Już po raz trzeci Miejski Ośrodek Kultury i Siedlecka Grupa Literacka
„Witraż” zapraszają o 16.00 do parku Aleksandria na plenerową imprezę
muzyczno-poetycką. Podobnie jak w minionych latach z wyspy na stawie
popłyną piosenki.
Czy słyszałeś o końcu świata według Majów? O takich i innych absurdach
na pograniczu tłumaczenia kultur będzie można usłyszeć podczas
spotkania z podróżniczką Weroniką Mliczewską, autorką książki „Na
początku jest koniec.
Skrzypaczka Oliwia Spychel z Leśnej Podlaskiej i żeńska grupa
śpiewacza Na swojską nutę z Zahorowa zaprezentowały podlaski folklor
podczas 55 Sabałowych Bajań w Bukowinie Tatrzańskiej. I to z
sukcesem!
Sabałowe Bajania to ogólnopolski festiwal polskiego folkloru, który od 1967 r. odbywa się w Bukowinie Tatrzańskiej. Impreza cieszy się wielkim zainteresowaniem. Zjeżdżają na nią artyści z różnych stron Polski i świata. Głównym punktem wydarzenia jest konkurs gawędziarzy, instrumentalistów, śpiewaków, drużbów i starostów weselnych. W tegorocznej edycji, która trwała się od 6 do 8 sierpnia, wzięło udział 33 gawędziarzy, 49 instrumentalistów, 45 śpiewaków, 34 grupy śpiewacze z 11 województw. Powiat bialski reprezentowały: O. Spychel z Leśnej Podlaskiej i zespół Na swojską nutę z Zahorowa (gmina Piszczac). Oliwia wykonała na skrzypcach dwa utwory: ,,Oberka Zdzisława Marczuka’’ i ,,Polkę trzęsionkę’’. Jury doceniło jej talent, przyznając drugą nagrodę w kategorii „instrumentalistka”. Z kolei panie z zespołu Na swojską nutę zajęły trzecie miejsce w kategorii „zespoły śpiewacze - dorośli”.
Sabałowe Bajania to ogólnopolski festiwal polskiego folkloru, który od 1967 r. odbywa się w Bukowinie Tatrzańskiej. Impreza cieszy się wielkim zainteresowaniem. Zjeżdżają na nią artyści z różnych stron Polski i świata. Głównym punktem wydarzenia jest konkurs gawędziarzy, instrumentalistów, śpiewaków, drużbów i starostów weselnych. W tegorocznej edycji, która trwała się od 6 do 8 sierpnia, wzięło udział 33 gawędziarzy, 49 instrumentalistów, 45 śpiewaków, 34 grupy śpiewacze z 11 województw. Powiat bialski reprezentowały: O. Spychel z Leśnej Podlaskiej i zespół Na swojską nutę z Zahorowa (gmina Piszczac). Oliwia wykonała na skrzypcach dwa utwory: ,,Oberka Zdzisława Marczuka’’ i ,,Polkę trzęsionkę’’. Jury doceniło jej talent, przyznając drugą nagrodę w kategorii „instrumentalistka”. Z kolei panie z zespołu Na swojską nutę zajęły trzecie miejsce w kategorii „zespoły śpiewacze - dorośli”.
Tegorocznym uroczystościom odpustowym ku czci Wniebowzięcia NMP
przewodniczył biskup siedlecki Kazimierz Gurda. Leśniańskie
sanktuarium znów nawiedziło kilka tysięcy pielgrzymów.
Obchody rozpoczęły się już w sobotę. Tego dnia ojcowie paulini witali piesze pielgrzymki. Pątnicy wzięli udział w wieczorowej Mszy św. sprawowanej pod przewodnictwem przeora leśniańskiego klasztoru o. Justyna Duszczyka. Potem uczestniczyli w Apelu Jasnogórskim i procesji maryjnej ze świecami. Tradycyjnie, o północy sprawowano Pasterkę. Punktem centralnym była niedzielna Suma odprawiana na pl. św. Józefa. Przewodniczył jej i słowo Boże wygłosił nasz ordynariusz bp Kazimierz Gurda. W homilii zachęcał do zagłębienia się w tekst hymnu „Magnificat”. Przypominał, że zbawienie jest najważniejszym celem ludzkiego życia. - Niczym są wszystkie inne dobra, które człowiek w swoim ziemskim życiu może zdobyć, jeżeli nie będą one miały odniesienia do zbawienia. Wszystkie mają służyć naszemu zbawieniu. W jego osiągnięciu nie może przeszkodzić człowiekowi ani jego wykształcenie, ani stan materialny, ani jego płciowość. Wszystko, jeśli chcemy, aby wspierało człowieka w jego drodze do zbawienia, musi mieć odniesienie do Pana Boga - nauczał biskup.
Obchody rozpoczęły się już w sobotę. Tego dnia ojcowie paulini witali piesze pielgrzymki. Pątnicy wzięli udział w wieczorowej Mszy św. sprawowanej pod przewodnictwem przeora leśniańskiego klasztoru o. Justyna Duszczyka. Potem uczestniczyli w Apelu Jasnogórskim i procesji maryjnej ze świecami. Tradycyjnie, o północy sprawowano Pasterkę. Punktem centralnym była niedzielna Suma odprawiana na pl. św. Józefa. Przewodniczył jej i słowo Boże wygłosił nasz ordynariusz bp Kazimierz Gurda. W homilii zachęcał do zagłębienia się w tekst hymnu „Magnificat”. Przypominał, że zbawienie jest najważniejszym celem ludzkiego życia. - Niczym są wszystkie inne dobra, które człowiek w swoim ziemskim życiu może zdobyć, jeżeli nie będą one miały odniesienia do zbawienia. Wszystkie mają służyć naszemu zbawieniu. W jego osiągnięciu nie może przeszkodzić człowiekowi ani jego wykształcenie, ani stan materialny, ani jego płciowość. Wszystko, jeśli chcemy, aby wspierało człowieka w jego drodze do zbawienia, musi mieć odniesienie do Pana Boga - nauczał biskup.
Odpust ku czci Wniebowzięcia NMP zgromadził w kodeńskim
sanktuarium rzesze pielgrzymów. Kalwaria znów stała się
wieczernikiem
modlitwy i wielkim podlaskim konfesjonałem.
Obchody ku czci Matki Wniebowziętej rozpoczęły się już w sobotę. Najważniejszym punktem dnia była wieczorna Msza św., której na kalwarii przewodniczył bp Kazimierz Gurda. Eucharystię poprzedziła uroczysta procesja z obrazem Królowej Podlasia. Pochód tradycyjnie otwierała banderia konna złożona z uczestników XIII Podlaskiej Konnej Pielgrzymki w Hołdzie Kawalerii Rzeczypospolitej. Meldunek na ręce biskupa siedleckiego złożył ks. Maciej Majek, zastępca dowódcy pielgrzymki. Poinformował, że w tym roku pielgrzymowali w hołdzie powstania listopadowego w 190 rocznicę od jego wybuchu. Przemierzyli konno 550 km. - Rozpoczęliśmy pod pomnikiem w Iganiach od hymnu narodowego i części Różańca. Trasa wiodła przez Stoczek Łukowski, Kłoczew, Dęblin, Wolę Gułowską, Suchowolę, Kolembrody, Leśną Podlaską, Janów Podlaski, Pratulin, Neple, Terespol, Kostomłoty i Kodeń. Jechaliśmy także w hołdzie Matce Bożej, modląc się o powołania. Tak jak nasi przodkowie sprzed 190 lat, robimy to konno, ale nie z szablą i orężem w ręku, a z różańcem, śpiewnikiem i mikrofonem - meldował ks. Majek.
Obchody ku czci Matki Wniebowziętej rozpoczęły się już w sobotę. Najważniejszym punktem dnia była wieczorna Msza św., której na kalwarii przewodniczył bp Kazimierz Gurda. Eucharystię poprzedziła uroczysta procesja z obrazem Królowej Podlasia. Pochód tradycyjnie otwierała banderia konna złożona z uczestników XIII Podlaskiej Konnej Pielgrzymki w Hołdzie Kawalerii Rzeczypospolitej. Meldunek na ręce biskupa siedleckiego złożył ks. Maciej Majek, zastępca dowódcy pielgrzymki. Poinformował, że w tym roku pielgrzymowali w hołdzie powstania listopadowego w 190 rocznicę od jego wybuchu. Przemierzyli konno 550 km. - Rozpoczęliśmy pod pomnikiem w Iganiach od hymnu narodowego i części Różańca. Trasa wiodła przez Stoczek Łukowski, Kłoczew, Dęblin, Wolę Gułowską, Suchowolę, Kolembrody, Leśną Podlaską, Janów Podlaski, Pratulin, Neple, Terespol, Kostomłoty i Kodeń. Jechaliśmy także w hołdzie Matce Bożej, modląc się o powołania. Tak jak nasi przodkowie sprzed 190 lat, robimy to konno, ale nie z szablą i orężem w ręku, a z różańcem, śpiewnikiem i mikrofonem - meldował ks. Majek.
W niedzielę 1 sierpnia na cmentarzu parafialnym w Sarnakach
została poświęcona nowa tablica nagrobna kpr. Zygmunta Kamińskiego.
Żołnierz 1 Pułku Aeronautycznego zginął w walkach obronnych na
linii
Bugu w okolicach Lipna 5 sierpnia 1920 r.
Mszę św. w intencji poległego żołnierza odprawił 1 sierpnia ks. Adam Pańczuk. Oprawę muzyczną zapewnił chór parafialny pod batutą organisty Janusza Kołtuniaka. Proboszcz parafii św. Stanisława BM w Sarnakach ks. prał. Andrzej Jakubowiczpoświęcił mogiłę. Termin uroczystości zbiegł się z rocznicą śmierci Z. Kamińskiego. W uroczystości wzięli udział członkowie Towarzystwa Miłośników Ziemi Sarnackiej oraz A. Szmak z rodzinąreprezentujący Towarzystwo Miłośników Torunia - obydwa towarzystwa doprowadziły do upamiętnienia kpr. Z. Kamińskiego i odnowienia jego grobu. Obecni byli także zainteresowani historią mieszkańcy. Kpr. Zygmunt Kamiński był żołnierzem 1 Pułku Aeronautycznego - jednostki Wojsk Aeronautycznych II RP sformowanej i użytej w czasie wojny polsko-bolszewickiej 1920 r. Pułk ten został użyty jako formacja piechoty, stąd otrzymał przydomek „pułk aeropiechoty”. Formacja powstała 28 lipca 1920 r. w Siedlcach z batalionów rozlokowanych w okolicznych wsiach.
Mszę św. w intencji poległego żołnierza odprawił 1 sierpnia ks. Adam Pańczuk. Oprawę muzyczną zapewnił chór parafialny pod batutą organisty Janusza Kołtuniaka. Proboszcz parafii św. Stanisława BM w Sarnakach ks. prał. Andrzej Jakubowiczpoświęcił mogiłę. Termin uroczystości zbiegł się z rocznicą śmierci Z. Kamińskiego. W uroczystości wzięli udział członkowie Towarzystwa Miłośników Ziemi Sarnackiej oraz A. Szmak z rodzinąreprezentujący Towarzystwo Miłośników Torunia - obydwa towarzystwa doprowadziły do upamiętnienia kpr. Z. Kamińskiego i odnowienia jego grobu. Obecni byli także zainteresowani historią mieszkańcy. Kpr. Zygmunt Kamiński był żołnierzem 1 Pułku Aeronautycznego - jednostki Wojsk Aeronautycznych II RP sformowanej i użytej w czasie wojny polsko-bolszewickiej 1920 r. Pułk ten został użyty jako formacja piechoty, stąd otrzymał przydomek „pułk aeropiechoty”. Formacja powstała 28 lipca 1920 r. w Siedlcach z batalionów rozlokowanych w okolicznych wsiach.
To był człowiek, który dawał innym całego siebie, a Łuków
zawdzięcza mu bardzo wiele. Dlatego wybudowanie nowego nagrobka
doktorowi Bronisławowi Chącińskiemu, pierwszemu Honorowemu
Obywatelowi Miasta Łuków, jest naszym moralnym obowiązkiem -
podkreślają organizatorzy zbiórki, z której dochód będzie
przeznaczony na pomnik zasłużonego lekarza i społecznika.
Inicjatorem akcji jest Szkoła Podstawowa nr 4 w Łukowie, której od 2000 r. patronuje B. Chąciński, podkreślając, iż swoją pracą zasłużył sobie na pamięć i godne miejsce spoczynku. Urodził się 6 października 1868 r. w Nagórzycach koło Piotrkowa Trybunalskiego, gdzie skończył gimnazjum. Następnie wybrał studia medyczne na Uniwersytecie Warszawskim. Dyplom lekarski otrzymał w 1895 r. Praktykę lekarską rozpoczął w Stoczku Łukowskim. Wkrótce wyjechał do Czech na studia doktoranckie. Po uzyskaniu stopnia doktora nauk medycznych w 1897 r. osiedlił się w Łukowie, pracując jako lekarz wolnopraktykujący, a od 1933 r. jako lekarz miejski. Po śmierci doktora Antoniego Tryjarskiego w 1905 r. objął stanowisko ordynatora szpitala św. Tadeusza w Łukowie. W czasie I wojny światowej doktor Chąciński walczył o utrzymanie placówki, szczególnie po dewastacji przez Niemców w 1918 r. oraz po najeździe bolszewickim w 1920 r. Kierował szpitalem do ostatniej chwili swojego życia.
Inicjatorem akcji jest Szkoła Podstawowa nr 4 w Łukowie, której od 2000 r. patronuje B. Chąciński, podkreślając, iż swoją pracą zasłużył sobie na pamięć i godne miejsce spoczynku. Urodził się 6 października 1868 r. w Nagórzycach koło Piotrkowa Trybunalskiego, gdzie skończył gimnazjum. Następnie wybrał studia medyczne na Uniwersytecie Warszawskim. Dyplom lekarski otrzymał w 1895 r. Praktykę lekarską rozpoczął w Stoczku Łukowskim. Wkrótce wyjechał do Czech na studia doktoranckie. Po uzyskaniu stopnia doktora nauk medycznych w 1897 r. osiedlił się w Łukowie, pracując jako lekarz wolnopraktykujący, a od 1933 r. jako lekarz miejski. Po śmierci doktora Antoniego Tryjarskiego w 1905 r. objął stanowisko ordynatora szpitala św. Tadeusza w Łukowie. W czasie I wojny światowej doktor Chąciński walczył o utrzymanie placówki, szczególnie po dewastacji przez Niemców w 1918 r. oraz po najeździe bolszewickim w 1920 r. Kierował szpitalem do ostatniej chwili swojego życia.
Warto czasem odpocząć od rozgrywek politycznych oraz innych dość
wysoko lokujących się tematów. Letni odpoczynek, nawet jeśli nie ma
ponad 20 kresek na termometrze, jest znakomitym restartem dla
umysłu
i dla ciała.
Niestety, dla mnie czas wakacji już się skończył. Tych parę dni, które udało mi się wygospodarować, było znakomitym relaksem. Ale i w tym czasie nie sposób uciec od ludzi, a nieustannie otaczający gwar sprawia, że dość łatwo można znaleźć temat do przemyśleń i pożywkę felietonisty. Otóż i mnie taki element wakacyjnego wypoczynku się przytrafił. W czasie podróży nie sposób nie uczynić jakiegoś przystanku. Choćby tylko po to, by wyprostować nogi zgięte w samochodowej podróży. Ale także, by spożyć jakiś posiłek. Bliskość ludzi w restauracji sprawia, że nie można jakoś powstrzymać się przed tym, by czegoś nie usłyszeć z rozmów sąsiadów. Siedziałem na jednej ze stacji benzynowych i jadłem śniadaniową jajecznicę, gdy doleciał mnie fragment rozmowy jakiejś dziewczyny i towarzyszących jej mężczyzn. Ze zdziwieniem zakomunikowała ona, że skonstatowała z przerażeniem, iż bliskie obecnie rządzącym „szmatławce” (cytat) czytają z lubością nie tylko mieszkańcy jakichś powiatowych miasteczek, ale ich sprzedaż jest niebywale wysoka chociażby na Ursynowie.
Niestety, dla mnie czas wakacji już się skończył. Tych parę dni, które udało mi się wygospodarować, było znakomitym relaksem. Ale i w tym czasie nie sposób uciec od ludzi, a nieustannie otaczający gwar sprawia, że dość łatwo można znaleźć temat do przemyśleń i pożywkę felietonisty. Otóż i mnie taki element wakacyjnego wypoczynku się przytrafił. W czasie podróży nie sposób nie uczynić jakiegoś przystanku. Choćby tylko po to, by wyprostować nogi zgięte w samochodowej podróży. Ale także, by spożyć jakiś posiłek. Bliskość ludzi w restauracji sprawia, że nie można jakoś powstrzymać się przed tym, by czegoś nie usłyszeć z rozmów sąsiadów. Siedziałem na jednej ze stacji benzynowych i jadłem śniadaniową jajecznicę, gdy doleciał mnie fragment rozmowy jakiejś dziewczyny i towarzyszących jej mężczyzn. Ze zdziwieniem zakomunikowała ona, że skonstatowała z przerażeniem, iż bliskie obecnie rządzącym „szmatławce” (cytat) czytają z lubością nie tylko mieszkańcy jakichś powiatowych miasteczek, ale ich sprzedaż jest niebywale wysoka chociażby na Ursynowie.
Kilka dni temu spotkałem na ulicy znajomego emeryta. Podaliśmy
sobie dłonie i ucięliśmy sympatyczną pogawędkę, w trakcie której pan
Edzio zapytał, czy nie pomógłbym mu naprawić kuchennego wentylatora.
A że w życiu reanimowałem kilka tego typu ustrojstw, postanowiłem spróbować po raz kolejny. Kilkadziesiąt minut później zapakowałem do plecaka trochę narzędzi i poszedłem poratować mieszkającego na pobliskim blokowisku bliźniego. Kiedy zapukałem do drzwi, człowiek, z którym dopiero co rozmawiałem, nie otwierał. Zakołatałem po raz kolejny i… nic. Zadzwoniłem dzwonkiem… cisza. Pewnie pan Edzio wyskoczył do sklepu po jakąś colę - pomyślałem i postanowiłem chwilę poczekać na niego na ławce przed blokiem. Schodząc po schodach, usłyszałem nagle dźwięk zamka. Gdy się odwróciłem, zobaczyłem stojącego w drzwiach seniora z maską na twarzy, trzymającego w uzbrojonych w rękawiczki dłoniach dezynfektor. Przyznam, że mnie zatkało. Wchodzić…, czy odwrócić się na pięcie i odejść? A może jestem jakiś trefny…, mam coś wymalowane na czole…? Może starszy pan jednak nie życzy sobie mojej wizyty…?
A że w życiu reanimowałem kilka tego typu ustrojstw, postanowiłem spróbować po raz kolejny. Kilkadziesiąt minut później zapakowałem do plecaka trochę narzędzi i poszedłem poratować mieszkającego na pobliskim blokowisku bliźniego. Kiedy zapukałem do drzwi, człowiek, z którym dopiero co rozmawiałem, nie otwierał. Zakołatałem po raz kolejny i… nic. Zadzwoniłem dzwonkiem… cisza. Pewnie pan Edzio wyskoczył do sklepu po jakąś colę - pomyślałem i postanowiłem chwilę poczekać na niego na ławce przed blokiem. Schodząc po schodach, usłyszałem nagle dźwięk zamka. Gdy się odwróciłem, zobaczyłem stojącego w drzwiach seniora z maską na twarzy, trzymającego w uzbrojonych w rękawiczki dłoniach dezynfektor. Przyznam, że mnie zatkało. Wchodzić…, czy odwrócić się na pięcie i odejść? A może jestem jakiś trefny…, mam coś wymalowane na czole…? Może starszy pan jednak nie życzy sobie mojej wizyty…?