Komentarze
Stan gotowości

Stan gotowości

No i tak oto, po oczekiwaniu z nadzieją wielką, że nas to doświadczenie ominie, znaleźliśmy się jednak w sytuacji nie dość, że całkiem dla nas nowej, to jeszcze w dodatku śmiertelnie niebezpiecznej.

Być może nie dla wszystkich i w takim samym stopniu, ale przez to, że nowej i przewidywalnej w bardzo niewielkim stopniu, to tak samo dla wszystkich groźnej. W różnych zapewne obszarach, ale jednak… Czy można być na taką sytuację przygotowanym? Czy to możliwe, żeby dysponować zapleczem medycznym, ekonomicznym i fachowym rozbudowanym do tego stopnia, by stwierdzić z całą mocą, iż nic nas nie zaskoczy? Z pewnością nie, bo przecież nawet jeśli taki wirus jak ten, którego paraliżującego działania doświadczamy teraz, już nas więcej nie zaskoczy, to może pojawić się coś zupełnie nowego, a zaskakującego i paraliżującego jeszcze bardziej. O asteroidach z Ziemią na trasie przelotu też już przecież filmy prorocze powstawały…

Stan gotowości innych oceniamy z właściwą sobie łatwością. Na działania rządu patrzymy często bardziej z okularami partyjnych sympatii na nosie, niż przez szkiełko odrobinkę chociaż obiektywizmem przydymione. Patrzymy tak, jakby jeszcze kilka lat temu polskie szpitale i służby stały w pełnym pogotowiu, wyposażone po zęby w najnowocześniejsze cuda, mając do dyspozycji magazyny testów, maseczek, rękawiczek i płynów rozmaitych w ilościach niezmierzalnych. No i przyszedł rząd obecny, który wziął i ten stan idealnej gotowości popsuł. Bardzo „obiektywna” opinia, której zwierciadlane odbicie mówi, że to raczej poprzednie ekipy rządzące miały niezmierzalną ilość szczęścia i ich świetlane rządy epidemia ominęła.

No więc tak: rząd średnio przygotowany, szpitale kiepsko, szkoły wcale, służby marnie… Ponarzekamy, pomarudzimy, powytykamy różne błędy, mądrząc się, jak to powinno być. To może przy okazji, pośród tego utyskiwania, zadamy jednak takie pytanie również sobie? No właśnie… Jak to my jesteśmy przygotowani?

Spróbujmy sobie wyobrazić taką sytuację: jest 1 września 1939 r. Niemcy napadają na Polskę i rozpoczyna się powszechna mobilizacja. A my co? Cóż… Jeden powie, że nie ma z kim zostawić dziecka, a drugi zapyta, czy dostanie zasiłek. Trzeci musi jeszcze wyskoczyć na zakupy, a czwarty skorzysta z niezwykle atrakcyjnych, w obliczu nadchodzącej wojny, obniżek cen w biurach turystycznych. Ci, którzy w różnych programach społecznych dostrzegali i krytykowali nadopiekuńczość państwa, nagle o krytyce zapomnieli i sami tej opieki szukają. Wszyscy razem, nie bacząc na rozpoczynające się naloty i artyleryjski ostrzał, wyskoczą jeszcze na mega zakupy albo „wojnaparty”, które organizuje klub „Życie nie ma sensu”. Tak to mniej więcej stan naszej gotowości w obszarach koniecznej rezygnacji i wyrzeczenia wygląda…

I problem numer jeden, analizowany dokładniej niż próbki w laboratorium: będą te wybory czy nie? Proponuję pomodlić się, nawet online, żeby było i kogo, i komu wybierać…

Janusz Eleryk