
Przyjmuję, jesteś w sercu moim
Nie wiedziała wtedy, że zapisuje pierwszy wers wielkiego orędzia. 100 lat temu zaczęła się historia zwyczajnej dziewczyny i niezwykłego zaufania. Zanim została świętą, była po prostu Heleną - cichą, pracowitą, bardzo wierzącą dziewczyną z ubogiej, wielodzietnej rodziny. Rodzice, Marianna i Stanisław Kowalscy, często stawiali ją za wzór pozostałym dzieciom, mówiąc „Do Heli toście nie warci stanąć!”. Bóg przemówił do niej, gdy miała zaledwie siedem lat, ale - jak napisała w „Dzienniczku”: „Nie zawsze byłam posłuszna głosowi łaski. Nie spotkałam się z nikim, kto by mi te rzeczy wyjaśnił”.
Po przystąpieniu do Pierwszej Komunii św. bardzo się zmieniła. „Ciągle chciała iść do kościoła” – wspominała jej matka. Stroniła od ludzi, szukała samotności. W wieku 16 lat opuściła dom rodzinny, by pracować jako służąca i pomóc rodzinie.
Gdy miała 18 lat, rodzice nie zgodzili się na jej wstąpienie do klasztoru. Zniechęcona, rzuciła się w wir pracy i rozrywek, starając się w ten sposób zagłuszyć łaskę, której „nieustanne wołanie było udręką”. Wszystko zmienia się 29 czerwca 1924 r.
Sukienka z falbankami i ciernie
Siostry rodzone wyciągają Helenę na potańcówkę do parku Wenecja w Łodzi. „Miała na sobie różową sukienkę z falbankami z boku; włosy zaczesane w gruby warkocz. Mogła się chłopcom podobać” – wspomina po latach siostra Natalia.
W kulminacyjnym momencie zabawy dzieje się coś niezwykłego. Helena widzi Jezusa: umęczonego i poranionego. „Dokąd cię cierpiał będę i dokąd mnie zwodzić będziesz?” – słyszy. Muzyka milknie. Taniec się kończy. Znika świat – zostaje tylko On.
– To genialny moment – mówi s. Gaudia Skass, rzecznik Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia w Krakowie-Łagiewnikach. – Burzy wszystkie schematy. ...
DY