Kultura
Źródło: ARCHIWUM
Źródło: ARCHIWUM

Robię to, bo lubię

- Laik powie: „A co w tym trudnego? Siadasz i wyszywasz”. A tylko ten, kto ma o tej pracy pojęcie, jest w stanie to docenić - mówi pani Grażyna.

Siedlecka rękodzielniczka kontynuuje rodzinne tradycje. Jej przygoda z szydełkowaniem zaczęła się dzięki mamie, która wszystkiego ją nauczyła. – Nie pamiętam, kiedy był początek. Ale już od najmłodszych lat mnie do tego ciągnęło – przyznaje. Szybko nabrała wprawy. Powstałe za pomocą szydełka obrusy czy serwetki początkowo dekorowały rodzinny dom pani Grażyny. Z czasem zaczęły trafiać do rąk zachwyconych ciekawymi wzorami i precyzją wykonania znajomych.

Mozolna praca

Kiedy odwiedzam siedlecką rękodzielniczkę, od razu w oczy rzuca się „centrum dowodzenia” – pudełko, w nim nici, szydełka i igły, a obok kilka par okularów. – Oczy się niestety psują. Dlatego już nie staram się pracować wieczorami, tylko w dzień – wyjaśnia. Pani Grażyna narzeka też na brak miejsca w niewielkim mieszkaniu, gdzie o wyeksponowaniu wszystkich obrusów czy serwet nie ma co marzyć.

Kiedy proszę ją o pokazanie tego, co wyszło spod jej rąk, sięga do szafek i szuflad. – Upycham w różne miejsca, bo już nie mam gdzie tego trzymać – tłumaczy. Na ławie lądują więc serwety i serwetki szydełkowane w przeróżne wzory czy haftowane płócienne obrusy, na których pojawiają się różnokolorowe kwiaty i gałązki. Mniejsze czy większe, białe czy kolorowe – wszystkie serwety wymagają precyzji, cierpliwości i mnóstwa czasu, a co się z nim wiąże, kilku podejść.

Jak przyznaje Grażyna Mędza, najtrudniejszy jest haft richelieu. Ale w końcowym efekcie daje niepowtarzalny urok ażurowych kompozycji zapełnionych słupkami i pajączkami umieszczanymi w miejscu wyciętej tkaniny. – Najpierw trzeba narysować wzór na papierze, potem odbić go na płótnie. Następnie wyszyć, a na końcu powycinać – tłumaczy etapy powstawania haftowanego obrusu. Większość wzorów, które ozdabiają wyroby pani Grażyny, pochodzą z gazet, ale nie brakuje jej też własnych pomysłów. – Indywidualny wzór zajmuje dużo czasu, bo trzeba go rozliczyć w głowie, później rozrysować na papierze – mówi, ale po chwili dodaje, że nawet ten gotowy często przerabia. – Coś dodam, wyrzucę i wychodzi zupełnie coś nowego – śmieje się.

Kurki z nici

Choć to zajęcie czasochłonne, pani Grażyna nie liczy spędzonych z szydełkiem i igłą godzin. – To jest moja pasja i relaks. Przy tym się odstresowuję. Nic do mnie wtedy nie dociera. Nie potrafię siedzieć bezczynnie, muszę się czymś zająć – tłumaczy.

Najwięcej czasu na swoje hobby pani Grażyna poświęca zimą. Wtedy wśród rodziny i znajomych rośnie zapotrzebowanie na szaliki, czapki i sweterki. Robienie na drutach to kolejna umiejętność pani Grażyny. Osobą, której nie potrafi odmówić, jest jej kilkuletnia wnuczka. Dla niej powstaje właśnie na szydełku czerwona pacynka. Ale to dopiero rozgrzewka przed wielkanocnymi ozdobami, które teraz zajmują czas pani Grażynie. Gotowe już są różnej wielkości kurki o ogonkach przeplatanych kolorowymi nićmi, a nawet robione na szydełku koszyczki. – Aby nadać im odpowiedni kształt, usztywniam je krochmalem w sprayu, a potem suszę na grzejniku – zdradza tajemnice „wyrobu” autorka.

Pani Grażyna przyznaje jednak, że szydełkowanie to dość kosztowne hobby. Aby zrobić duży obrus, potrzeba 10 kłębów nici, a 1 kłębek to koszt 20 zł. O zarobku nawet nie może być mowy, ale – jak podkreśla pani Grażyna – nie to jest najważniejsze. – Cena na wszelkich kiermaszach jest niewspółmierna do kosztów i wniesionej pracy. Ale ja robię to, bo lubię. I cieszę się, kiedy ludzie oglądają i zachwycają się moimi serwetami – dodaje.

Bardziej ubolewa jednak na tym, że w Siedlcach nie ma stałego miejsca, w którym można by podziwiać prace rękodzielników. Pozostają jedynie organizowane kilka razy w roku, najczęściej w okolicach świąt, targi i kiermasze. – Zawsze można przyjść do mnie, obejrzeć moje prace i zamówić. Chętnie wykonam – obiecuje pani Grażyna.

Kinga Ochnio