Komentarze
Źródło: WIKIMEDIA
Źródło: WIKIMEDIA

Sługo życia ponad światem złym!

Pierwszy wrześniowy dzień. Jeszcze do niedawna zapewne każdy z nas stwierdziłby, iż głowy naszych szanownych rodaków zaprzątnięte są pamięcią o początku wojny światowej i o bohaterskim czynie Polaków, którzy jako pierwsi w Europie nie poddali się bez walki niemieckim najeźdźcom.

Dzisiaj tej pewności już nie mamy, a raczej skłaniamy się ku temu, że pamięć jest swoistym garbem niepozwalającym normalnie funkcjonować we współczesności. Może jeszcze starsze pokolenie cokolwiek czci „świętości swoje”, ale młodzi (a mam na myśli nie tylko nastolatków, ale również pokolenie około czterdziestki) przechodzą mimo tamtych dni i nie dostrzegają żadnego powodu, by oddawać się rozmyślaniom nad przeszłością. Widząc rocznicowe artykuły, po prostu przerzucamy kartki w gazetach lub przełączamy kanał telewizyjny na jakąś rozrywkę czy inną mydlaną operę. Może dlatego piszący o wydarzeniach wrześniowych, ale również i o innych narodowych faktach, za wszelką cenę starają się nie tylko uatrakcyjnić własne przemyślenia, ale również nadać im walor swoiście sensacyjny, bo to przyciągnie uwagę publiki. I tak w czasie rocznicy Powstania Warszawskiego raczeni jesteśmy nie tylko dywagacjami nad słusznością tego działania, ale również niektórzy z publicystów poszukują wątków homoerotycznych w relacjach pomiędzy walczącymi w powstaniu i w ogóle w konspiracji antyhitlerowskiej. A gdy przychodzi rocznica września 1939, wówczas podejmuje się pytanie o polską politykę zagraniczną tamtych czasów i o konieczność lub możliwość współdziałania z Adolfem Hitlerem. Ostatnio nawet jeden z angielskich historyków (choć tytuł ten trzeba chyba brać w cudzysłów) stwierdził był, iż to Polacy winni są rozpętania światowej zawieruchy wojennej, ponieważ nie byli zbyt spolegliwi względem niewygórowanych żądań niemieckiej III Rzeszy. Teraz wypada tylko poczekać na inne rewelacje w stylu, iż to polscy żołnierze sprowokowali stalinowskich oprawców do tego, by zabijali ich strzałami w tył głowy, a ofiary Rzezi Wołyńskiej winne są własnej śmierci, ponieważ nie chciały ochoczo opuszczać własnych siedlisk i domostw, powodując straszliwą traumę wśród uciemiężonej od wieków przez polskich panów ludności ukraińskiej. I w ten sposób znajdziemy się w tym, co dzisiejsi socjologowie nazywają narracją, a normalny człowiek nazwie po prostu manipulacją faktami historycznymi w celu uzyskania doraźnych korzyści. Pamięci więc trzeba strzec.

Pamięć zaciera wiele w myślach, lecz nie kłamie

Narodowa pamięć historyczna to nie tylko zbiorek podniosłych tekstów mówiący o chwale naszej ojczyzny. Choć i tego negować od razu nie należy. Naród do własnej egzystencji potrzebuje mitu rozumianego nie jako opowiastka mająca być plastrem na obecne bolączki ani też stanowić podłoże do narodowej pychy, lecz mitu będącego intuicyjnym i prostym ujęciem historii dającym możliwość zrozumienia sensu i celu istnienia samego narodu. Mit to nie bajka dla dorosłych dzieci, lecz próba rozumienia rzeczywistości. Wystarczy prześledzić polską literaturę, i to nie tylko tę z epoki romantyzmu, by dostrzec jak ważką rolę w naszym narodowym bycie odgrywał ów mit. Stanowił kanwę nie tylko dla podniosłych uniesień, ale również dla konkretnych działań politycznych, społecznych czy militarnych. Owszem, mit może przekształcić się w bezrozumną i pyszałkowatą chęć wywyższenia własnej nacji. Jednakże to niebezpieczeństwo nie świadczy o samych micie, ale o tych, którzy sięgają po niego dla własnych działań i realizacji określonych celów. Co więcej, takie wykorzystywanie dziejów ojczyzny jest równie haniebnym zachowaniem, jak poniżanie własnej wspólnoty narodowej. Jednakże pamięć historyczna narodu nie ogranicza się tylko do przekazu owych „świętości”, lecz ma jeszcze jeden ważny element. Można go wskazać, odwołując się chociażby do literatury. Bohater jednej z powieści J.I. Kraszewskiego wypowiada znamienne zdanie: „Quid lege sine moribus?” („Czymże są prawa bez obyczajów?”). Rezerwuar pamięci narodowej jest nie tylko panteonem ojczystym, ale również podstawą sposobu istnienia i działania ludzi danej nacji w konkretnym czasie historycznym.

Pamięć niech będzie wciąż żywa

Wielu z nas często kieruje pod adresem dzisiejszych czasów bardzo ciężkie oskarżenia, wskazując na cynizm polityków, pazerność pracodawców, bezduszność urzędników, idiotyzmy poprawności politycznej, rozpasanie młodzieży, deprecjonowanie „wartości” etc. Wiele z tych oskarżeń jest słusznych i zawiera w sobie właściwą ocenę współczesności. Ale rzadko zadajemy sobie pytanie o przyczynę takiego stanu rzeczy. We wspomnieniach o II Rzeczpospolitej bardzo wielu wskazuje na doskonałą kadrę urzędniczą, która przy całej zmienności rządów w tamtych czasach, potrafiła utrzymywać sprawność działania aparatu państwowego. Otóż owa kadra wykształciła się właśnie na owym „micie ojczyzny”, który stanowił dla niej podstawę i motyw działania. Dla tej ojczyzny „nie żal żyć w nędzy, nie żal i umierać”. I nie było to działanie, w którym negowano by jednostkę ludzką na rzecz społeczności, ale było to działanie jak najbardziej osobiste, w którym każdy z członków społeczności odnajdywał uzasadnienie dla swojej egzystencji. Dzisiaj u wielu naszych rodaków pytanie: „Co robisz dla Polski?” wzbudza tylko uśmiech politowania i zjadliwą ironię. A podejście do pamięci historycznej ma raczej znamiona eventu, aniżeli uszanowania swoistej sakralności. Nie jest więc dziwnym, iż tak potraktowana nie stanowi już żadnej podstawy dla egzystencji i działania, lecz może stanowić co najwyżej ckliwy folklor, którym nikt się raczej nie przejmuje. A to pozwala różnorakim szalbierzom do oczerniania i sekowania tego, co z naszym narodem jest związane.

Płomienia i ochłody w duszy też szukać trzeba

O dziejach własnego narodu nie sposób pisać i mówić bez emocji. Podobnie zresztą jak o własnej rodzinie. Dla wielu może stanowić to trudność, bo przecież ciąży jak kamień pragnienie obiektywizmu i wyważenia ocen. Śmiem jednak twierdzić, że to właśnie uszanowana i jakiejś mierze sakralizowana pamięć narodowa pozwala wyważyć pomiędzy płomieniem i ochłodą w naszym spojrzeniu na przeszłość. I to właśnie ta pamięć jest również źródłem nadziei na przyszłość. Bo ona sprawia, że jesteśmy narodem, a nie motłochem.

Ks. Jacek Świątek