Instytut Bronisława Szlubowskiego zaprasza na wydarzenie z cyklu
„Spotkanie u Hrabiego”. W sobotę 26 października, o 17.00, w pałacu
Potockich w Radzyniu Podlaskim odbędzie się premiera i promocja 17
tomu „Radzyńskiego Rocznika Humanistycznego”.
Aktualności
Joanna Łupińska jest 37-letnią siedlczanką, żoną i mamą trzech synów,
z których najmłodszy ma dopiero 3 lata. U Asi wykryto naczyniak na
pniu mózgu, który rośnie, uciska nerwy i zagraża życiu!
Wenanty Katarzyniec to jeden z najpopularniejszych współcześnie
wstawienników. Za jego sprawą dochodzi do licznych uzdrowień, a
modlący się otrzymują wsparcie w kłopotach materialnych.
„Od dzieciństwa o. Wenanty był głęboko przywiązany do Maryi. Promował wśród swoich rówieśników Różaniec, a później, już w seminarium, był jednym z najgorętszych propagatorów franciszkańskiej maryjności wśród współbraci. Dla Matki Bożej nauczył się włoskiego, jej poświęcał niemałą część swoich wysiłków i z nią modlił się nieustannie na różańcu, by wreszcie pod koniec życia stać się Rycerzem Niepokalanej i współpracownikiem św. Maksymiliana. Nie sposób zrozumieć Wenantego, modlić się o jego wstawiennictwo, nie rozumiejąc jego głębokiego przywiązania do Maryi”- pisze biograf Wenantego Tomasz Terlikowski w książce „W szkole Maryi. Różaniec z Wenantym Katarzyńcem”. O. Wenanty był franciszkańskim mistrzem nowicjatu, wykładowcą filozofii, łaciny i greki, opiekunem braci franciszkańskich, a także formatorem sióstr zakonnych z trzech zgromadzeń. Zasłynął płomiennymi kazaniami, ale także umiejętnościami organizacyjnymi.
„Od dzieciństwa o. Wenanty był głęboko przywiązany do Maryi. Promował wśród swoich rówieśników Różaniec, a później, już w seminarium, był jednym z najgorętszych propagatorów franciszkańskiej maryjności wśród współbraci. Dla Matki Bożej nauczył się włoskiego, jej poświęcał niemałą część swoich wysiłków i z nią modlił się nieustannie na różańcu, by wreszcie pod koniec życia stać się Rycerzem Niepokalanej i współpracownikiem św. Maksymiliana. Nie sposób zrozumieć Wenantego, modlić się o jego wstawiennictwo, nie rozumiejąc jego głębokiego przywiązania do Maryi”- pisze biograf Wenantego Tomasz Terlikowski w książce „W szkole Maryi. Różaniec z Wenantym Katarzyńcem”. O. Wenanty był franciszkańskim mistrzem nowicjatu, wykładowcą filozofii, łaciny i greki, opiekunem braci franciszkańskich, a także formatorem sióstr zakonnych z trzech zgromadzeń. Zasłynął płomiennymi kazaniami, ale także umiejętnościami organizacyjnymi.
Biskupi zgromadzeni na 384 zebraniu plenarnym jednogłośnie poparli
prośbę do papieża Franciszka, aby św. Jan Paweł II został patronem
pojednania polsko-ukraińskiego.
O życiu po wygranej The Voice of Poland, premierze pierwszej
autorskiej płyty oraz codziennym życiu - w rozmowie z Marcinem
Sójką
Tytuł albumu mi się przyśnił. Dosłownie. I on najlepiej oddaje moje podejście do przesłania tego krążka. Jak wspomniałem, zależało mi nie tylko na dobrych dźwiękach - tu się kłaniam kompozytorowi oraz producentowi płyty Michałowi Pietrzakowi - ale i na mądrych tekstach. A nie znam nikogo innego, kto tak trafnie pomógłby mi mój światopogląd ułożyć w teksty piosenek. Wielkie brawa należą się za te wszystkie emocje, piękne myśli, pozytywne przesłanie Juliuszowi Kamilowi - superzdolnemu i wszechstronnemu artyście. Zarówno wszystkie single, czyli „Zaskakuj mnie”, „Dalej” oraz najnowszy „Lepiej” z przesłaniem „Lepiej dawać, a nie brać”, układają się właśnie w kilka prawd, w moje credo życiowe, którym chcę się podzielić z innymi.
Tytuł albumu mi się przyśnił. Dosłownie. I on najlepiej oddaje moje podejście do przesłania tego krążka. Jak wspomniałem, zależało mi nie tylko na dobrych dźwiękach - tu się kłaniam kompozytorowi oraz producentowi płyty Michałowi Pietrzakowi - ale i na mądrych tekstach. A nie znam nikogo innego, kto tak trafnie pomógłby mi mój światopogląd ułożyć w teksty piosenek. Wielkie brawa należą się za te wszystkie emocje, piękne myśli, pozytywne przesłanie Juliuszowi Kamilowi - superzdolnemu i wszechstronnemu artyście. Zarówno wszystkie single, czyli „Zaskakuj mnie”, „Dalej” oraz najnowszy „Lepiej” z przesłaniem „Lepiej dawać, a nie brać”, układają się właśnie w kilka prawd, w moje credo życiowe, którym chcę się podzielić z innymi.
Wyższe Seminarium Duchowne im. św. Jana Pawła II zaprasza do
obejrzenia sztuki teatralnej przygotowanej przez alumnów III roku
zatytułowanej „Bogami będziecie”.
W parafii Najświętszego Zbawiciela w Rykach spędził prawie połowę
swej posługi. Dla kapłanów był duchowym ojcem, a dla wiernych
gorliwym duszpasterzem. Setki księży i mieszkańców Ryk pożegnało ks.
prałata Stanisława Burca.
Rycka wspólnota po raz kolejny okryła się żałobą. Niespełna cztery miesiące po śmierci proboszcza ks. kan. Krzysztofa Czyrki na kościelnym katafalku znów stanęła trumna. Tym razem trzeba było rozstać się z duchownym, który w parafii spędził blisko 30 lat. Ksiądz prałat, począwszy od 1990 r., przez 15 lat był proboszczem parafii, a w ciągu kolejnych 14 przebywał w niej jako emeryt. W pamięci wielu wciąż jeszcze brzmią echa jego donośnego głosu i prostych, ale trafiających w samo sedno kazań. Mocno przywiązani do swego pasterza parafianie nie zawiedli. 14 października, w dniu jego pogrzebu, świątynia w Rykach wypełniła się po brzegi. Smutnej, ale i tchnącej nadzieją liturgii przewodniczył bp Kazimierz Gurda. Tę nadzieję pasterz diecezji siedleckiej oparł na słowach Chrystusa mówiącego, że kto spożywa Jego ciało i pije Jego krew, będzie miał życie wieczne. - Te słowa nabierają szczególnej mocy, gdy stoimy przy trumnie księdza, który na Mszy św. powtarza tajemnicę wieczernika. Przemienia chleb w ciało, a wino w krew i podaje je wierzącym - zauważył biskup. - Ciało i krew Chrystusa ks. Stanisław przyjmował codziennie od 60 lat. Dlatego żywię głęboką nadzieję, że dostąpi zbawienia - dodał hierarcha.
Rycka wspólnota po raz kolejny okryła się żałobą. Niespełna cztery miesiące po śmierci proboszcza ks. kan. Krzysztofa Czyrki na kościelnym katafalku znów stanęła trumna. Tym razem trzeba było rozstać się z duchownym, który w parafii spędził blisko 30 lat. Ksiądz prałat, począwszy od 1990 r., przez 15 lat był proboszczem parafii, a w ciągu kolejnych 14 przebywał w niej jako emeryt. W pamięci wielu wciąż jeszcze brzmią echa jego donośnego głosu i prostych, ale trafiających w samo sedno kazań. Mocno przywiązani do swego pasterza parafianie nie zawiedli. 14 października, w dniu jego pogrzebu, świątynia w Rykach wypełniła się po brzegi. Smutnej, ale i tchnącej nadzieją liturgii przewodniczył bp Kazimierz Gurda. Tę nadzieję pasterz diecezji siedleckiej oparł na słowach Chrystusa mówiącego, że kto spożywa Jego ciało i pije Jego krew, będzie miał życie wieczne. - Te słowa nabierają szczególnej mocy, gdy stoimy przy trumnie księdza, który na Mszy św. powtarza tajemnicę wieczernika. Przemienia chleb w ciało, a wino w krew i podaje je wierzącym - zauważył biskup. - Ciało i krew Chrystusa ks. Stanisław przyjmował codziennie od 60 lat. Dlatego żywię głęboką nadzieję, że dostąpi zbawienia - dodał hierarcha.
Rozmowa z ks. Kazimierzem Jóźwikiem, proboszczem parafii św.
Apostołów Piotra i Pawła w Wierzbnie, diecezjalnym referentem ds.
misyjnych
Podczas pracy w Tomsku naszym zadaniem jako księży było docieranie do ludzi mających katolickie korzenie. W Aleksandrowsku zaprowadzono mnie do Fridricha - 80-letniego Niemca, który czekał na spowiedź kilkadziesiąt lat. Udzieliłem mu też sakramentu namaszczenia chorych. „Teraz mogę już spokojnie umrzeć” - mówił wzruszony. Pod koniec mojego pobytu w Iszymie spotkałem również Polkę - panią Emilię. Przewidując zsyłkę na Syberię, ksiądz udzielił jej Pierwszej Komunii św., gdy miała siedem lat. Kiedy przygotowywałem ją do drugiej spowiedzi w życiu - po 70 latach i zaproponowałem, że odtąd będą przywoził ją codziennie na Mszę św., odpowiedziała: „Ksiądz będzie po mnie przyjeżdżał? Ja na kolanach powinnam przychodzić do kościoła!”. Doświadczenie pracy misyjnej ubogaciło mnie. Widok ludzi, których Boża łaska przemienia i którzy czują się posłani, by głosić Chrystusa w swoim środowisku - w rodzinach i miejscach pracy, to namacalny dowód żywotności Kościoła. My, jako misjonarze, jesteśmy tylko słabym narzędziem w rękach Pana Boga…
Podczas pracy w Tomsku naszym zadaniem jako księży było docieranie do ludzi mających katolickie korzenie. W Aleksandrowsku zaprowadzono mnie do Fridricha - 80-letniego Niemca, który czekał na spowiedź kilkadziesiąt lat. Udzieliłem mu też sakramentu namaszczenia chorych. „Teraz mogę już spokojnie umrzeć” - mówił wzruszony. Pod koniec mojego pobytu w Iszymie spotkałem również Polkę - panią Emilię. Przewidując zsyłkę na Syberię, ksiądz udzielił jej Pierwszej Komunii św., gdy miała siedem lat. Kiedy przygotowywałem ją do drugiej spowiedzi w życiu - po 70 latach i zaproponowałem, że odtąd będą przywoził ją codziennie na Mszę św., odpowiedziała: „Ksiądz będzie po mnie przyjeżdżał? Ja na kolanach powinnam przychodzić do kościoła!”. Doświadczenie pracy misyjnej ubogaciło mnie. Widok ludzi, których Boża łaska przemienia i którzy czują się posłani, by głosić Chrystusa w swoim środowisku - w rodzinach i miejscach pracy, to namacalny dowód żywotności Kościoła. My, jako misjonarze, jesteśmy tylko słabym narzędziem w rękach Pana Boga…
Choć na co dzień mieszkają w dwóch sąsiednich wsiach, to
wspólnie
działają na rzecz wszystkich. Dziesięć lat temu kobiety ze Starego
i
Nowego Bazanowa założyły stowarzyszenie „Nowoczesna Pani”.
Okrągły jubileusz zachęcił do zorganizowania uroczystych obchodów i spotkania w większym gronie. Miejsca do wspólnej zabawy było pod dostatkiem. Wszystko dzięki pomysłowi i zaangażowaniu członków stowarzyszenia. Kilka lat temu ich staraniem jeden ze zniszczonych budynków w centrum miejscowości został zaaranżowany na świetlicę. Zadbana sala w dniu święta wypełniła się gośćmi. Na wydarzeniu pojawiły się lokalne władze, przedstawiciele urzędów i organizacji rolniczych, sponsorzy oraz mieszkańcy. Wyrazem radości z przeżywanej rocznicy były występy artystyczne. Przed publicznością zaprezentowało się kilka zespołów ludowych. Biesiadnym repertuarem pochwaliła się dobrze znana w okolicy grupa Pelagia z Leopoldowa. Ale nie zabrakło też śpiewaków z nieco dalszych stron: Wohyniaków z Wohynia i Folk-Maliny z Przybysławic. Oba zespoły od lat przyjaźnią się i współpracują z bazanowskim stowarzyszeniem. Na deser jako gospodarze uroczystości wystąpiły panie z Koła Gospodyń w Bazanowie.
Okrągły jubileusz zachęcił do zorganizowania uroczystych obchodów i spotkania w większym gronie. Miejsca do wspólnej zabawy było pod dostatkiem. Wszystko dzięki pomysłowi i zaangażowaniu członków stowarzyszenia. Kilka lat temu ich staraniem jeden ze zniszczonych budynków w centrum miejscowości został zaaranżowany na świetlicę. Zadbana sala w dniu święta wypełniła się gośćmi. Na wydarzeniu pojawiły się lokalne władze, przedstawiciele urzędów i organizacji rolniczych, sponsorzy oraz mieszkańcy. Wyrazem radości z przeżywanej rocznicy były występy artystyczne. Przed publicznością zaprezentowało się kilka zespołów ludowych. Biesiadnym repertuarem pochwaliła się dobrze znana w okolicy grupa Pelagia z Leopoldowa. Ale nie zabrakło też śpiewaków z nieco dalszych stron: Wohyniaków z Wohynia i Folk-Maliny z Przybysławic. Oba zespoły od lat przyjaźnią się i współpracują z bazanowskim stowarzyszeniem. Na deser jako gospodarze uroczystości wystąpiły panie z Koła Gospodyń w Bazanowie.