Sądzeni będziemy z miłości
Kobieta jedną ręką miesiła ciasto na wypieki, drugą ocierała pot roszący czoło. Sercem trwała jednak przy Chrystusie, który po wielkopiątkowej męce oczekiwał zmartwychwstania. Halina bowiem - zgodnie z sugestią księdza proboszcza wyrażoną podczas niedzielnego kazania poprzedzającego czas Triduum Paschalnego - starała się zachować duchową łączność z Bogiem od świtu aż po zmierzch.
„Wiarę zdobywa się na kolanach” – często powtarzała. Życie nauczyło ją jednak, że do utrzymania sumienia w ryzach trzeba jeszcze postawy pokory i bezgranicznego zaufania.
Rankiem, tuż po przebudzeniu i uporaniu się z codziennymi zajęciami, kobieta udała się do świątyni celem wzięcia udziału w wielkosobotniej adoracji dla wdów i kobiet samotnych. Minęły ponad trzy dekady, odkąd pochowała ślubnego. Kiedy zginął w wypadku, ich córka Małgosia miała sześć lat. W konsekwencji obowiązek jej wychowania spadł na matkę, która troskę o zapewnienie bytu rodzinie łączyła z ciężką pracą na gospodarstwie. Trud poświęcenia rekompensowała sobie jednak nadzieją na spokojną starość – szczerze wierzyła, że gdy tylko zajdzie taka potrzeba, znajdzie bezpieczny kąt u swego jedynego dziecka…
„Czyżbym się pomyliła?” – myślała nieraz. Małgorzata wprawdzie często telefonowała, jednak zdawkowe rozmowy nie były w stanie zastąpić spotkania w cztery oczy. Tęsknotę Haliny potęgowała też myśl o Kasi, pięcioletniej wnuczce, którą w modlitwach zawierzała Bogu z prośbą o błogosławieństwo dla niej i szczęśliwą przyszłość. ...
Agnieszka Warecka