ciocia Kazia nie musi bez przerwy jeść. A nawet nie powinna. A że komentuje? No raz w roku, dla wyższej przecież idei, można to jakoś przetrzymać…

Że jednak czymś trzeba się zająć – śpiewajmy kolędy. Wszak kto śpiewa, modli się (co najmniej) dwukrotnie. To po pierwsze. Po drugie – nie ma wtedy czasu, żeby się (jak to pięknie niektórzy określają) przemówić. Bo wyśpiewanie ich (skseruj kartki z tekstem – nikt nie będzie mógł się wtedy od śpiewania wymówić) zajmie ze dwie godziny. Następny profit to taki, że w dobie zanikania tradycji mamy udział w jej podtrzymywaniu. No i stres mamy z głowy.

Że nie musi się udać? Jasne, że się uda. Wszak w Wigilię nawet zwierzęta przemawiają ludzkim głosem. Jak by nie było – Boże Narodzenie to magiczna noc.

Anna Wolańska